Przejdź do komentarzyBez planu cz.5
Tekst 5 z 16 ze zbioru: Powiastka Nr 10
Autor
Gatunekromans
Formaartykuł / esej
Data dodania2019-12-09
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń759

W zaciemnionym pokoju jedyne co dawało światło, to ogromna kula srebra. Na szafie widać biło cień wygiętej do przodu postaci.

To znowu się dzieje! Nie! Nie chcę!

Męższczyzna złapał się za głowę, która ogromnie go rozbolała. Nie mógł znieść tego gniecącego uczucia. Znowu przemienia się w tego upiornego wariata. Ból coraz bardziej się nasilał. Ledwie widząc na oczy, zatoczył się i wpadł na biurko jednocześnie łapiąc równowagę strącił lampę, dokumenty i laptop. Budziły się w nim agresory, złość i obsesja na punkcie tej kobiety. Wpadł w amok. Już przestał walczyć, poddał się temu potworowi. W jednej chwili znalazł się w łązience. Spojrzał w lustro, jego gałki oczne były zaczerwienione. To efekt leków i alkoholu od którego był mocno uzależniony. Im intensywniej myślał o tej kobiecie, tym mocniej targała nim furia. Oderwał wzrok od swojego odbicia w lustrze i wybiegł z mieszkania.

Zmierzał do swojego podziemia, pomieszczenia w głebi piwnicy mające na celu schronienie przed huraganem, lecz najgroźniejszym `huraganem` dla kobiet był On. Władczy i pewny siebie.

Wparował z impetem do swojego sanktuarium. Jego oczom ukazała się Ona, leżaca na kozetce, przypięta pasami. Poczuł ulgę.

JEST TUTAJ. NIE UCIEKŁA.

Uśmiechając się histerycznie podszedł do kobiety szybkim nerwowym krokiem. Pogłaskał ją po policzku. W jednej chwili otworzyła oczy i ugryzła go silnie w dłoń. Męższczyzna wrzasnął z bólu na całe gardło.

- Emily jak mogłaś! Wiesz, że ciebie kocham. Jednak nie mogę pobłażać takiemu zachowaniu. Niestety zmuszasz mnie do zadania ci kary. Bardzo nie ładnie!

Kobieta szarpnęła więzami. Widząc co nastąpi jej oczy zaszkliły się łzami.

Nie jestem Emily, ty popaprańcu!

Męższczyzna groźnie spojrzał w jej stronę.

Uspokój sie, powiedziałem! Kara musi być!

Zdjął spodnie, potem majtki i ze szczerą satysfakcją wbił się w nią penisem. Kobieta krzyczała, błagała by przestał. On nie zwracał uwagi na jej prośby. Następnie chwycił wibrator. Włożył go jej do pochwy. Na początku wibrował, masował, a gdy wyczuł że kobieta uspokoiła się włączył niebieski guzik. To był jego najlepszy sprzęt jaki połączył z wybratorem. Paralizator. Kobieta darła się z całych sił, aż straciła głos. Wtedy przerwał swoje przerażające tortury.

POCZEKAM , AŻ WYPOCZNIE. POTEM PONOWIE CAŁY PROCES. EMILY MUSI NAUCZYĆ SIĘ POKORY.

Podszedł do kobiety, miała nie widzące spojrzenie. Sprawdził jej puls na szyji. Odeszła. Zerknął w górę.

PANIE WEŹ TĄ ZBŁĄKANĄ OWIECZKĘ DO NIEBA, NIECH SPOCZYWA W POKOJU WIECZNYM. AMEN.

Kończąc swe modły, naciągnął spodnie i zapiął w nich zamek. Powoli zaczął odpinać klamry skrępowanych zwłok. Zarzucił je na ramię. Wyszedł z kryjówki. Wrzucił na przyczepę furgonetki i przykrył plandeką.

W odsłonie srebra jechał leśną drogą ze zgaszonymi światłami ponad godzinę.

