Przejdź do komentarzyM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. V - Niedozwolone uciechy rodzinnego życia/6
Tekst 189 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-06-11
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1351

Niestety, wszystkie te jego rachuby nie spełniły się. Najpierw wydarzyła się ta straszna tragedia z Pietieńką, a miesiąc potem nastąpiła też śmierć matki. Teraz samemu przyszło płacić - i to bez żadnej nadziei na jakąkolwiek podłą kombinację. Nie można było ot, tak sobie odesłać teraz Jewpraksiejuszkę jako zbędną do jej rodziców, bo za sprawką mamuni rzecz zaszła już zbyt daleko i była na oczach wszystkich jak na dłoni. Na zapały Ulituszki również były marne nadzieje, bo choć to i dziewka bardzo zręczna, lecz jak się na nią zdać, od śledczego możesz się potem nie wywinąć.


Po raz pierwszy w swoim życiu Judaszek prawdziwie i szczerze pomstował na swoją samotność, w końcu niejasno pojmując, że otaczający go ludzie - nie pionki, potrzebne tylko po to, by je okpić i wykiwać.


*I co by ją to kosztowało poczekać jeszcze maleńko, - narzekał pod nosem na miłego przyjaciela mamunię, - załatwiłaby wszystko jak trzeba, rozsądniutko i cichutko - i bóg z nią! Nadszedłby jej czas - cóż robić, trudno! żal staruszki, ale taka wola nieba; ni łzy nasze, ni doktory, ni lekarstwa, ani nawet my wszyscy - przeciw bogu nikt i nic nie da rady! Pożyła sobie babunia! nażyła się! I sama panią wiek swój przeżyła, i dziatki panami zostawiła! Nażyła się, i starczy!*


I jak zawsze jego rozbiegana myśl, nie lubiąca dłużej się zatrzymywać na rzeczach, stanowiących jakikolwiek praktyczny trudny szkopuł, natychmiast przerzucała się ku sprawom prostszym, które wiecznie można sobie przelewać z pustego w próżne bez żadnych przeszkód.


*A jak pięknie zgasła, właśnie jak ci święci, co tylko oni końca takiego dostąpić mogą! - łgał samemu sobie - kłamie, czy prawdę mówi, sam tego nie wiedząc. - Bez żadnej choroby, bez zamętu... ot, tak! westchnęła - i patrzymy, a jej już nie ma! Ach, mamuniu, mamuniu! I uśmieszek taki na licach, i rumieńce... I rączka złożona jak do błogosławieństwa, i oczka zamknęła... adieu!*


I raptem w samym ogniu tych żałobnych peanów znów jakby go coś kolnęło. Znowu to *paskudztwo*... tfu! tfu! tfu! No, co by mamuni szkodziło ciutkę jeszcze poczekać! I wszystkiego może miesiąc a może i mniej nawet zostało - a ta, masz! wzięła i umarła!


Również na pytania Ulituszki próbował wykręcać się niczym, podobnie jak to wymigiwał się przed najmilszym przyjacielem mamunią: nie wiem! o niczym takim nie wiem! Ale do niej, baby nachalnej i przy tym pewnej swoich nowych sił, z podobnymi metodami tak nie wyjedziesz.


- To ja mam to wiedzieć?! ja to brzucho nadęłam?! - z miejsca go osadziła tak, że pojął, iż odtąd rokowania na pomyślne połączenie roli cudzołożnika z rolą postronnego obserwatora skutków własnego cudzołożenia - rokowania te jak ten siwy dym właśnie się rozwiały.


A nieszczęście zbliżało się coraz bardziej, nieszczęście nieuchronne, nieledwie namacalne! Prześladowało go w każdej chwili i, co najgorsze, paraliżowało całą jego bez-myślność. Czynił wszelkie możliwe wysiłki, by zetrzeć z powierzchni wyobrażenia tej biedy, utopić je w rzece pustych słów, lecz udawało się to jedynie po części. Próbował się ukryć za bezdyskusyjnością praw wyższych i boskich i jak zawsze czynił z tego tematu cały kłębek, który w nieskończoność sobie motał i rozmotywał, wplatając weń i przypowieść o włosie, co nikomu z głowy nie spadnie, i mit o gmachu budowanym na piaskach, jednak w chwili, kiedy jego jałowe myśli ześlizgiwały się w jakąś tajemną otchłań, kiedy owo wieczne motanie i rozmotywanie tego kłębka wydawało się już całkowicie bezpieczne - nagle zza rogu wdzierało się jedno słowo i natychmiast obrywało tego kłębka nić. Słowo to brzmiało *CUDZOŁÓSTWO* i znaczyło coś takiego, do czego Pijawka nawet sam przed sobą nie chciał się przyznać.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Dzięki za kolejny odcinek tłumaczenia.
© 2010-2016 by Creative Media
×