Przejdź do komentarzyRozdział 8 Buntownicy
Tekst 8 z 17 ze zbioru: Tom1 - Przebudzenie mocy
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-02-01
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń80

Jeszcze tylko parę godzin i moje serce przestanie bić. Na tę myśl serce Rena załomotało mocniej, jakby chciało się uwolnić z jego piersi.

W dniu, kiedy postanowił zabić Minoru, pogodził się ze swoim przeznaczeniem, gdziekolwiek miało go zaprowadzić. Teraz siedział na skromnym łóżku stanowiącym jedyny element wyposażenia niewielkiej celi w podziemiach pałacu Krainy Pustyni. Wraz z przyjaciółmi zajmującymi sąsiednie cele czekał na wyrok śmierci.

Smutnymi oczami patrzył na swoje splecione na kolanach ręce. Od kiedy zamknięto ich tutaj nie spał, tylko tak siedział i myślał. Czuł, że zawiódł. Gdyby chociaż zabili króla, dałoby to nadzieję mieszkańcom krainy na poprawę ich losu, a tak jego przyjaciele zginą na próżno. O swoje położenie nie dbał. Do tego ciągle wracały do niego słowa kuzyna, o jego przyjaciółce. – Aida, nasza mała Aida znalazła Zakazaną Księgę. – Ren sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Na początku stwierdził, że Minoru kłamie, gdyż chce go zgnębić. Jednak gdy zaczął się nad tym zastanawiać, a tutaj miał na to dość dużo czasu, doszedł do wniosku, że on nie byłby w stanie czegoś takiego wymyślić, był na to za głupi. Ale czy Aida naprawdę to zrobiła? Odnalazła Zakazaną Księgę i pomogła obudzić czarnoksiężnika? Zrezygnowany schował twarz w dłoniach.

Dziura w piaskowej ścianie naprzeciwko niego zamrugała. Ren nawet nie drgnął, jakby nie zauważył, że od dłuższego czasu jest obserwowany.

– Nie zadręczaj się! – Otton prawie krzyknął na Rena. To on przebywał w celi obok i od pewnego czasu, dokładniej mówiąc to od godziny, kiedy to odkrył niewielką dziurę w ścianie, patrzył na zdołowanego przyjaciela. Dobrze go znał, dlatego wiedział, o czym ten tak uparcie rozmyśla. Długo milczał, ale w końcu nie wytrzymał, chciał przemówić mu do rozumu. – Ren, nie możesz brać całej odpowiedzialność za to niepowodzenie na siebie, my też tam byliśmy. Do niczego nas nie zmuszałeś i to nie ty wydałeś na nas wyrok śmierci. Nie ma sensu się zadręczać, jest, jak jest. A ja i Tania niczego nie żałujemy. Warto było chociaż spróbować zabić tego karła.

– Wiem, ale to wszystko jest niesprawiedliwe. – Ren westchnął. – To był mój pomysł, żeby zabić Minoru i tylko ja powinienem umrzeć. Śmierć to zbyt surowa kara – mruknął zrezygnowany.

– Ja tam wolę śmierć od jeszcze jednej nocy w tej celi. Oni te łóżka to chyba robią na miarę Minoru. Najwidoczniej szykują się na jego wizytę tutaj, więc jednak jest nadzieja, że kiedyś tu skończy. – Otton zachichotał z własnego żartu. Oczywiście nie spodziewał się wygód w celi śmierci, ale łóżka były tu tak małe, że on ze swoimi mięśniami i prawie dwumetrowym wzrostem z trudem się w nim mieścił. A będąc skulonym i zdrętwiałym, ciężko było spać. – Tania może żyć.

Kolejne słowa skierował do swojej ukochanej, której cela znajdowała się naprzeciwko nich. Dzielił ich jedynie wąski korytarz, więc widzieli się doskonale. Tania stała tam, podpierając się łokciami o kratę od swojej celi i patrzyła z troską na Rena. W sztucznym świetle jedynej pochodni wiszącej na ścianie obok celi Tani, jej zawsze opalona twarz wyglądała na bladą, jakby była poważnie chora. – Kochanie nie musisz się krępować, ja i tak jestem już prawie martwy. Słyszałaś, jego łoże czeka. Ratując siebie, może uda ci się w tym łożu odszukać tego karła i go w końcu zabić.

Otton podszedł do kraty od celi. Buntowniczka przeniosła wzrok z Rena na niego. Widząc mordercze spojrzenie ukochanej, ponownie zachichotał. Wiedział, że droczenie się z Tanią, nie uszłoby mu na sucho, gdyby nie cela, która chociaż w tym wypadku dawała złudne bezpieczeństwo.

– Jak jesteś taki mądry, to sam się poświęć. Dla mnie to za duża ofiara! – Na samą myśl, że Minoru mógłby ją dotknąć, Tanię przeszedł niemiły dreszcz. – Podziękuję! Wolę śmierć i przestań już mi o tym przypominać, bo zaraz zwymiotuję, a i tak śmierdzi tutaj wystarczająco.

Ren milczał, zdecydowanie wołał nie mieszać się w kłótnie kochanków.

– No twoim ulubionym kwiatem, adenium, to tutaj z pewnością nie pachnie. Wiemy, że do innych wygód przywykłaś. – Chichrając się, Otton nadal naigrywał się z dziewczyny.