Musi gdzieś je ukryć. - rzekł zniecierpliwiony.

Zaparkował przed bramą prowadzącą na psi cmentarz. Zakopał ciało pozostawając pamiątkę. Różowy wibrator.



Nie spokojna Emily przewracała się w łóżku przez więkrzość nocy. Głównym powodem był Garrett, a raczej kłótnia która zainstniała między nimi. Nie mogła przedarować jemu tego, że zaproponował jej aborcję. Nie potrafiła zrozumieć jego toku rozumowania. Myśli toczyły wojnę w jej głowie.

Może tak naprawdę nie był gotowy na poważny związek?

Jednak po krótkim namyśle stwierdziła, że nie mogła już być z nim. Uwarzała, że jest tchórzem i nie odpowiedzialnym człowiekiem. Rano zadzwoniła do Wielkiego Maxa i poprosiła o wynajem jego domku. Zgodził się bez głębszego namysłu. Zadowolona, że udało się jej to załatwić nie tracąc czasu pod nieobecność Garretta spakowała swoje rzeczy oraz rzeczy Annabel. Pożegnała się z Grece i odjechała.

Domek w którym postanowiła zamieszkać wraz z siostrą był piętrowy. Zbudowany z ogromnych bali drewnianych. Niczym fosa przy zamku okalał go zadaszony taras. Wjazd na posesję chronił szereg świerków, które stanowiły coś na krztałt ogrodzenia. Tuż za domkiem roztaczał się młody las.

Emily wysiadła z auta, otworzyła bagażnik, chwyciła ostrożnie walizki. Musiała bardzo uważać ze względu na swój stan, skierowała się ku wejściu na werandę. Niestety nie było jej dane pierwszej obejrzeć dom. Siostra była szybsza, wyprzedziła ją o parę metrów. Uśmiechając się wyciągnęła klucze z prawej kieszeni spodni. Włożyła w dziurkę od drzwi potężny ciężki klucz, przekręciła go. Usłyszała charakterystyczny szczęk i weszły do środka. Annabel wadła jak mały huragan. Rozebrała się z kurtki i butów zrzucając wszystko na środku holu. Piszcząc z zachwytu pobiegła oglądać pomieszczenia. Emily podążyła tuż za nią. Ich oczom ukazał się duży salon, na środku stała szara narożna kanapa, stolik ze szkłem na blacie, a na przeciw w ścianie był umieszczony kominek. Tuż nad nim wisiał płaski telewizor. Obok stała antyczna komoda, a nad nią wisiał ogromny pejzarz na którym widniała górska chata, pasące się owce i bawiące radosne dzieci. Następnymi pomieszczeniami jakie obejrzały były dwa pokoje znajdujące się na piętrze. Nie były one zbyt wyszukane. Znajdowały się w nich ogromne łóżka, komody i szafy. Łazienki wyłożone były terakotą w kolorze drewna. Na pierwszy rzut oka sprawiały one wrażenie, iż na prawdę ściany są z drewna.

Annabel pełna wrażeń pobiegła rozpakować walizki w swoim pokoju. Emily natomiast ruszyła w kierunku kuchni. Wchodząc do pomieszczenia jej usta ułożyły się w szeroki uśmiech. Zachwyt panował w jej sercu. Od razu poczuła się jak we własnym domu - w swojej wymarzonej małej cukierni. Wyobraziła sobie jak na grafitowym stole dekoruje torty, babeczki czy też inne pyszne ciasta. Z rozmarzenia wyrwał ją głos siostry.

Emily, jestem głodna. Będzie coś dziś na obiad?

Kobieta podniosła dziewczynkę i posadziła na blacie stołu.

Hmm. Zajrzę do lodówki i zaraz coś wymyślę. Poczekaj chwileczkę. O! Już wiem. Może makaron z pesto? Masz ochotę?

Super! Uwielbiam pesto!

A więc obiad bedzie za dwadzieścia minut. W tym czasie przebierz się w dresy i umyj rączki. Przyjdź za nie długo.

