Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-07-10 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1384 |
Abonamenty
- Dla mnie cappuccino – powiedziała Magda nie odrywając wzroku od komórki.
A dla mnie cafe late maxi – dodała Gudrun. Ona także wpatrywała się w ekranik trzymanego w dłoni telefonu.
Przed paroma minutami przyjaciółki rozesłały po świecie rewelację o zdanym właśnie egzaminie, a teraz odczytywały napływające zewsząd gratulacje. Upragnione dokumenty tkwiły już w przegródkach ich portfeli.
- „Witamy w naszym gronie” pojawiało się najczęściej – wiadomo, kto skończy osiemnaście lat, a nie ma jeszcze prawa jazdy, jest ubolewania godnym outsiderem.
Gdy przeszła pierwsza fala SMS-ów, komórka Magdy przestała kwakać jak kaczka, a komórka Gudrun szumieć jak morze i kelnerka na stoliku postawiła dwie ogromne fajansowe filiżanki, przyjaciółki zapadły w zadowolone milczenie. Na ich twarzach malowała się błogość: skończył się stres, osiągnęły to, o czym marzyły niemal od dziecka, odebrały hołd od przyjaciół i rodziny, kawa smakowała i pachniała cudownie, zaczynały się wakacje... Są takie chwile, gdy niczego do szczęścia już nie brakuje, chwile, które mogłyby trwać wiecznie... gdyby nie ten niecierpliwy i nienasycony stworek, który w nas siedzi i szepcze: jeszcze, jeszcze, więcej, więcej.
- Nie mam samochodu – oznajmiła nagle ponuro Gudrun - Nawet jeśli tato pozwoli mi czasem pojechać swoim mercedesem to nigdy nie puści mnie samej. A jak wyglądają jazdy z nim, wiem, bo rok temu skręcił sobie nogę i mama musiała nas wozić. Wtrącał się przez cały czas i im lepiej mama prowadziła, tym bardziej był niezadowolony. Na szczęście tak rozkojarzał mamę, że zaczynała rzeczywiście wyczyniać dziwne rzeczy. To ratowało sytuację, bo tata się odprężał, a mama jest łagodna, więc się nie gniewała.
- Ty przynajmniej masz szanse poprowadzić. Moi rodzice to zaprzysiężeni rowerzyści, nie mamy samochodu.
- A instruktor powiedział: teraz ćwiczyć, ćwiczyć, jeździć i jeździć.
- Shit.
- Shit.
Gudrun i Magda siedziały w ogródku małej kawiarenki oddzielone betonowymi donicami od młodzieżowego tłumu snującego się po deptaku i zażywającego rozrywki zwanej shopping, a polegającemu na systematycznym przeglądaniu towarów w sklepach. Prawie każdy trzymał przy jednym uchu komórkę, w drugim uchu tkwiła słuchawka odtwarzacza muzycznego. Kawiarenka oferowała niezliczoną ilość wariantów kawy w filiżankach trzech rozmiarów.
- Masz jakieś plany na wakacje? – spytała Magda.
- Zostaję w domu, rodzice jadą do Turcji. Po raz pierwszy beze mnie. Myślałam, że będą protestowali, ale chyba też już czują, że nie jestem dzieckiem. Chyba nawet trochę się na to cieszą. Druga młodość, czy coś w tym rodzaju, była mowa o disco, na szczęście nie muszę oglądać, jak będą się blamować. A ty?
- Nie wiem jeszcze. U nas zawsze to samo: dwa tygodnie u babci w Turyngii i trzy tygodnie na Langeoog. Miło, nudno i wiecznie tak samo.
- żeby choć raz przeżyć wakacyjną przygodę. Jak w książce. Jak w filmie.
- Znasz kogoś, kto przeżył wakacyjną przygodę?
Gudrun wzruszyła ramionami. Nie musiała odpowiadać, pytanie było retoryczne. W prawdziwym życiu lepiej było nawet nie przeżywać przygód, bo ich katalog zaczynał się od A: ani jeden pociąg nie przyjechał punktualnie i kończył na Z: zgubiono bagaż. Poprzez B: błądzenie po źle oznakowanych szosach i N: nocowanie na dworcu, a żadna z tych pozycji nie zawierała podpunktu „ale za to”. Mimo to Gudrun powtórzyła:
- żeby choć raz przeżyć wakacyjną przygodę. Jak w książce. Jak w filmie.
- Mówisz to jak zaklęcie. Powtórz jeszcze raz, bo zaklęcia trzeba powtarzać trzy razy.
- Albo siedem.
- Wystarczy raz we właściwym momencie – powiedział ktoś w pobliżu. Od stolika obok uśmiechała się dziewczyna niewiele starsza od Magdy i Gudrun. Na sobie miała luźne spodnie z mnóstwem kieszeni, obcisłą koszulkę bez rękawów i czapkę z daszkiem. Stojąc popijała jakąś kawę „to go”, widocznie wpadła tu tylko na chwilkę roznosząc prospekty, których pełną torbę postawiła teraz na krzesełku.
- A jak poznać właściwy moment?
