Przejdź do komentarzyM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. VII Bilans - i wypłata/6
Tekst 220 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-07-13
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1331

I chwytała za gitarę, przerzucała przez głowę jej pasiastą haftowaną taśmę, zasiadała na krześle, zakładając nogę na nogę, i zaczynała: i-ech! i-ach! No, i rzeczywiście - wychodziło właśnie tak: kapka w kapkę jak u Cyganki Matrioszy.


Jakby jednak nie było, Liubusia żyła jak ten pączek w maśle, a Liulkin, aby nie zaciemniać obrazu tego półtrzeźwego szczęścia jakimiś głupimi odmowami, najwyraźniej już przystąpił do zaciągania prywatnych pożyczek kosztem miejscowej kasy ziemskiej. Nie mówiąc już wcale o rzekach szampana, które każdej nocy wypijano i rozchlapywano na podłogi w gniazdku Liubusi, bo ta z dnia na dzień robiła się coraz bardziej kapryśna i żądna wszystkiego. Na scenie domowej tej idylli pojawiły się najpierw zamówione w Moskwie suknie od M-me Minangoix, a zaraz potem także brylanty od Fulda. Kobietka była wyrachowana i nie gardziła bogactwem; pijane życie - swoją drogą, a złoto i drogie kamienie, a zwłaszcza zaś wygrane obligacje - swoją. W każdym razie żyło się im nie to żeby wesoło, a dziko, bez pardonu, z jednego czadu popadając w kolejny. Jedno było tylko nieprzyjemne: okazało się koniecznym dbać o przychylność komendanta policji, który - chociaż również należał do przyjaciół Liulkina - czasami lubił wszystkim dawać odczuć, że jest w pewnym sensie jednak władzą. Liubusia zawsze trafnie zgadywała, kiedy bywał niezadowolony z jej przyjęcia, bo w takich razach następnego dnia rano zjawiał się u niej komisarz policji i żądał okazania paszportu. I temu się podporządkowywała: na śniadanie własnoręcznie podawała komisarzowi zakąskę i wódkę, a wieczorem osobiście tylko dla komendanta przyrządzała jakiś szwedzki *poncz*, którego był wielkim amatorem.


Kukiszew jako kolejny przyjaciel Liulkina widział to codziennie rozlewane szampańskie morze, i spalał się z zawiści. Za wszelką cenę zapragnął posiadać dokładnie taki sam otwarty dom i identyczną, taką samą *Lolę*. Można by było wtedy czas spędzać bardziej urozmaicenie: dzisiaj noc u Liulkowskiej *królewny* - jutro zaś u niego, Kukiszewa. Była to jego idee fixe, marzenie strasznego tępaka, który im głupszy, tym bardziej uparty w realizacji swych dążeń. A najbardziej do tych celów nadawała się właśnie Aniusia.


Wszelako ta nie zdawała broni. Jeszcze do tej pory była nierozbudzona, chociaż wielu miała wielbicieli i nie krępowała się w ich towarzystwie. Był taki moment, kiedy wydawało się, iż gotowa jest pokochać miejscowego tragika, Miłosławskiego X *), który ze swojej strony również wyraźnie zapłonął do niej uczuciem. Pan ten jednak tak był zadurzony, a przy tym tak uparcie nietrzeźwy, że ni razu nie wyznał jej niczego, a tylko gapił się na nią i jakoś tak beznadziejnie czekał, kiedy przechodziła obok niego. Miłość ta obumarła więc w zarodku. Na wszystkich pozostałych adoratorów patrzyła po prostu jak na nieuchronną konieczność, na jaką prowincjonalna aktorka jest skazana dzięki samym warunkom podobnego rzemiosła. Przyjmowała to z pokorą, korzystała z tych maleńkich przywilejów (oklaski, bukiety, bomboniery, jazda trojką, pikniki itp.), jakie jej dawano, lecz poza owe, rzec można, udawane rozpasanie - nic więcej.


Tak też postępowała i teraz. W ciągu całego lata wytrwale przebywała na ścieżce cnoty, zazdrośnie strzegąc swego *skarbu* i jakby pragnąc zaocznie dowieść ojczulkowi z Woplina, że także pośród aktorek można spotkać osobowości, którym nieobce jest bohaterstwo. Pewnego razu nawet postanowiła poskarżyć się na Kukiszewa naczelnikowi prowincji, a ten wysłuchał jej przychylnie i za waleczność pochwalił, zalecając to jej również na przyszłość. Jednocześnie, ujrzawszy w jej skardze tylko pretekst do pośredniej napaści na jego, naczelnika, urząd, pozwolił sobie dodać, że straciwszy siły w walce z wrogiem wewnętrznym, nie widzi poważnych podstaw, by przypuszczać, iż on sam mógłby być w jej żądaniu użytecznym. Aniusia zaczerwieniła się i wyszła z jego gabinetu.


....................................................................


*) Miłosławski X - czytamy *Miłosławski Dziesiąty*

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Mam w TY-kabel... Stację rosyjską i bardzo lubię oglądać i słuchać starych ludowych rosyjskich pieśni .
O romansach nie wspomnę.

Czytam Twoje tłumaczenia na nasze.
Pozdrowionka.
avatar
Jesteś na pewno z innej epoki i to jest komplement. Dobrze się czytało.
avatar
Wielka Sztuka - w tym Wielka Literatura - broni się zawsze sama. Nie potrzebuje ni sponsora, ni recenzenta, ni tłumacza na nasze, ni, ni, ni, by jaśnieć światłem własnym jak ta Gwiazda Zaranna na błękitnym niebie.

Dziękuję za piękny odzew. Właśnie na takim Czytelniku zależy nam wszystkim Piszącym
© 2010-2016 by Creative Media
×