Annabel zeszła ze stołu.

Dobrze. Zaraz wrócę.

Zanim się obejrzała w kuchni została sama. Usłyszała szybki tupot małych nóżek wbiegających na piętro.


***


Miasteczko Jukon należało do spokojnej ludności. Owszem, zdarzały się drobne przestępstwa typu kradzież roweru, ale w swojej trzydziestopięcioletniej karierze szeryfa, Mathew Window tak haniebnego czynu jeszcze nie widział. Zbliżała się godzina końca pracy, gdy nagle zadzonił telefon, w którym rozmówca twierdził, że jego syn znalazł zwłoki nieopodal grobu swojego pupila `Klopsa`. Dla szeryfa nie pozostało nic innego jak zmotywować się i pojechać na miejsce zbrodni.

Podjeżdżając pod `Psi cmentarz` zauważył policjanta rozmawaijącego z małżeństwem, ich dziecko które matka trzymała na rękach na widok Mathew wtoliło się w nią jeszcze mocniej. Włożył rękę do kieszeni kurtki i wyciągnął cukierki karmelkowe. Podał je dziecku.

Witam. Mam na imię Mathew. Nie bój się mały.

Chłopiec posłał mu nieśmiały uśmiech i szybkim ruchem dłoni chwycił słodycze. Mężczyzna – głowa rodziny zwrócił się do szeryfa wyciągając dłoń.

Witam. Nazywam się Gordon Green, a to moja żona Roxana i synek David. To ja dzwoniłem do pana.

Domyśliłem się, że to państwo uczestniczyło w tym przykrym zdarzeniu. Proszę mi opowiedzieć wszystko od początku.

Dobrze opowiem, ale mam prośbę, aby wypuścić moją żonę do domu. Syn jest mocno wstrząśnięty i śpiący. Była by taka możliwość?

Szeryf zastanowił się przez chwilę.

Nie ma problemu. Dziecko jest najważniejsze. Jutro zaś proszę przyjść z dzieckiem na komendę. Zorganizuję psychologa. Myślę że dziecku przyda się taka rozmowa.

Kobieta była z lekka roztrzęsiona, ale nie protestowała. Skinęła głową w milczeniu i odeszła z dzieckiem w stronę taksówki. Gdy już zostali sami, szeryf poprosił o wyjaśnienia.

Co jakiś czas – zaczął Gordon – odwiedzamy naszego pupila. David bardzo przeżył jego śmierć, ponieważ na jego oczach Klops wpadł pod koła samochodu. Nauczył się głupio biegać pod samochody nie zważając na ryzyko, jak to zwierze zwykle robi. Udawało się mu nie raz wyjść z opresji, ale do czasu... David biegł alejką przed siebie. Oczywiście nie spuszczaliśmy z niego oka. Gdy nagle usłyszeliśmy jego wisk. Natychmiast pobiegliśmy w jego kierunku. Spod ziemi wystawała nadgryziona noga i ręka. Żona zabrała syna z tamtego miejsca, a ja zadzwoniłem na policję.

Bardzo dobrze pan zrobił. Strasznie przykro mi, że dziecko ponownie przeżyło traumę. Mimo wszystko prosze przyjechać jutro na komendę.

Dobrze. Będziemy na pewno. Czy jestem już wolny?

Tak, oczywiście. Resztą zajmie się moja ekipa. Dziękuję za zeznanie.


Nad cmentarzem zebrały się ciemne chmury. Szeryf poczół na policzku słone krople deszczu. Mimo zniechęcającej pogody, postanowił dokończyć rozpoznanie denatki. Kobieta, którą odkopali koledzy z jego ekipy miała około trzydziestki. Blondynka o niebieskich oczach, nie wysoka, szczupła. Zmartwił go jej fatalnie zakończony los. Mogła mieć przed sobą długie szczęśliwe życie. Znał ją z widzenia, była mieszkanką Jukon. Pracowała na poczcie. Zawsze miła, sympatyczna, uśmiechnięta.

