Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-01-15 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 5107 |
Trza żyć
Pociąg wtoczył się na peron. W przedziałe nadal byłem sam. Niespodziewanie przed moimi oczami pojawiło się dwóch mężczyzn. Jeden gruby z dobrotliwą twarzą cherubinka, drugi chudy, chyba lekko zamroczony alkoholem.
- Można? - spytał gruby.
- Proszę bardzo - odpowiedziałem zadowolony, że wreszcie będę miał z kim zamienić choć kilka słów.
- Zobacz, to chyba jakiś pedzio - wybełkotał chudy - taki ładny, gładki i pulchny.
- Cicho, przestań - uspokajał go gruby - dopiero wyszłeś, a już zaczynasz. A to może być porządny człowiek, ksiądz, a nawet biskup.
- Nie wyszłeś, a wyszedłeś - poprawił go chudy - człowiekiem porządnym to on może i jest, ale biskupem na pewno nie. Jest trochę za mało gruby, a ponadto gdyby był biskupem, to wypasioną gablotą by go wozili, a nie tłukłby się pociągiem. No i zobacz, koszulę ma niby czarną, ale normalną, z kołnierzykiem.
Usiedli, próbowali rozmawiać, ale byli wyraźnie skrępowani.
- No właśnie - rozpoczął gruby - ja tu z kumplem weszłem, a pan może - przerwał w pół zdania.
- Ależ proszę czuć się swobodnie - odpowiedziałem.
- Bo widzisz - wybełkotał chudy - my wyszli, no wiesz, garowaliśmy, a teraz wypadałoby coś - zrobił wymowny gest.
- Dobrze, dobrze - uspokajałem - możecie panowie, mnie to nie przeszkadza.
Wyciągnęli z reklamowki butelkę czystej, kieliszek i paluszki. Namawiali, bym napił się z nimi i zapewniali, że z ich strony na pewno nic mi nie grozi.
- No bo widzisz, ja wyszłem po dwóch latach - relacjonował gruby - było mi tam zupełnie dobrze. Na kuchni pracowałem, przybrałem nawet dwadzieścia kilo. A skoro już wyszłem, to nie chciałbym tam wracać.
- Wrócisz, wrócisz - przekonywał chudy, pijąc kolejny kieliszek wódk - jeżeli raz tam byłeś, to musisz wrócić.
- Co, ja wrócę!? Ja!? Do nich, do złodziei! Nigdy! Ja też jestem złodziej, ale uczciwy. Jak kradłem, to tylko państwowe, a nie czyjeś tam. A ty wrócisz na pewno. Przesiedziałeś piętnachę, to i do dwóch dych dociągniesz. Takich to ja bym - przerwał w pół zdania.
Zrobiło się trochę nieprzyjemnie. Próbowałem załagodzić sytuację.
- Panowie, uspokójcie się, wracacie przecież do swoich domów, do bliskich. Cieszcie się z tego.
- O, biskup się odezwał - rozpoczął gruby - rozgrzeszać nas będzie. Ciekawe, kto jego rozgrzesza? Zobacz, jak się z nami cacka, normalnego udaje, pociągiem jedzie, żeby nas omamić.
- Panowie - ponownie włączyłem się do rozmowy - wracacie do swoich rodzin...
- Zobacz - przerwał mi gruby - jak tu tylko weszłem, to od razu wyczulem w nim tajniaka. Bo biskupem to on nie jest, ale esbekiem na pewno.
Pociąg zatrzymał sie na staji. Z trudem podnieśli się z siedzeń i opierając się o ściany wagonu, dotarli do schodów. Pomogłem im wyjść z wagonu.
- O, zobacz, jak tam ciasno - wymamrotał chudy - jutro niedziela, na pewno sporo frajerów przyjedzie. Trzeba tam iść i oskubać kilku.
- Kogo? - spytałerm.
- Jak to kogo? - odparł gruby - Przecie mówi, że frajerów. Takich jak oni trzeba skubać. Czy to nasza wina, że ich tak do Częstochowy ciągnie. Dużo ich tam będzie i ciasno się zrobi. A my przecie z pierdla wyszli i trza za coś żyć.
- Wyszliśmy - wybełkotał chudy, potylając się o słup latarni.
- Przecie mówię, że wyszli - wydusił gruby, padając na beton peronu.
W pociągu na trasie Brzeg - Częstochowa.
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
Opowiadanie wspaniale napisane. Potrafi pan słuchać i oddać charakterystyczne cechy językowe bohaterów oraz w krótkiej formie znakomicie zamknąć ciekawą historię.
oceny: bardzo dobre / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Dzień w dzień pić,
Po kres dni
W pace gnić.