Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2020-03-30 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 915 |

Edward wdzięczny był losowi, gdy postawił mu na drodze Etiena. Dzięki niemu został uratowany na ta chwilę. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdy zagłosował przeciw, to ktoś zostanie wysłany, by go zabić. Postanowił dotrzeć do Elizabeth Anderson i przekazać co się wydarzyło. On pamiętał doskonale w jaki sposób Jahred Anderson został uśmiercony. Widział z ukrycia kto to zrobił, na jego szczęście nikt go nie nakrył. Dlatego był bezpieczny do teraz. Musi jak najszybciej się z nią zobaczyć.
Wyszedł z kryjówki nocą, po to aby być mniej widocznym. Mijał kolejne domy, gdy nagle ktoś go powalił. Obolały z trudem się odwrócił i zobaczył Bena. Dużo młodszego od siebie mężczyznę, który błyskawicznie przemienił się w wilkołaka i warcząc szczerzył do niego ostre zębiska. Był to wysłannik Thomasa. Czół, że był śledzony. Teraz wiedział z czyich łapsk zginie. Ben krążył wokół niego jak nad swoją zdobyczą. Powarkiwał, stąpał łapami mocno po ziemi, aż spod nich ulatywał kurz.
I co starcze? Myślałeś, że odpuścili ci? - spojrzał na przestraszonego Edwarda. - W życiu pewne są dwie rzeczy: pieniądze i śmierć. Pierwsze masz ty, a drugie zapewnię ci ja i dzięki temu wejdę do rady starszych.
Nie możesz! Jesteś za młody! - krzyknął drżącym głosem.
Och! Nie bądź śmieszny! Zdradziłeś Thomasa głosując przeciw niemu. I tym mus się naraziłeś. Wiesz jak on nie lubi sprzeciwu. Dlaczego uważałeś, że dobrze robisz?
Prawdę mówiłem! To mała ma prawo do tronu i wiesz o ty znakomicie. Tak jak reszta. Tylko oni boja się tego zdradliwego króla!
Ben najeżył swoje futro.
Jak śmiesz tak mówić o swoim władcy!
Gówno mnie już to obchodzi co sobie o mnie pomyślisz. Mówię tak, bo nam prawdę!
Ben uniósł swoje krzaczaste brwi.
Co takiego? Jaką prawdę? - rzekł kpiąco.
Przypomnę ci, bo nic mnie już nie uratuje.
A tu masz rację. Jesteś na mnie skazany.
Nie pamiętasz, albo nie chcesz o tym mówić. Naście lat temu Jahred Anderson zginął również z twoich rąk! Diable wcielony! Wszystko widziałem!
Co? Gadasz bzdury.
Nieprawda. Ty, John, Thomas i jeszcze jeden zgładziliście chłopaka. Byłby bardzo dobrym królem. On dążył do pogodzenia nas z wampirami. Dzięki niemu moglibyśmy łowiecko korzystać z dóbr tamtego rejonu. A tak Thomas zapewnił nam biedę i grozę. Każdy musi mu się podporządkować, bo inaczej zginie.
Dosyć tych dyrdymałów! Nie mam ochoty ciebie słuchać.
Ben nasrożył się, rozpędził i rzucił na starca. Wtem kłapiąc wściekle zębiskami z dużą siłą został pchnięty na ścianę pobliskiego budynku. Otrzepał się z zamroczenia i spojrzał na rywala. Był to młody wilkołak i wilczyca. Nie mógł ich rozpoznać w futrzanej postaci. Oboje rzucili się na niego. Pył jaki spowodowali szamotaniną zakrył ich całościowo.
Edward doczołgał się do budynku i oparł o ścianę zimnego muru. Po chwili dojrzał zwycięską parę która wyszła z siwego obłoku. Podeszli do niego.
Witak Edwardzie.
Rozpoznał głos przemienionej kobiety.
Zehra... - zachrypiał. - Zehra Collins... Ja muszę... Coś powiedzieć dla Elizabeth Ander...
Kobieta uśmiechnęła się do niego. Nagle zrobiło mu się gorąco i zakręciło mu się w głowie. Zamknął oczy. Zemdlał.
Mamo? - spojrzał na nią zlękniony Brandon.
Spokojnie. - sprawdziła puls. - Żyje. Weź go na ręce. Zaniesiemy go do domu.
Ale on coś wspomniał o Elizabeth Anderson.
A kto to jest? Znasz ją?
Tak. Przyjechała nie dawno do Boroty z córką Gretą. Wiem gdzie mieszkają. Zanieśmy go do nich.
No dobrze, ale tylko gdy mi powiesz jak się poznaliście? To nazwisko gdzieś mi chodzi po głowie.
Brandon nie wspomniał o legendzie. Postanowił zaczekać, aż sprawa wyjaśni się sama.
Elizabeth poznałem dzięki jej córce Grecie. Uczęszczamy razem do tej samej szkoły.
Zehra spojrzała na niego z pół uśmieszkiem.
Tylko do szkoły?
Chłopak zawstydził się.
Oj, mamo...
Zehra roześmiała się perliście.
No, dobrze. Już dobrze. Chętnie ją poznam. - stwierdziła zaczepnie.
Mamoooo! Uspokój się. - zamilkł, lecz po chwili namysłu dodał. - W porządku wejdziesz ze mną. Spójrz, jesteśmy na miejscu.