Zastała go noc. Jednak w jego interesie było powiadomić rodzinę zmarłej. Dlatego stał obecnie przed domem rodziców denatki i energicznie zapukał do drzwi. Otworzył jemu zdziwiony mężczyzna w średnim wieku.

Policja? W moim domu? Co się stało? Jaki jest powód pana wizyty?

Szeryf poprawił zapięcie kurtki.

Nazywam się Mathew Window. Jestem szeryfem tutejszej komendy i zarządzam bezpieczeństwem tego miasteczka. Niestety wydarzyła się tragedia i obecnie smutne wieści jestem obowiązany dla państwa przekazać.

Rodzic spiesznym gestem wskazał dłonią, aby gość wszedł do środka. Szeryf podziękował.

Kontynuując moją wypowiedź, muszę państwu przekazać, że córka Patrisha Evans została brutalnie zamordowana.

Matka denatki usiadła na fotel i rozpłakała się histerycznie. Ojciec zachwiał się, lecz na szczęście zdąrzył zachować równowagę. Usiadł na kanapie w wielkim szoku. Szeryf przełknął głośno ślinę. Mimo tylu lat pracy za każdym razem ta forma pracy najbardziej go dobijała, jednak musiał stawić czoła sytuacji. Jako pierwszy odzyskał głos ojciec zmarłej.

Jak to się stało? - wydusil drżącym głosem.

Jeszcze dokładnie nie wiemy. Wszystko jest w toku anaizowania tej sprawy. Mogę zdradzić kilka szczegułów, ale obawiam się że bedzie to dla państwa trudne.

Matka spojrzała na niego załzawionym wzrokiem.

Proszę nam wszystko opowiedzieć.

Otóż, z oględzin stwierdzono, że denatka...

Kobieta jęknęła z żalu, rozpaczy.

Państwa córka została zamordowana. Niestety torturowano ją i gwałcono.

Kobieta wściekła się.

Jakim prawem! Jakim prawem ten zwyrodnialec krzywdził w tak okrótny sposób moją córkę!

Mąż kobiety chwycił ją za ramiona i zmusił, by ustała na swoim miejscu . Szefyf spodziewał się takiej reakcji.

Proszę się uspokoić. Nie jestem niczemu winny. Przykro mi, że akurat ja musiałem te złe nowiny przynieść. Moge pani przyżec jedno. Znajde tego psychopatę i wsadze za kratki na długie lata.

Kobieta nerwowo gestykulowała dłońmi.

Dla niego karą była by tylko śmierć!

Owszem, rozumiem pani spostrzeżenie, ale raczył bym zauważyć, że od wymierzania kary jest sąd. Dlatego łącze się w bólu z państwem.

Mąż kobiety podszedł do niego.

Panie Window proszę powiedzieć, kiedy będziemy mogli pochować córkę?

Wpierw musimy sprawdzić wszystkie poszlaki, znaleść dowody. Myślę że nie dalej jak tydzień. Oczywiście mimo pogrzebu nadal będziemy szukać sprawcy. Jeszcze raz szczere wyrazy współczucia. Odezwe się w tej sprawie. Mam tylko do państwa jeszcze kilka pytań.

Mężczyzna kiwnął głową.

Pewnie. Pytaj pan.

W takim razie proszę powiedzieć, kiedy ostatni raz państwo mieliście kontakt z córka?

Patrisha nie mieszkała z nami więc nie mieliśmy nad nia konkretnego nadzoru, ale dzwoniła do nas trzy dni temu. Taka zwykła rodzinna rozmowa.

Rozumiem. Czy miała wrgów? Ktoś jej groził? Może miała zazdrosnego chłopaka?

Nie. Nic z tych rzeczy. - odrzekła matka.

No dobrze. W takim razie to wszystko. Skontaktuje się z państwem. Do widzenia.

