Przejdź do komentarzyRozdział 26. Pasażer na gapę /5
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2022-02-10
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń484

Jednak w tym, co mówił, tkwił jakiś nieuchwytny defekt, który wszystko obracał w pozbawioną sensu gadkę-szmatkę. Nieszczęście pogłębiało też to, że Gargantua uwielbiał mówić i po każdym swym zdaniu żądał od współrozmówcy potwierdzenia.


- Dobrze mówię? - pytał, kręcąc głową, jakby miał zamiar swym dużym pięknym nosem coś smakowitego sobie dziobnąć. - To przecież prawda, prawda?


I jedynie te tylko słowa były w tych jego gadkach zrozumiałe. Cała reszta zlewała się w dziwaczny, na siłę wciskany intelektualny szum. Mister Burman z grzeczności potakiwał mu na wszystkie jego zapytania i już po chwili uciekł. Z Gargantuą wszyscy się zgadzali, i to właśnie dlatego uważał siebie za człowieka zdolnego w każdej sprawie przekonać każdego.


- I widzi pan, - powiedział do Pałamidowa, - pan nie potrafisz rozmawiać z ludźmi. A ja go przekonałem. Dopiero przed chwilą udowodniłem mu, a on się ze mną zgodził, że u nas nie istnieje żaden problem żydowski. Dobrze mówię? Prawda, że to prawda?


Pałamidow nic z tego nie pojął i, kiwnąwszy głową, zaczął wsłuchiwać się w rozmowę, jaką tuż obok z obsługantem wagonu prowadził Niemiec-ekspert ds. Wschodu. Ten pierwszy od dawna już chciał włączyć się do rozmowy i dopiero teraz znalazł wolnego w sam raz dla siebie słuchacza. Dowiedziawszy się na wstępie, jaki jest tytuł oraz nazwisko specjalisty, obsługant odstawił miotełkę i płynnie rozpoczął:


- Pan, profesorze, zapewne nie wie, że w Azji Środkowej żyje taki zwierz, co się nazywa wielbłąd. Na jego grzbiecie są dwa garby. Miałem takiego znajomka kolejarza, na pewno pan o nim słyszał, towarzysza Dołżnostiuka, który pracował w przechowalni bagażu. Razu jednego siadł on na tym wielbłądzie pomiędzy jego garbami i uderzył go trzcinką, a ten się wściekł i zaczął go tymi swoimi garbami tak dusić, że omal całkiem nie zadusił, szczęściem Dołżnostiuk zdążył zeskoczyć. To był waleczny młodzian, pan na pewno słyszał o tym. No, to wielbłąd opluł mu cały fartuch, a właśnie był prosto z pralni...


Wieczorna biesiada dobiegała powoli końca. Zderzenie dwóch różnych światów szczęśliwie minęło i obeszło się bez pyskówki. Współistnienie dwóch diametralnie różnych systemów politycznych - kapitalizmu i socjalizmu - w pociągu specjalnym chciał-nie chciał musiało potrwać jeszcze prawie miesiąc. Wróg światowej rewolucji Herr Heinrich opowiedział starą podróżną anegdotę, po czym wszyscy udali się do wagonu restauracyjnego na kolację, przechodząc z wagonu do wagonu po trzęsących się żelaznych podestach i mrużąc oczy od gwałtownych przeciągów. W restauracji wszakże mieszkańcy pociągu rozsiedli się osobno. W trakcie kolacji wszyscy wszystkich dyskretnie obserwowali. Przedstawiciele zagranicy, korespondenci słynnych gazet i agencji telegraficznych z całego świata, raczyli się winami zbożowymi i z wystudiowaną grzecznością ze strachem patrzyli na stachanowców w ich robociarskich butach i na sowieckich dziennikarzy, którzy po domowemu pojawili się w zwykłych kapciach i bez krawata.


W wagonie restauracyjnym siedzieli najprzeróżniejsi ludzie: i prowincjusz z Nowego Jorku mister Burman, i panienka z Kanady, która przybyła zza oceanu do Moskwy zaledwie na godzinę przed startem pociągu i dlatego wciąż niezbyt przytomnie kręcąca głową nad kotletem na podłużnym metalowym talerzyku, i japoński dyplomata, i młodszy od niego inny Japończyk, i Herr Heinrich, którego żółte oczy z jakiegoś powodu uśmiechały się, i młody angielski konsul o cienkiej talii tenisisty, i Niemiec-ekspert ds. Wschodu, ten co tak cierpliwie słuchał opowieści obsługanta o przedziwnym zwierzęciu z dwoma garbami na grzbiecie, i amerykański ekonomista, i Czechosłowak, i Polak, i czterej korespondenci z Ameryki Południowej, i  jakiś pastor, zamieszczający swoje artykuły w gazecie związku młodych chrześcijan, i stuprocentowa Amerykanka ze starej pionierskiej familii z holenderskim nazwiskiem, która zasłynęła tym, że w ubiegłym roku w Mineralnych Wodach*) przegapiła odjazd swojego pociągu i dla reklamy przez jakiś czas ukrywała się w dworcowym bufecie, co w amerykańskiej prasie wywołało wielki popłoch. Przez trzy dni potem pod przyciągającymi wzrok tytułami drukowano krótkie anonse: *Panienka ze starej familii w łapach dzikich kaukaskich górali!*, *Śmierć albo milionowy okup!* itp., itp. W stosunku do wszystkiego, co było sowieckie, jedni odnosili się wrogo, inni mieli nadzieję w jak najkrótszym czasie rozwikłać zagadkę azjatyckiej duszy Rosjanina, a jeszcze inni starali się według najlepszych swych intencji po prostu zrozumieć to, co działo się w pierwszym takim na świecie Kraju Rad.




1931


..........................................................................



*) Mineralne Wody - 70-tysięczne miasto-kurort w kraju stawropolskim, na przedpolach Kaukazu

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Znam tego typu przekonywania z przeróżnych narad.
© 2010-2016 by Creative Media
×