– Ciesz się, że jestem zamknięta, bo bym ci dokopała – warknęła Tania przez zaciśnięte zęby. – Przypominam, że uciekłam z pałacu pełnego wygód, prawie sprzed ołtarza... – urwała nagle i po krótkiej chwili dodała. – Nie żałuje tej decyzji, wolę śmierć, niż bycie żoną tego karła. Doceń to, wielkoludzie! – Zdenerwowana dziewczyna przymknęła oczy i policzkiem dotknęła zimnej kraty. Poczuła przyjemny chłód. Nawet do ciemnego i wilgotnego lochu docierało gorące powietrze z zewnątrz, wpadające tam przez niewielkie okna w celach.

– Wiem, wiem, przepraszam. Nie denerwuj się. Bardziej zależy mi na twoim niż swoim życiu. Nawet jeśli nie miałabyś być moja. – Ostatnie zdanie powiedział szeptem, patrząc na piękną twarz dziewczyny.

Otton wciąż miał w pamięci ukochaną z czasów, kiedy jeszcze się nie znali. Zawsze wystrojona i dumna, spacerowała po piaskowych ulicach w towarzystwie Minoru. Wówczas myślał, że jest głupią, choć faktycznie piękną lalką, której zależy na wygodach i bogactwie. Bo po co innego miałaby się zadawać z karłem? To Ren ich poznał. Sam znał ją z dawnego, pałacowego życia. Na szczęście dla Ottona – choć wielu, łącznie z nim, było sceptycznie nastawionych do tego pomysłu – przyjaciel uparł się, że można ufać narzeczonej Minoru, i że pomoże ona buntownikom.

Ich pierwsze spotkanie odbyło się poza miastem, na terenach ludzi pustyni, gdzie piękność Krainy Pustyni dla bezpieczeństwa została sprowadzona worku na głowie. Zniszczył on jej idealnie ułożone włosy. Tanii to w ogóle nie przeszkadzało, bo jak to sama wówczas ujęła, rozumiała, że musi zasłużyć na zaufanie. Ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich, poza Renem oczywiście, z ochotą zgodziła się pomagać buntownikom, donosząc im o krokach króla. Sama również go nie znosiła, ale ze względu na naciski rodziny, która go popierała, musiała się z nim spotykać. Tania szybko zdobyła zaufanie buntowników, bo jak się okazało, poza urodą miała wiele do zaoferowania. Była bardzo odważna, i co najważniejsze – lojalna.

Natomiast Ottonowi wystarczyła jedna rozmowa, żeby zupełnie zmienić zdanie o pięknej, choć nieco wyniosłej i zupełnie nieznającej się na żartach dziewczynie. Jak wielu zakochał się w niej po uszy. W dniu swojego ślubu z królem, nie zważając na konsekwencje, z których najboleśniejszą dla Tanii było wyrzeczenie się jej przez rodzinę, uciekła i przyłączyła się do buntowników. Zrobiła to dla niego, choć ona gorliwie temu zaprzeczała. Twierdziła, że nie potrafiła już dłużej grać na dwa fronty, a na samą myśl o nocy poślubnej miała mdłości. Tak czy inaczej, był to najszczęśliwszy dzień w życiu Ottona, bo zostali parą.

W ciszy, jaka zapanowała w lochu, Tania bez trudu usłyszała wyznanie ukochanego. Wzrok jej złagodniał. Z czułością uśmiechnęła się do niego. Szkoda było tych paru godzin życia, jakie im zostały, na złości. Czasami zapominała, że mimo zewnętrznej postury wielkiego, przerażającego wojownika, którego każdy się bał, Otton był bardzo wrażliwy i zawsze gotowy, aby ją osłonić przed zagrożeniem, nawet za cenę własnego życia. Przy nim wydawała się taka mała i krucha, mimo że była niedużo niższa od niego.

– Cały czas myślę o tym, co na balkonie Minoru powiedział o Aidzie – wypalił Ren, wyrywając przyjaciół z głębokiego zamyślenia. W końcu odważył się poruszyć temat, który go zżerał od środka. Chciał lepiej widzieć swoich towarzyszy, dlatego wstał i również podszedł do kraty, opierając się o nią ramieniem. Renowi wystarczyło jedno spojrzenie na twarze współwięźniów, żeby potwierdzić swoje przypuszczenia. Dobrze wiedzieli, o czym mówił, i że ze względu na jego złe samopoczucie, bali się ten temat poruszyć wcześniej.

– Ja też dużo o tym myślałam – zaczęła nieśmiało Tania. – Pewnie się ze mną zgodzicie, że Aida chyba jako jedyna ze znanych nam osób, ze swoim przeszkoleniem wojskowym, rodzinnym talentem do zdobywania informacji oraz znajomościami we wszystkich krainach, gdyby tylko chciała, to dałaby radę odnaleźć Zakazaną Księgę. Ale jednego nie rozumiem, jaki Aida miałaby w tym cel? To nie ma sensu. Przecież ona wie, co oznacza wybudzenie się czarnoksiężnika dla Magicznych Krain. Obstawiam, że ten imbecyl Minoru chciał cię zdenerwować i dlatego opowiadał takie bzdury! – Na koniec zaprotestowała oburzona Tania.

Otton pokiwał energicznie głową, w pełni zgadzając się z ukochaną.

– Na początku też tak myślałem, ale mój kuzyn to idiota, sam tego nie wymyślił. Był pewien tego co mówi. Poza tym, po co miałby kłamać w tej sprawie? Przecież jemu wszystko jedno, kto obudził czarnoksiężnika i przez kogo będzie musiał się z nim podzielić władzą, co oczywiście jest dla niego największą tragedią. – Ren na jednym wdechu powiedział przyjaciołom o swoich wątpliwościach. Ciężar spadł mu serca.