Pożegnał się i wyszedł. Pot z czoła ciekł mu po policzku. Ugrzał się, ale bardziej emocjami. Odetchnął głęboko i odjechał spod domu państwa Evans.


***

Nazajutrz. Szeryf tej nocy nie mógł zasnąć. Nagminie analizował wczorajszą sprawę. Przeglądał akta i zdjęcia denatki. Widok był okropny, aż serce bolało. Przykro mu bylo, sposób w jaki została zamordowana był bestialski. Paralizator? Nie mieściło mu się to wszysto w głowie. Sprawca musiał długo ją torturować. Stwierdził. Przez moment odzwierciedlił w myślach te sytuację, ale natychmiast otrząsnął się z nich czując na plecach zimne ciarki.  

Mathew Window pracował już ponad trzydześci lat jako szeryf miasteczka Jukon. Był szczupłym męższczyzną o szpakowatych włosach i niebieskich oczach. Mimo swojego wieku czół się w pełni sił. Dzięki treningom na siłowni, miał atrakcyjną sylwetkę, a energia która rozpiera go do dziś, ma nie jeden dwudziestolatek.

W przyszłą niedzielę jego żona Margareth, organizuje imprezę z okazji jego pięćdziesiątych urodzin. Córka Samanta wpadła na pomysł, by zamówić tort w tutejszej cukierni. Syn szeryfa poszedł w jego ślady i obecnie studiuje w szkole policyjnej już ostatni rok. Dzięki znajomościom Mathew załatwił mu praktyki na komendzie. Młody John Window wykazuje się sporym zaangażowaniem w sprawy. Najbardziej interesuje go kryminalistyka i pcha się w teren na wszelkie możliwe sposoby, ale Mathew boi się puszczać syna w samopas. Widok zamordowanej osoby nie należy do najprzyjemniejszych. Za jakiś czas pomyśli o tym, ale jeszcze nie teraz.

John energicznie zbiegł po schodach do kuchni. Margaret spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.

Johnie Window! Ile razy ci mówiłam, abyś tak szaleńczo nie zbiegał ze schodów? Zrobisz sobie kiedyś krzywdę.

Chłopak przewrócił oczmi.

Och, mamo. Prosze, przestań już mnie niańczyć. Mam praktyki w policji. Jeszcze pół roku i dostanę dyplom.

Mathew obserwował swoją rodzinę i uśmiechał się. Uwielbiał ich poranne sprzeczki.

Tak, tak. Dyplom dyplomem, ale jeszcze przed tobą egzaminy – rzekł.

John machnął ręką lekceważąco.

Aj, tato przestań. Jakie egzaminy? Wszystko mam w małym paluszku.

Ojciec roześmiał się.

Doprawdy? A w którym paluszku?

Męższczyźni zaśmiali się tubalnym barytonem.

Do kuchni weszła Samanta.

O ludu, znów te zboczone teksty.

Rozbawiony John spojrzał na ojca.

Dobrze już córcia. Pasujemy. Siadaj do stołu, śniadanie czeka.

Samanta uwielbiała poranne śniadania. Mama zawsze serwowała różne smakołyki, co dzień inne. Dziś przygotowała tradycyjnie kawę, a do niej tym razem pankejki z serkiem i sosem truskawkowym. Dziewczyna spojrzała na brata.

John? Mam do ciebie maleńka prośbę.

Lekko zdziwiony spojrzał na siostrę unosząc brwi w zapytaniu.

Tak? A jaką?

Samanta zwężyła oczy rzekła złośliwie.

Mógłbyś do jasnej cholery nie biegać po schodach tak głośno tupiąc? Uczyłam się do późna, chciałam odespać.

Oj, siostra, szkoda życia na spanie. Spójrz za okno. Słoneczko, piękna pogoda. Ruszyła byś dupsko i pobiegała z bratem przed moją pracą. - uśmiechnął się zaczepnie.

No cóż, jesteś na tyle wredny, że zgodzę się. - rzekła radośnie – Podskoczę od razu do cukierni. Zamówię tort dla taty.