- Nie da się poznać. Ale to nie ważne. Wypowiedziałaś już swoje życzenie we właściwym momencie. Mam tu coś dla was – wyjęła spod prospektów płaskie pudełeczko, a z niego dwa sztywne kartoniki wielkości pół pocztówki każdy i położyła je przed przyjaciółkami – tu musicie podpisać – pokazała - wystarczy imieniem, ale w mojej obecności.
Słowa Wakacje z Przygodą, wypisane wielokrotnie przeróżnymi czcionkami otaczały jaśniejsze pole – miejsce na podpis. Druga strona podzielona była na osiem różnokolorowych pól.
- To są abonamenty na Przygody, przez duże P, na wasze wakacyjne Przygody. Jak w książce. Jak w filmie.
- Nic nie będę kupowała – Gudrun odsunęła kartonik.
- Ani ja.
- A kto mówi o kupowaniu? Wypowiedziałaś życzenie w odpowiednim momencie...
- A ty jesteś dobra wróżka, która je usłyszała?
Dziewczyna roześmiała się.
- Zgadłaś! Tak właśnie jest! - Coś w sposobie bycia nieznajomej sprawiało, że nie robiła wrażenia ani nawiedzonej, ani takiej, która lubi się z ludzi naśmiewać wpuściwszy ich uprzednio w maliny. - Ale jeśli wolisz przepuścić okazję... - dziewczyna pochyliła się do stolika przyjaciółek, żeby zabrać wzgardzony dar.
Gudrun powstrzymała ją:
- Chwileczkę. Powiedz nam coś więcej o tej promocji. Przekonaj nas. I udowodnij, że nie ma w tym żadnego haczyka.
- Materialistyczny niedowiarek z ciebie, Gudrun – dziewczyna westchnęła uśmiechając się łagodnie. - Dobre Wróżki nic nigdy nie muszą udowadniać. - Mówiąc to nieznajoma zdjęła czapkę i potrząsnęła głową. Kaskada włosów rozwiała się chmurą, a ich złote nitki zadrgały w słońcu z szelestem przypominającym dźwięk harfy. Trwało to ułamek sekundy, roznosicielka prospektów szybko zebrała je w węzeł i znów przykryła czapką.
Gudrun i Magda wymieniły szybkie spojrzenie.
- Podpisuję – szepnęła Gudrun, a dziewczyna natychmiast wsunęła jej w rękę długopis.
Magda także podpisała się na abonamencie i oddając długopis spytała:
- Ale to było życzenie Gudrun prawda? To ona je wypowiedziała. No, powiedz.
- Wiem, o co ci chodzi. Zawsze to samo tym ludzkim plemieniem: najpierw nie wierzą w bezinteresowne podarunki, a jak uwierzą, nie znają umiaru. Ty też masz jakieś życzenie?
- Mam... - Magda wolała zostać uznana za pazerną niż stracić okazję.
- Mów. Korzystaj z tego, że stoi przed tobą bardzo wyrozumiała Dobra Wróżka.
- Sa.. - głos uwiązł Magdzie w gardle gdy wymawiała swoje nieskromne życzenie. Odchrząknęła i dokończyła - ...mochód.
- Ach, nie przejmuj się, dla mnie to drobiazg w porównaniu z życzeniem Gudrun. Wystarczy zrobić tak – dziewczyna strzeliła palcami – i już załatwione. Natomiast scenariusz do waszych Przygód przez duże P będę pisała dziś przez cały wieczór. Nie chcesz odebrać? - wskazała komórkę Magdy, która kwakała pomiędzy filiżankami.
Magda uciszyła kaczkę.
- To moja mama – powiadomiła przyjaciółkę i zatkała sobie wolne ucho – hej, mamo, źle cię słyszę, tu jest hałas. Oddzwonię później. Co? No, pamiętam go, był na mojej Pierwszej Komunii. Co? Chyba źle zrozumiałam. Oddzwo... Co?? Powtórz!! Niemożliwe! Tak, oczywiście, zaraz wracam. Pa! Magda wyłączyła telefon i rozejrzała się – Gdzie ona jest?
Dopiero teraz Gudrun zauważyła, że dziewczyna z prospektami odeszła. O jej niedawnej obecności świadczył pusty, papierowy kubek z resztkami kawowej pianki.
- Poszła sobie – stwierdziła – Stało się coś? Masz bardzo głupią minę.
- Za chwilę ty też będziesz miała głupią minę – Magda zawiesiła głos – dostałam samochód! Mój ojciec chrzestny, który się mną nigdy nie interesował, przeprowadza się do Domu Seniora, a swoje auto oddaje mnie, bo i tak już od lat sam nie jeździ, a żal mu grata oddać na złom.
- Hurra! - wykrzyknęła Gudrun, ale zaraz zreflektowała się i dodała – A ja w to wszystko i tak nie wierzę. Zbieg okoliczności i już.
To Magda wsunęła abonamenty do portfela.
oceny: bezbłędne / znakomite
Dobrych - z akcentem na DOBRYCH - Wróżek nigdy dość!