Nie potrafiąc racjonalnie odpowiedzieć na żadne z dręczących ich pytań, zasmuceni więźniowie zamilkli. W ciszy słyszeli jedynie cichy trzask ognia dochodzący z pochodni, która tliła się resztką sił.

Ren niewątpliwie zgadzał się z opinią Tani. Kto znał Aidę, ten dobrze wiedział, że komu jak komu, ale jej z pewnością udałoby się odnaleźć Zakazaną Księgę.

Ojcem Aidy był niegdyś wybitny, ale bardzo surowy generał. Uważał on, że jego dzieci powinny umieć o siebie zadbać. Dlatego ona już jako mało dziewczynka zaczęła szkolenie wojskowe odbywające się pod czujnym okiem jej ojca. Jak szybko się okazało, Aida była urodzoną wojowniczką. Sumiennie przykładała się do ćwiczeń, które wprost uwielbiała. Jak sama im nieraz opowiadała, tęsknie wzdychając, wiodła idealne życie do czasu, aż władzę w Krainie Pustyni przejął Minoru.

Nowy król postanowił wymienić ludzi swojego dopiero co zmarłego ojca, na – jak to wówczas uzasadnił – lepiej wykwalifikowanych współpracowników. Oczywiście tak naprawdę chodziło mu o zastąpienie ich swoimi zwolennikami. To były czarne dni w Krainie Pustyni. Minoru bez opamiętania kazał, bo sam nigdy nie brudził sobie rączek, mordować nic niespodziewających się ludzi ojca wraz z ich rodzinami. Niewielu udało się uciec. Rodzinę Aidy spotkał taki sam los. Minoru nie miał litości nawet dla jej małego rodzeństwa. Przeżyła tylko ona, bo w chwili napaści przebywała poza domem. Na początku obwiniła siebie, uważała, że zawiodła rodzinę, bo jako wojowniczka powinna być przy nich i im pomóc. Jednak po pierwszym szoku przytomnie stwierdziła, że nie włada magią i z czarodziejami, którymi posłużył się Minoru, ona też by nie wygrała. Wtedy cały gniew przelała na prawdziwego winowajcę. Te smutne wydarzenia zaprowadziły ją do ludzi pustyni, gdzie parę dni wcześniej zamieszkała rodzina Rena. Jego ojciec wziął nieco zagubioną, wówczas szesnastoletnią wojowniczkę pod opiekę.

Dopiero wtedy Aida przejrzała na oczy: jej rodzina popierała mordercę i zginęła z rąk mordercy. Ren, mieszkając w pałacu, unikał zwolenników wuja, dlatego na początku był ostrożny w kontaktach z Aidą. Jednak czas, wspólne treningi i bez wątpienia tragiczne losy obu rodzin sprawiły, że połączyła ich przyjaźń. Wiedział, że przyjaciółka desperacko pragnie zemsty, ale po co miałaby wybudzać Anastola? Na to pytanie nie umiał sobie odpowiedzieć. Musiał pogodzić się z tym, że umrze w niewiedzy.

Tymczasem Tania obmyślała, jak ma podjąć interesujący ją, ale bardzo delikatny temat. W końcu niepewnie zaczęła mówić.

– Ren. – Mężczyźni pytająco popatrzyli na nią. – Wiem, że nie lubisz mówić o swojej matce, ale zabolało cię, kiedy Minoru o niej wspomniał. – Buntowników zawsze ciekawiło, co tak naprawdę stało się po pogrzebie starego króla, gdy przyjaciel z siostrą i ojcem uciekli z pałacu i oficjalnie dołączyli do mieszkańców pustyni. W wersje Minoru nikt, kto znał rodzinę Rena, po prostu nie wierzył. Jednak nie było osoby, która miałaby odwagę zapytać ich o to wprost, a oni nigdy o tym nie mówili. – Minoru i inni ludzie w pałacu twierdzą, że po informacji o śmierci twojego wuja, tak się załamała, że źle się poczuła i po prostu umarła. Rozpowiadają też, pewnie słyszałeś, że twój ojciec próbował siłą przejąć władzę, a gdy mu się to nie udało, to uciekł z wami z pałacu. – Głosem pełnym wątpliwości, Tania w końcu wydusiła to z siebie.

– Pewnie, to ten karzeł ją zabił! Morderca i… – warknął Otton, ale napotkawszy karcące spojrzenie Tanii, skruszony zamilkł.

Buntownicy wstrzymali oddechy, wyczekując reakcji przyjaciela.

– On, ale jak zawsze nie swoimi rękami.

Ren westchnął. Często wspominał swoją matkę, ale dzień, w którym widział ją po raz ostatni, w myślach omijał szerokim łukiem. To wspomnienie sprawiało mu dużo bólu. Jak większość uczuć trzymał je głęboko w sobie, taki już był. Ren słyszał te stek kłamstw o przyczynie śmierci swojej matki rozpowiadane przez Minoru i jego ludźmi. Skoro i tak miał dziś umrzeć to uznał, że to ostatni moment, aby wyznać prawdę.

Cichym głosem zaczął opowiadać o nocy sprzed czterech lat, która zmieniła życie nie tylko jego rodziny, ale też wszystkich mieszkańców Krainy Pustyni.

– Moi rodzice nie zgadzali się z rządami wuja, jak pamiętacie, był okrutnym i skąpym władcą. Ludziom wydawało się, że nasze życie w pałacu to bajka, ale to były pozory, nas jako swojej rodziny, nie traktował lepiej od reszty poddanych.