Margaret przysiadła do stołu.

Dobrze córcio. Tylko zamów trzy piętrowy, ponieważ większość mieszkańców zawita na przyjęcie.

Mathew nie był do końca przekonany co do pomysłu imprezy.

Margaret, a może zrobimy w domu rodzinną imprezę? Czy to warto tak się poświęcać?

Żona obruszyła się nieco.

Mathew?! Kolejny raz próbujesz odwieść mnie od tego pomysłu. A ja kolejny raz mówię NIE MA MOWY. Ludzie z tutejszego miasteczka bardzo ciebie sobie cenią. Nie wyobrażam sobie nie uczcić twojego wspaniałego wieku.

Mathew uśmiechnął się ulegle.

Kocham cię żono. Jesteś wspaniała.

Rodzeństwo zerknęło na rodziców.

A fuuuu. - rzekl John – Siostra chodź biegać, bo robi się zbyt romantycznie.

Samanta roześmiała się i wybiegła za bratem. Okrążyli młody las dwa razy i na jego końcu rozstali się. Dziewczyna dotarła do cukierni pani Relaks. Wchodząc do budynku zabrzęczał dzwonek oznajmujący, przybycie klienta. Dorothy podeszła do lady.

Witaj Samanto. Cóż tak rano sprowadza ciebie tutaj?

Dzień dobry pani. Przychodzę z prośbą, złożenia zamówienia tortu na pięćdziesiąte urodziny taty, które odbędą się w przyszłą niedzielę.

Och! Piękny wiek. Tylko... Chodzi oto, że ja jestem zawalona zamówieniami. I choć bym stanęła na głowie, nie dam rady zrealizować twojej prośby. Jest mi ogromnie przykro i bardzo mi nie zręcznie, ale muszę odmówić. Gdybyś przyszła dwa tygodnie wcześniej podejrzewam, że mogłabym wcisnąć to zamówienie w listę. A tak... - zawiesiła głos.

To straszne. - załamała się. - co ja powiem mamie? Impreza urodzinowa bez tortu? To nie wypali. - zasmucona chwyciła klamkę wyjściowych drzwi.

Samanto? - zawołała Dorothy – Zaczekaj.

Dziewczyna odwróciła się z nadzieją.

Mam pomysł. Całkiem nie dawno, przyjechała do Jukon dziewczyna, która piecze cudowne smakołyki. Przynosi mi je tutaj, a ja je sprzedaję więc tak sobie pomyślałam, że możę ona znajdzie czas i upiecze wam tort. Co ty na to?

Samanta klasnęła dłońmi.

Wsaniale! - wykrzyknęła radośnie. - Gdzie ją mogę znaleźć?

Zapiszę tobie.

Dziewczyna chwiciła kartkę i natychmiast pobiegła pod wskazany adres. Jej oczom ukazał się piękny, drewniany dom. Ku jej zaskoczeniu stał nie opodal młodego lasu, wokół ktorego co dzień trenowała z bratem. Weszła na werandę i przycisnęła guzik dzwonka. Ptaszki rozśpiewały się dźwięcznie w pomieszczeniu. Usłyszała tupot małych stópek. Moment później drzwi otworzyły się, a jej oczom ukazała się mała dziewczynka.

Cześć, jestem Annabel !

Cześć. Mam na imię Samanta. - uśmiechnęła się do odważnej dziewczynki. - Powiedz mi czy mieszka tu Emily?

Tak. Mieszka, - odpowiedziała po czym krzyknęła na całe gardło - Emilyyy!

Kobieta przybiegła do nich zdyszana.

Co się stało Annabel?- sapnęła.

Dziewczynka uśmiechnęła się chytrze. Znowu udało się nastraszyć starszą siostrę.

A nic takiego. Masz gościa. - uśmiechnęła się z satysfakcją.

Annabel – rzekła ze złością. - nie strasz mnie więcej. Nie wolno mi się tak stresować.

