Przejdź do komentarzyKatar
Tekst 19 z 19 ze zbioru: seks and drugs and arie operowe
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2023-01-08
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń316

KATAR

( To mroczna i obsceniczma historia – dobrze to przemyśl zanim zaczniesz czytać.)

Mam wnuka. Ostatnio córka przywiozła go na noc. Jako, że pogoda jest taka a nie inna, wielu wokoło smarczy i charczy, zaś Felek ma 7 miesięcy, więc wśród dostarczonych wraz z wnukiem utensyliów był też sprzęt do usuwania kataru.

Kiedy moje dzieci miały po kilka miesięcy można było nabyć gruszkę służącą do tego celu – wąski koniec wsuwany w dziecięcy nosek połączony z gumową kulką, którą zasysało się te nieprzyjemne złogi.

Dziś nie ma w aptece czegoś takiego, więc córka nabyła jeden z dwu dostępnych modeli. Też opierający się na pneumatyce, ssaniu, podciśnieniu. Tu jednak zamiast gumowej gruszki do zasysania jest rurka. Jeden koniec, ten węższy wsuwa się w dziecięcy nosek, a ten szerszy w swoje usta i zasysa się smarki. Spokojnie, pośrodku tego zmyślnego urządzenia jest gąbeczka.

A nie było nic innego?, spytaliśmy. Był jeszcze inny model, dla purystów higienicznych. Taki, który montuje się do odkurzacza. Tu jednak nie mamy żadnej kontroli nad siłą ssania i od razu rodzi się obawa, że wyssiemy dziecku mózg wraz z katarem.


Przyglądając się tematowi powierzchownie to może nas nieco rozbawić. Dobrze wiemy, że takie urządzenia wymyślają ściślaki, inżynierowie po politechnikach. Nie robią tego chłopaki po zawodówkach. Bo trzeba dobrać odpowiednie materiały, wyliczyć długości i przekroje – to nie są proste rzeczy.  Im więcej ich znam mój zachwyt nad polskimi inżynierami mocno osłabł – okazali się równie głupi co humaniści. Ale: wystarczy tylko trochę pieniędzy i dostęp do możliwości, by uruchomić produkcję tych akcesoriów. I tu czai się mrok, bo produkcja to jedno, ale w Polsce dopuszczenie do sprzedaży ( to dla maluszków przecież) wymaga atestów, a te badań różnych. Te zaś prowadzą ludzie bardziej utytułowani, jeszcze bardziej wykształceni od inżynierów – wymyślaczy.  Wyobrażacie sobie profesorów zasysających sobie smarki z nosa w ramach badań dopuszczających takie urządzenia do obrotu? Po covidzie?  No ale ktoś to zrobił – i niemal na pewno nie był to ktoś, kto pracował jako profesor i był potem tak nazywany w przyjaznych mediach ( jak Władysław Bartoszewski – to najbardziej znany przykład takiej bzdury, albo Marek Cecuła – ten jest po prostu wybitnym praktykiem i nie pcha się przed kamery, nie usiłuje być dla nas autorytetem).

Uogólniając : świat, który nas otacza w dużej części składa z efektów procesów myślowych takich nietuzinkowych wynalazców. To, że ktoś to wymyśla to pikuś. Ale groźne jest to, że ktoś te pomysły dopuszcza do użytkowania.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×