Ren zaśmiał się gorzko i zamilkł, jakby tak naprawdę przeniósł się do przeszłości. Przyjaciele nie chcieli go ponaglać. Powrót do trudnych doświadczeń z całą pewnością nie należał do łatwych, więc cierpliwie czekali, aż będzie na to gotowy. Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu buntownik wrócił do przerwanej historii:

– Pewnie zastanawiacie się, dlaczego wobec tego już wtedy nie opuściliśmy pałacu? – Nie czekając na odpowiedź milczących, wpatrzonych w siebie przyjaciół, Ren dalej ciągnął swoją opowieść. – Po śmierci królowej to moja matka wzięła Minoru pod swoje skrzydła. Rodzice upatrywali ogromną nadzieję, że mając wpływ na jego wychowanie, wpoją mu dobroć i szacunek dla ludzi, co w przyszłości uczyni go lepszym władcą od jego poprzedników. Bardzo się mylili! Minoru to aktor, który świetnie udawał przywiązanie i miłość do nas. Sam nie wiem, czy to wuj nauczył go tego wszystkiego, a może po prostu miał to we krwi. Z czasem, zresztą sami teraz możecie to poczuć na własnej skórze, okazało się, że jest gorszy od swojego ojca. Rozgłoszono, że król zmarł na serce, ale my mamy pewność, że został otruty przez własnego syna. Teraz to i tak nie ma już znaczenia. Mój kuzyn dobrze się przygotował do przejęcia władzy, bo zanim ktokolwiek coś zauważył, miał po swojej stronie znaczną część czarodziejów. Z ich pomocą wymordował wszystkich tych, którzy mogliby stanąć przeciwko niemu. Wieczorem po pogrzebie króla, oczywiście w towarzystwie magicznych ludzi, Minoru przyszedł po ojca. Wiedział, że był lubiany przez lud, więc uznał go za kolejne zagrożenie, którego musiał się pozbyć. Matka kazała ojcu wziąć nas do mieszkańców pustyni, co posłusznie zrobił. W naszej rodzinie to ona rządziła.

Ren uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie rozkazującej matki i znowu zamilkł. Tym razem z wielką przyjemnością przypomniał sobie czas, gdy jego rodzina była razem. Mimo otaczającego ich zła byli wówczas bardzo szczęśliwi, bo mieli siebie. Grymas bólu pojawił się na jego twarzy. Pierwszy raz w życiu powiedział na głos to, co wracało do niego w koszmarach.

– Sama stanęła im na drodze, dając nam czas na ucieczkę. Była pewna, że Minoru nic jej nie zrobi, bo traktowała go jak syna i łudziła się, że on ją jak matkę. Chciała przemówić mu do rozumu. Yuki miała wówczas cztery lata, pamiętam, że ojciec niósł ją na rękach, była taka mała. A ja miałem szesnaście lat i jak głupi poszedłem posłusznie. Z oddali słyszeliśmy jej przeraźliwe krzyki. Chciałem wrócić, żeby jej pomóc, ale ojciec ze łzami w oczach zabronił mi. Było już za późno. Szybko nastała cisza. To on ją zabił i jeszcze miał czelność o niej wspomnieć. Rodzice kochali i wierzyli w Minoru, to ich zgubiło. Była taka dobra. Ojciec uważa i patrząc na naszych przodków, to ma racje, że to dzięki niej nie jesteśmy potworami, jak reszta rodziny, bo ona wniosła światło do naszych serc.

Przygnębiony Ren skończył mówić, odwrócił się i usiadł na niewielkim łóżku. Otton spuścił głowę, a Tania skuliła się przy ścianie, łzy spływały jej po policzkach. Chciała podbiec do przyjaciela i go przytulić, ale to było niemożliwe.

Po wyznaniu Rena, nikt więcej się nie odezwał. W ciszy czekali, aż zabiorą ich na egzekucję.



Mieszkańcy Krainy Pustyni na polecenie króla licznie zgromadzili się na placu przed pałacem. Ich kolorowe, cienkie peleryny chroniące przed mocnym, czerwono-purpurowym słońcem, tworzyły barwny obraz. Tłum wyczekująco wpatrywał się w jedną z pięciu wież, gdzie znajdował się największy balkon. Sami byli z niego obserwowani przez cztery tajemnicze postacie ubrane w czerwone szaty. Zlewały się one z tłem szkarłatnego pałacu, który jak wszystko w Krainie Pustyni został zbudowany z czerwonego piasku. Pod balkonem znajdowała się drewniana szubienica z przygotowanymi trzema pętlami. Wzdłuż niej na baczność stali żołnierze ubrani w mundury koloru oliwkowego. Nagłe pojawienie się na balkonie mężczyzny, spowodowało ogólne poruszenie wśród zebranych. Towarzyszące mu dwie kobiety, ubrane w białe, długie suknie, stanęły po obu jego stronach i długimi, zdobionymi w żółte kwiaty wachlarzami, zaczęły go wachlować.

– Niech żyje król Minoru! – Ludzie, jak na zawołanie, zaczęli wiwatować, przekrzykując się wzajemnie. Władca patrzył na nich z głupkowatym uśmiechem. Po chwili znudził się i zadowolony uciszył tłum, unosząc ręce do góry. Poddani natychmiast zamilkli. Wpatrzeni w króla czekali, bojąc się choćby mrugnąć, bo zdawali sobie sprawę, że w rękach tego małego człeka, znajdowało się ich życie.

– Poddani, doszło do haniebnych wydarzeń! Bandyci napadli na pałac i próbowali mnie zabić! – Minoru świetnie odgrywał rolę ofiary. Mówił łamiącym, wręcz płaczliwym głosem, a na finał przedstawienia przyłożył wierzch dłoni do czoła i udał omdlenie.