Dziewczynka uśmiechnęła się do gościa i uciekła po schodach na piętro.

Och, te dzieci – zwróciła się do obcej kobiety – Czasem potrafi zaleść za skórę. Proszę niech pani wejdzie. Co panią do mnie sprowadza?

Młoda blondynka uśmiechnęła się i podała dłoń.

Jestem Samanta Window, córka tutejszego szeryfa.

Emily. - przedstawiła się. - Och, doprawdy? Proszę usiądź. Co ciebie do mnie sprowadza?

Powiem krótko. Przysłała mnie pani Relaks z cukierni. Wspomniała, że pieczesz do jej sklepu słodkości.

Tak, zgadza się. I ?

Mam ogrmną prośbę do ciebie. Potrzebuje tortu na niedzielę. Mój ojciec obchodzi pięćdziesiątkę i pani Relaks nie miała czasu więc poleciła mi ciebie. Proszę, jesteś ostatnią deską ratunku.

Emily uśmiechnęła się.

Zaskoczyłaś mnie tą propozycją. Tylko... - od razu wiedziała, że podejmie się tego zamówienia, ale chciała dla żartu potrzymać ją w niepewności. - No... Nie wiem. - spojrzała na zrezygnowaną dziewczynę. - Zgadzam się.

Do uszu Samanty nie dotarły jej słowa.

Samanto? - Emily nachyiła się. Blondynka uniosła glowę. - Zgadzam się.

Dziewczyna z radości zerwała się z kanapy bodbiegła do Emily i serdecznie ją przytuliła.

Naprawdę? Dziękuję, dziękuję, dziękuję.

Emily śmiała się do rozpuku. Wyswobodziła się z uścisku.

Nie ma w tym da mnie żadnej trudności. Czasu mam dużo więc prosiłabym cię tylko o opis tortu, abym mogła go wykonać zgdnie z życzeniami klienta. Chodźmy do kuchni, tam mam parę projektów. Zerkniesz sobie.

Usiadły przy stole. Emily rozłożyła projekty. Znajdowały się tam różne wzory tortów. W kwiaty, kulki, ciastka.

Twoje projekty są przepiękne, ale czy potrafiłabyś zrobić wóz policyjny? Tata długo pracuje w tym zawodzie. Sądze, że byłby zadowolony.

Emily zastanowiła się przez chwilkę.

Emmm... Poczekaj spróbuję naszkicować projekt. - wzięła arkusz papieru i ołówek. - Powiedz mi co twój tata lubi, to uwzględnie to na torcie.

Zaczęła szkocować. Samanta nie potrafiła uwierzyć w tak wielki talent.

Lubi pankeiki i wspinaczki górskie.

Na kartce pojawił się wóz policyjny, pankeiki oblane syropem klonowym i tata wspinający się na górę. Samanta oniemiała.

To jest przepiękny projekt. Cudowny.

Emily ucieszyła się, że projekt się spodobał.

Czy dobrze ujęłam, to co przedstawiłaś?

Tak! Wspaniały szkic.

Dobrze. W takim razie powiedz o której jest impreza?

O piętnastej.

Uhm... Przyjedź po tort tuż przed tą godziną.

Będę napewno. Przyjadę z bratem, pomoże mi.

Nie ma problemu. Przyjedź z nim.

A może pojedziesz z nami na urodziny. Będą wszyscy z miasteczka.

Wspaniała propozycja. Chętnie wybiorę się z wami i Annabel na tę okoliczność. Małej przyda się rozrywka. W zasadzie i mnie także.

Samanta odeszła od stołu kuchennego.

No dobrze. To ja dziękuję za twą pomoc.

Nie ma za co. Zabiorę się za to z wielką przyjemnością. Wypiekanie to moja głęboka pasja. Samanto? Zostałabyś chwilkę dłużej? Zrobiłam rurki z kremem, może zechciałabyś się poczęstować?

Chętnie. - usiadła na swoje miejsce.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×