| Autor | |
| Gatunek | popularnonaukowe |
| Forma | proza |
| Data dodania | 2025-11-21 |
| Poprawność językowa | - brak ocen - |
| Poziom literacki | - brak ocen - |
| Wyświetleń | 22 |

Monarcha, wielki niedźwiedź Tallacu
Góra Tallac stoi wysoko, powyżej pozostałych szczytów górskich pasma Sierra. Jest wysoka na dziesięć tysięcy stóp nad poziomem morza. Spoglądając ze szczytu na północ niejeden może zobaczyć bardzo duże, błękitne jezioro. Po każdej stronie znajdują się cudowne kolory i rzeczy – sosnowe drzewa, strumienie, wzgórza.
Lecz bystre, szare oczy Lana Kellyana nie zauważały pięknych kolorów wzgórza i jeziora. Był łowcą. Skórzane ubranie, brązowa twarz, mocne ciało i klarowne, szare oczy od razu mówiły nam ten fakt. Myśliwskie oko rozglądało się za śladem i znajdowało ślad, którym podążał wzdłuż ziemi. Wiedział, że wielka niedźwiedzica i jej dwa małe szczeniaki były gdzieś blisko dlatego, że ślady łap zwierząt w trawie były jeszcze świeże. Koń Lana również znał tą rodzinę grizli przebywającą w pobliżu dlatego, że wciągał powietrze w nozdrza i kroczył nerwowo. Lan zsiadł z konia, a wtedy podążając za tropem wdrapał się na urwisty brzeg i tam, przy szczycie, pięćdziesiąt jardów dalej, ujrzał starą niedźwiedzicę grizli i jej dwa oseski.
Było za daleko na dobry strzał ale Lan wystrzelił i zdawało się, że trafił w ramię. Niedźwiedzica ranna, skoczyła w górę i popędziła w miejsce skąd unosił się dym ze strzelby. Lan zbiegł z brzegu, wskoczył na swego konia i zniknął niczym wiatr. Ale grizli biegła prawie tak samo szybko, zasadzając się na niego lecz chybiając za każdym razem. Grizli nie mogła biec z wielką prędkością na dłuższy dystans i wkrótce niedźwiedzica została w tyle, i powróciła do małych. Lan wrócił do swojego obozu ale następnego dnia powrócił aby doglądać niedźwiedzicę.
Około tydzień później przebywał w małej, głębokiej dolinie okolonej po obu stronach stromymi skałami, gdy ujrzał niedaleko starą niedźwiedzicę wraz z dwoma maluchami. Kiedy zatrzymała się aby napić się z czystego strumienia, Lan wypalił. Gdy usłyszała strzał zwróciła się ku maluchom i dając klapsa pierwszemu, a potem drugiemu pognała je w górę, w stronę drzew. Drugi strzał Lana trafił ją. Ranna i wściekła szarżowała gwałtownie na łowcę. Trzeci strzał trafił ją w łeb po czym stoczyła się w dół ze zbocza wielkiej skały i leżała martwa na dnie doliny.
Lan zaraz poszedł w stronę drzew, gdzie jeszcze były szczeniaki. Spoglądały na niego z lękiem, gdy się do nich zbliżył i gdy zaczął wdrapywać się na drzewo, wdrapywały się jeszcze wyżej. Jedno z nich zaczęło wyć, a drugie warczeć coraz gwałtowniej, im bliżej był łowca. Wyciągnął linę i robiąc pętlę ściągnął je na ziemię. Następnie zapakował je w worek i pojechał z nimi do swego obozu. Tam założył każdemu z nich obrożę i łańcuchami przytwierdził każde do stanowiska. Od razu wdrapały się na szczyt stanowiska, jedno wyło, a drugie warczało. Dlatego przez pierwsze dni odmawiały jedzenia ale w końcu wypiły trochę mleka, które Lan dla nich pozostawił. W następnym tygodniu nawet zauważały swojego pana, kiedy chciały jeść czy pić.