Po placu przeszedł szmer. Ludzie słyszeli już plotki o nieudanej próbie zamachu, ale teraz potwierdził je sam król. Oczywiście nie był to pierwszy raz, gdy ktoś chciał zabić Minoru, ale tym razem podobno złapano napastników. Tłum zareagował skrajnie różnie, jedni wyglądali na wstrząśniętych, a inni na złych czy smutnych. Ciężko było określić kierunek emocji targający ludem. Czy powodowało go współczucie dla króla, albo może wręcz przeciwnie – żal, że atak się nie powiódł? Dla władcy, na którego prawie nikt nie zwracał uwagi, a który liczył, że mieszkańcy krainy docenią jego świetny występ, było to bez różnicy.

– Cisza! – krzyknął zdenerwowany Minoru, a jego głos niósł się po całym placu.

Ludzie od razu zamilkli, zwracając oczy ku władcy.

Dwudziestoczteroletni król miał bardzo wysoki, gruby głos niepasujący do jego wyglądu, gdyż był on bardzo niski i patyczkowaty, jak dziecko. Minoru powoli podszedł do balustrady i wszedł na drewniany podest. Chwilę wcześniej służący przeniósł go z miejsca, w którym król stał uprzednio, inaczej byłby on niewidoczny dla stojącego na dole tłumu. Z pogardą przejechał małymi, czarnymi oczkami po twarzach swoich poddanych, jakby upewniał się, czy aby na pewno wszyscy już na niego patrzą.

– Tak, dobrze słyszeliście! Na szczęście moja straż czarodziejów pochwyciła tych trzech nikczemników. – Król ręką wskazał na cztery postacie w czerwonych strojach, które dwójkami stały po każdej z jego stron i czujnie obserwowały plac –  Dziś dla bezpieczeństwa nas wszystkich, zawisną oni na stryczku!

Następnie Minoru kazał żołnierzom, którzy w gotowości czekali pod balkonem, przyprowadzić więźniów. Gdy po paru minutach wrócili, ciekawi ludzie stawali na palcach, wychylali się nad głowami sąsiadów, chcąc zobaczyć, kogo prowadzą. Kto był tak odważny i próbował zabić króla, stając tym samym do walki z czarodziejami, bo oni przecież zawsze znajdowali się w jego pobliżu.

Troje przyjaciół kroczyło w asyście żołnierzy, ręce mieli związane grubym sznurem. Pierwszy szedł oczywiście przywódca, czyli Ren, Tania w środku, a Otton ostatni. Buntownicy pewnym krokiem weszli na drewnianą konstrukcję szubienicy i z wysoko podniesionymi głowami, stanęli przed zebranym tłumem.

Ludzie pokazywali na nich palcami, inni nie wierząc własnym oczom przecząco kręcili głowami. Skazańcy byli znani i lubiani w Krainie Pustyni, chętnie nieśli pomoc ubogim, mniej zaradnym mieszkańcom. Mimo to nikt nie odważył się stanąć w ich obronie. Nie licząc paru cichych odgłosów płaczu, na placu panowała cisza. Od wieków prześladowany lud stał się bierny. Skazańcy nie mieli o to pretensji. Wiedzieli, że wbrew swojej woli, stali się kolejnym narzędziem w rękach króla do zastraszania i podporządkowania mieszkańców krainy. Szczególnie tych niezadowolonych z rządów Minoru, którzy tak jak ta trójka skazańców, buntowali się, próbując, choć jak na razie z marnym skutkiem, go obalić. Dlatego nazywano ich buntownikami, albo ludźmi pustyni, bo właśnie w podziemiach czerwonej pustyni mieli się ukrywać.

Wachlarze nieustannie unosiły się i opadały, dając władcy wytchnienie w gorący dzień. Jednak wietrzyk, który robiły, targał jego gładko zaczesane na prawy bok włosy, przez co ciągle musiał je poprawiać. Minoru z góry obserwował plac. Był bardzo zadowolony z reakcji swoich poddanych, a raczej niewolników, jak miał w zwyczaju nazywać ich w myślach. Uważał również, że powinni oni znać swoje miejsce i być mu wdzięczni za to, że w ogóle pozwala im oddychać. Szczerząc się do swoich myśli, ponownie przemówił.

– Egzekucja jest również darem, dla przebudzonego czarnoksiężnika, Anastola, który zapewne niedługo zaszczyci nas swoją obecnością. Zanim jednak ten cudowny dzień nadejdzie, musimy oczyścić naszą cudowną krainę z chwas…

Świst trzech strzał, które przecinały gorące powietrze, lecąc wprost na Minoru, sprawiły, że ten natychmiast zamilkł. Stał, jak sparaliżowany z rozdziawioną buzią.

Straż króla zareagowała błyskawicznie. Czterech czarodziejów wspólnie, za pomocą magicznej mgły, która różnej barwy wyszła z ich dłoni, a gdy połączyła się ze sobą, stworzyła dziwną mozaikę o niebiesko-czerwono-żółtej barwie, zablokowali strzały. Jedna po drugiej, opadła na szkarłatny plac. Wówczas król oprzytomniał, bordowy na twarzy, jak piasek pustyni, zacisnął mocno pięści i zaczął wrzeszczeć na żołnierzy stojących na dole.

– Znowu to samo! Mam tego dość! Co oni sobie wyobrażają? Macie ich wszystkich złapać i zabić!

