Przejdź do komentarzyKonstantin Simonow - Przypadek Połynina /9
Tekst 255 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2020-01-20
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1218

Henniger wciąż gadał, a Brytyjczycy stali z tyłu za nim, kiwając głowami i po swojemu, po angielsku, mu potakiwali, dając do zrozumienia, że wszystko, co mówi, to święta racja, że naprawdę bardzo są radzi temu, że na Placu Czerwonym odbyła się defilada, i wujek Joe pod gołym niebem w spokoju tam przemawiał, i że w ogóle, sądząc po wszystkim, wojenne sprawy powinny pójść już lepiej niż przedtem.


Połynin po ich rozradowanych minach widział, że rzeczywiście się cieszą, i był zły, że nie mógł z nimi pogadać sam osobiście.


Obaj wysocy jak tyka bracia Bruce - jeden po prostu bardzo wysoki, a drugi wprost niewiarygodnie wysoki - obaj jeszcze młodzi, obaj z cienkim wąsikiem i obaj rumiani i wyraźnie marznący na mrozie w tych swoich z sukna zgniłozielonych wojskowych kurtkach i w futrzanym bezrękawku, wesoło uśmiechali się do Połynina nad głową dużo niższego ich tłumacza.


Uśmiechał się również dowódca drugiej eskadry, major Coller, rudy, z okrągłą twarzą i wielką opaloną od słońca łysiną. Był bez pilotki, a jego okrągły, podobny do głębokiego talerza kask wisiał mu na pasku od spodni. Nie uśmiechał się tylko malutki krzywonogi kapitan Clark ze swoją smętną podłużną twarzą starego kancelisty, który całe swoje życie przesiedział nad papierami. Skłoniwszy na bok głowę i nieco mrużąc jedno oko, w milczeniu z ukosa patrzył na pułkownika, jakby mówiąc: * Niech se, co chcą, gadają, a my obaj i tak, jak co do czego przyjdzie, zestrzelimy tych całych fryców więcej niż wszyscy.*


Wysłuchawszy gratulacji Hennigera i uścisnąwszy dłonie wszystkim gościom, Połynin, już nie wracając do świetlicy, poszedł wraz z nimi do stołówki. Miał nie tylko pierwszorzędną okazję, ale i wielką ochotę, żeby z Anglikami wypić. Wszystko temu sprzyjało: i jego sprawy osobiste, i wielka manifestacja w Moskwie, i powrót ze szpitala, i wizyta kurtuazyjna sąsiadów.


W głębi serca bardzo to przeżywał, że ci Brytyjczycy przybyli do nich aż tutaj za krąg polarny, jakbyśmy sami bez nich nie mogli sobie dać rady. Wiedział, że ich obecność w Murmańsku spowodowana jest przede wszystkim tym, że prawie każdy nowy morski transport z Wysp Brytyjskich przywoził kolejną partię *hurricanów*, i że *na górze* uważano, iż ich pilotażu trzeba uczyć naszych przy ich pomocy. Tym właśnie zadaniem w wolnym od nalotów czasie zajmował się i on sam, i prawie połowa ludzi w jego pułku - i co do tego nie miał żadnych do sąsiadów zastrzeżeń. Zaznajamiali naszych lotników w jak najlepszej wierze ze wszystkim i aż nadto drobiazgowo: te ich myśliwce wcale nie były aż tak finezyjne, żeby nasz doświadczony i ostrzelany człowiek aż tyle czasu musiał na naukę ich obsługi tracić.


W wolnym od treningów czasie Anglicy razem z nami latali na krycie nieba nad Murmańskiem i na akcje w asyście bombowców. Byli prawdziwymi specami, i żeby być do końca sprawiedliwym, latali nie gorzej niż nasi. Połynin początkowo naprawdę się cieszył z ich bojowych sukcesów, lecz gdy przetłumaczono mu kiedyś artykuł z jednej z londyńskich gazet, jakie trafiły z transportem, zrozumiał, że tam, w Anglii, chcą z tego zrobić z igły widły. O 30 latających tutaj ich myśliwcach pisano tak, jakby murmańska obrona powietrzna walczyła tylko dzięki nim. I to na długo zapadło mu w pamięć.


Sami angielscy lotnicy, oczywiście, niczemu nie byli winni; latali jak trzeba i pochowali jak dotąd już 4 swoich towarzyszy; eskadra majora Bruce`a strąciła 11 *messerszmitów*, a to, że ta druga, majora Collera, zestrzeliła tylko 3, też nie było ich winą, bo to przede wszystkim oni właśnie siedzieli na szkoleniach z naszymi lotnikami.

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
... no i dokończyłem czytania tłumaczenia Simonowa :)
avatar
Ten typ lektur - proza wojenna - to naprawdę "ciężki kaliber". Polacy - od "Opowiadań oświęcimskich" Borowskiego, przez "Medaliony" Nałkowskiej, "Chłopca z Salskich Stepów" Newerlyego i kończąc na innych wielkich nazwiskach oraz na "Apokalipsie..." mojego Taty - i Rosjanie - od Bieka i jego "Szosy Wołokałamskiej", "Dwóch kapitanów" Kawierina, "Losu człowieka" Szołochowa, przez wiele innych znakomitych prozaików i na Sołżenicynie, Siemionowie i naszym Simonowie kończąc - stworzyli pełny obraz katastrofy niewyobrażalnego ludzkiego męstwa oraz masowego ludobójstwa z czasów 2. wojny światowej.

Nie znać tej literatury oznacza NIE PAMIĘTAĆ heroicznych dokonań naszych Ojców i Dziadów
avatar
Całkowita zgoda, Emilio.
"Szosę Wołokołamską" i inne czytałem lata temu, jako młodzieniec. Tam wtedy pierwszy raz dowiedziałem się o masowych rozstrzeliwaniach "dezerterów" na linii frontu.
Później, w latach 80. i 90. miałem dostęp do powieści o froncie zachodnim i na Dalekim Wschodzie.
Historia II wojny światowej była przez lata w moim kręgu zainteresowań i do dzisiaj została.
avatar
Ja również znam także anglojęzyczne, amerykańskie i brytyjskie antywojenne głosy po hekatombie, jaką zgotowały Ziemi państwa hitlerowskiej osi (wspomniany wcześniej Montserrat, Wnuk i paru innych pisarzy), znam świetną literaturę wojny samych Niemców, w tym Annę Segers i znakomitego Dietera Nolla - słowem, parafrazując słynną uliczną mądrość,

KTO CZYTA - MNIEJ BŁĄDZI.

Ps. W czasie ostatniej wojny na świecie zginęło - wg różnych szacunków - od 50 do 80.000.000 ludzi.

Pytanie: ilu było rannych? (5-10 x więcej?!) Ilu inwalidów? osób okaleczonych także psychicznie? ilu zaginęło? ile sierot i bezdomnych na całym ziemskim globie pozostało po tym, jak w Poczdamie i na Pacyfiku wreszcie podpisano ten tak bezcenny dla nas akt kapitulacji??
avatar
Emilio, dziękuje za kolejne tłumaczenie. Dzisiaj nadrobiłam do tego miejsca. :)
Ja zaczynałam od tygrysów. Były bardzo popularne.
© 2010-2016 by Creative Media
×