Po czym, jak tchórz, bezceremonialnie odwrócił się i czmychnął do środka pałacu. Jednak ucieczka króla nie do końca się powiodła. W wyniku pośpiechu, gdy zamykał drzwi od balkonu, przytrzasnął swoją długą, zieloną szatę. Minoru chwilę siłował się z drzwiami, które złośliwie się zablokowały. Gdy w końcu udało mu się uwolnić z potrzasku, nie odwracając się za siebie, zniknął w pałacu.

Tymczasem na placu wybuchła panika. Wystraszeni ludzie krzyczeli, w popłochu przepychali się, próbując uciec z ogromnego placu otoczonego wysokim murem. Oddzielał on wybudowany na niewielkim wzniesieniu piaskowy pałac, od ulic i domów pozostałych mieszkańców krainy. Główna brama, która na polecenie Minoru była otwierana tylko na wyjątkowe okazje, oczywiście teraz pozostawała zamknięta. Dlatego ludzie tłoczyli się do dwóch bocznych, bardzo wąskich bram.

Za kolejną próbą zamachu na życie Minoru stali oczywiście buntownicy. Za pomocą kolorowych szat bez trudu wtopili się oni w tłum i niecierpliwie czekali na sygnał do rozpoczęcia misji ratunkowej. Co prawda nie miały być nim te trzy wypuszczone w powietrze strzały, ale najwidoczniej z jakiegoś nieznanego im powodu, plan uległ zmianie.

Wojownicy pewnie ruszyli na pałac. Nie bali się pozostających na posterunku czarodziejów, bo dobrze znali zasięg ich mocy. Nie należała ona do aż tak silnych, aby z takiej odległości mogli im w jakikolwiek sposób zagrozić. Poza tym czarodzieje w Krainie Pustyni mieli tylko jedno zadanie, dbać o bezpieczeństwo Minoru, który dorobił się tak wielu wrogów, że ze strachu zawsze miał ich przy sobie. Dopóki więc trzymali odpowiedni dystans od karła, to z ich strony nic im nie groziło. A dziś wyjątkowo Minoru nie interesował buntowników, o czym przeciwnik nie wiedział, i to była ich przewaga. Ich głównym zadaniem było w miarę możliwości, na jak najdłużej odciągnąć uwagę żołnierzy od więźniów, sugerując, że egzekucja to wyłącznie okazja do zabicia króla. To była ich jedyna szansa, na uratowanie towarzyszy, bo w starciu z około dwustoma przeciwnikami znajdującymi się na placu, garstka zamachowców miała małe szanse. Łucznicy co chwilę wypuszczali strzały w kierunku pałacu, raniąc przy tym paru żołnierzy. Natomiast reszta natarła na buntowników, próbując ich złapać albo zabić, jak kazał im król. Tylko trzech wartowników pozostało, aby pilnować unieszkodliwionych więźniów. Zadanie zostało wykonane.

W tym ogólnym chaosie walk niedaleko szubienicy stała samotnie mała, ośmioletnia dziewczynka. Czarne, długie włosy przykleiły się jej do mokrej od łez okrągłej twarzyczki.

– Uciekaj stąd mała, bo zaraz zginiesz – warknął jeden z żołnierzy nadal pilnujący skazańców. Gdy to nie podziałało, podszedł do przerażonej, trzęsącej się dziewczynki i pochylając się nad nią, lekko ją popchnął, aby w końcu pozbierała się i uciekała z placu.

Dziewczynka popatrzyła na mężczyznę, jej wzrok był nieprzenikniony. Pomału, rękawem przetarła wilgotne oczka i głośno pociągnęła nosem. Następnie prawie niezauważalnie, prawą rączką sięgnęła za ramię, gdzie pod niebieską peleryną, miała ukryty nieduży sztylet. Szybkim ruchem chwyciła go i wbiła ostrze w plecy nic niespodziewającego się, nadal pochylonego żołnierza. Zraniony mężczyzna osunął się na ziemię. Szczęśliwie dla skazańców pilnujący ich żołnierze nie byli zbytnio rozgarnięci. Nie zwracali na więźniów, a tym bardziej na Yuki uwagi, tylko gapili się na walczących towarzyszy. W tym czasie mała zwinnie wskoczyła na szubienice i z łatwością, używając tego samego sztyletu, który chwilę wcześniej wyciągnęła z ciała zamroczonego żołnierza, przecięła sznury kneblujące więźniów.

– Jak zwykle muszę ratować wam tyłki – powiedziała zuchwale Yuki do wolnych już przyjaciół. Szybko sięgnęła pod pelerynę, gdzie na grubym pasku przy biodrach, miała umocowane trzy krótkie miecze. Podała je towarzyszom.

Ren pogodził się z nadchodzącą śmiercią, ale gdy tylko zobaczył swoją zapłakaną, pyskatą siostrzyczkę, jego serce z nadzieją zabiło szybciej. Przypuszczał, że Yuki znalazła się tu nie bez powodu. W rzeczy samej odmieniła ich los. Już miał jej podziękować za ratunek, ale pozostali głupiutcy wartownicy w końcu połapali się, że więźniowie im uciekają.

Ren rzucił się na zmierzającego na nich z mieczem mężczyznę. Walka trwała krótko, bo i przeciwnik był słaby. Wystarczyło raptem parę uderzeń mieczem i martwy żołnierz leżał obok jęczącego kolegi, tego pokonanego przez małą Yuki. Otton równie szybko rozprawił się z drugim przeciwnikiem. Uradowany z tego, że żyje, podszedł do Yuki i figlarnie potargał jej włosy. Ona z poważną, w ogóle do niej niepasującą miną, odgoniła chłopaka ręką, czym go jeszcze bardziej rozbawiła. Dostałam bardzo odpowiedzialne zadanie i muszę wykonać je jak najlepiej, to nie czas na wygłupy. Pomyślała oburzona żartami Ottona, którego zresztą już beształa, jak zawsze poważna Tania.

Tymczasem Yuki, małą dłonią sięgnęła do szyi, którą zdobił gruby, srebrny łańcuszek i mocno pociągnęła za niego. Na jego końcu dyndał nieduży, również srebrny gwizdek. Wzięła go do ust i nabrawszy dużo powietrza w płuca, mocno w niego dmuchnęła, aż jej brązowa twarzyczka poczerwieniała z wysiłku. Niski dźwięk przetoczył się przez plac. Mimo trwających walk doszedł on do uszu zainteresowanych. Buntownicy, którym zgodnie z planem udało się odciągnąć wroga, jak najdalej od wyjść z placu, na sygnał dziewczynki wycofali się w tamtym kierunku. Ren wziął siostrzyczkę za rękę i puścili się biegiem, Tania i Otton ruszyli za nimi. Bez trudu przedostali się do prawie już pustych bram. Żołnierze chwilę stali zdezorientowani, gdyż spodziewali się szturmu na pałac. Kiedy dotarł do nich plan bandytów, rzucili się w pogoń za nimi. Jednak nikogo nie udało się im złapać. Wyglądało to tak, jakby buntownicy zapadli się pod ziemię i dokładnie tak się właśnie stało. Wojownicy rozproszyli się. Dobrze znali Krainę Pustyni i wiedzieli, w które uliczki mają wejść, aby tajemnymi przejściami dostać się do tuneli. Prowadziły one za miasto pod skromnie zamieszkałą Czerwoną Pustynię, leżącą pomiędzy Krainą Lodu a Krainą Pustyni, gdzie znajdowała się ich bezpieczna kryjówka.

Buntownicy przemierzali ciemne, długie tunele, panował w nich błogi chłód. Zostały one zbudowane bardzo dawno temu. Nikt nie wiedział dokładnie kiedy, natomiast świetnie pojmowano, w jakim celu powstały. Kraina Pustyni nie miała szczęścia do władców, którzy przeważnie byli okrutni dla swoich poddanych. Jednak zawsze znaleźli się śmiałkowie posiadający dość siły i odwagi, aby przeciwstawić się złu. To oni niegdyś stworzyli ową kryjówkę, która w dobrej sprawie służyła po dziś dzień. Wąskie, kręte korytarze z wieloma ślepymi odnogami stanowiły istny labirynt, oczywiście dla osób nieposiadających o nich wiedzy. Dlatego, nawet jeśli szpiegom Minoru, jakimś cudem udałoby się odnaleźć wejście do labiryntu, to do kryjówki buntowników droga była jeszcze daleka. Rebelianci natomiast zostali wyszkoleni, jak poruszać się po tunelach, aby się nie zgubić. Wielu z czasem potrafiło się w nich odnaleźć nawet w ciemności. Teraz jednak korzystali z pomocy wcześniej pochowanych w różnych miejscach pochodni. Subtelnie padające z nich światło odsłaniało gołe, piaskowe podłogi i ściany, na których widoczne były jedynie długie cienie wędrowców.

– Widziałeś minę karzełka, jak zobaczył moje trzy precyzyjnie wymierzone w siebie strzały? Albo lepsze było, jak ten kretyn zwiewał i przytrzasnął swoją boską szatę – Hugo skomentował akcje i zarechotał, a jego głośny śmiech odbił się echem w tunelu.

– Tak, widziałem tego tchórza. Gdyby nie jego czarodzieje, już by nie żył – stwierdził cicho Ren. Idąc, masował sobie obolałe nadgarstki, na których widoczne były sinofioletowe pręgi po sznurze.

– Dzięki Yuki, jak zawsze nam tyłki ratujesz. – Używając słów dziewczynki, Tania, która szła pierwsza, oświetlając im drogę pochodnią, podziękowała jej.

Ren ręką przygarnął siostrzyczkę do siebie, przez co znalazła się pod jego pachą. Dziewczynka mocno wtuliła się w brata.

– Moja mała, słodka, zdolna siostrzyczka – powiedział żartobliwie, całując ją w czółko.

– Całe szczęście, że mnie macie – zachichotała Yuki. Była bardzo dumna ze swojego wkładu w akcję ratunkową. Rzadko pozwalano jej się angażować w działalność buntowników. Żywiła nadzieję, że dziś udowodniła swoją przydatność i dojrzałość, której niby to zdaniem ojca nie miała i teraz się to zmieni.

– Słodka, dopóki się nie odezwie – zachichotał Hugo.

Poirytowana słowami przyjaciela dziewczynka wyrwała się z uścisku brata i rzuciła na Hugona, który zaskoczony wpadł z impetem w ścianę. Wówczas Yuki skorzystała z okazji i uderzyła go z całej siły łokciem w brzuch. Hugo jęknął cicho. Śmiejąc się, zaczął droczył się z Yuki, kontratakując. Ren i Tania przyzwyczajeni do takich scen, nie zwracali już na te wygłupy uwagi. Zostawili ich w tyle, a sami ruszyli przodem.

– W porządku, Taniu? – Ren zagadał milczącą dziewczynę.

– Tak jesteśmy wolni, ale twój ojciec zapewne nie jest zachwycony naszą samowolką.

– To był mój pomysł, więc to ja będę się tłumaczyć. Nie martw się. Gdzie Otton? Straciłem go z oczu, gdy wybiegliśmy z placu.

– W chaosie rozdzieliliśmy się, ale widziałam jak pobiegł do drugiego tunelu, więc zaraz się z nim zobaczę – odpowiedziała zadowolona.

Blade światło na końcu tunelu oznaczało, że buntownicy dochodzili już u celu. Jeden za drugim przeszli przez sporą dziurę i od razu znaleźli się w również zbudowanym z czerwonego piasku, dużym, okrągłym, pomieszczeniu, oświetlonym pochodniami. W wysokim suficie znajdowało się parę dziur, ale nie wpadało przez nie zbyt wiele światła. Byli głęboko pod ziemią, więc to musiało im wystarczyć. W pomieszczeniu panował gwar. Roześmiani ludzie w różnym wieku stali i siedzieli przy długich drewnianych stołach, które na środku pokoju, połączone ze sobą, tworzyły kwadrat.

Tania odłożyła pochodnię i ruszyła na prawo, gdzie już na nią czekał rozgadany Otton. Ren z resztą towarzystwa skierował się na przeciwległy koniec pomieszczenia, gdzie w jego głębi znajdowało się podziemne jezioro. Czekał tam na nich przywódca. W jego czarnych włosach lśniły siwe pasma. Zniecierpliwiony patrzył na przybyszów, a jego mądre, czarne oczy nie zdradzały, o czym myślał, i jak bardzo był zły. Otton i Tania solidarnie poszli za Renem, wspólnie wzięli udział w zamachu, więc razem powinni ponieść konsekwencję.

– Co wy sobie myśleliście? – zapytał przywódca opanowanym tonem. – Wasza trójka na czarodziejów Minoru?

W ciszy, jaka zapadła w pomieszczeniu, słychać było jedynie szybkie oddechy niedoszłych wisielców. Oczy około dwudziestu obecnych buntowników, wpatrywały się w nich, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.

– Ojcze, to był mój pomysł! Uznałem, że trzeba zabić Minoru, zanim zjawi się tu Anastol. Może wtedy jakoś udałoby się nam pokonać czarnoksiężnika. – Głos Rena drżał. Tłumacząc się, od razu przedstawił argument, którym kierował się podejmując decyzje o zamachu. Wiele razy powtarzał go w myślach, ale teraz wypowiedziany na głos zabrzmiał niedorzecznie. Jego opalona twarz płonęła, peszyło go tylu obserwatorów. Ren zamknął swoje czarne, lekko skośne oczy i wyobraził sobie, że zniknął.

– I co, udało się?

– Nie, ale... – zaczął Ren.

Ojciec mu przerwał, nie potrafił dłużej ukrywać złości. Skruszeni przyjaciele spuścili wzrok, wiedzieli, że teraz przywódca musi sobie pokrzyczeć, a gdy wyrzuci to z siebie, gniew mu przejdzie.

– Zachowaliście się głupio! Myślałem, że jesteście mądrzejsi. Cieszcie się, że znaleźli się chętni, aby was ratować i nie licząc paru lżej rannych wojowników, nikt nie poniósł większych obrażeń, bo to wy mielibyście na sumieniu śmierć tych osób! – Gdy to powiedział, wziął głęboki wdech, następnie popatrzył na Hugona, który stał obok Rena z głupkowatym uśmiechem. Chłopak szybko spuścił wzrok, przewidywał, że teraz to jemu się dostanie. – A ty jak wytłumaczysz te strzały? Ciebie zasady również nie obowiązują? – zapytał nieco łagodniejszym głosem.

– No więc… – Hugo zaczął opowiadać, a dla lepszego efektu, inscenizował całe zajście na placu. – Czekałem cierpliwie na dźwięk gwizdka i wtedy ten kurdupel zaczął gadać o wielkim czarnoksiężniku. No i nie wytrzymałem…

Śmiech obecnych buntowników rozległ się po sali. Zagłuszył on dalsze słowa chłopaka, który wymachiwał rękami, jakby strzelał z niewidzialnego łuku i ciągnął swoją historię w najlepsze.

– Młodość – szepnął do siebie przywódca. Emocje już opadły i szczęśliwy, widząc całego syna, mocno go przytulił.

Ren nie mógł już dłużej czekać. Korzystając z uwagi ojca, szepnął mu do ucha, prosząc o rozmowę w cztery oczy. Mężczyzna z poważną miną puścił syna i bez słowa skierował się do wyjścia. Ren, nie oglądając się na roześmianych przyjaciół, poszedł za nim. Gdy obaj znaleźli się w ciemnym tunelu, Ren niecierpliwym głosem opowiedział ojcu, co w pałacu Minoru powiedział mu o Aidzie i czarnoksiężniku. Ojciec tylko kiwał głową, przeczuwał, do czego to wszystko zmierzało, ale cierpliwie czekał, aż syn dojdzie do sedna.

– Miałeś racje, zamach na Minoru był głupotą. Muszę wyruszyć na Wulkan! Pomogę zatrzymać czarnoksiężnika, żeby pozostałych Magicznych Krain nie spotkał taki los jak nas. Może przy okazji uda mi się odnaleźć Aidę i dowiem się, jaką rolę odegrała wybudzeniu Anastola.

– Od pierwszego trzęsienia ziemi bałem się tej chwili. Jak to ojciec, łudziłem się, że przepowiednia nie będzie dotyczyć ciebie, ale widzę, że i ty musisz naprawić nasze błędy. – Zdziwiony syn chciał zapytać jak to, ale ojciec uciszył go dłonią. – To ty sam musisz teraz wybrać drogę, którą pójdziesz. Ja nie mogę wpływać na twoją decyzję, choć bardzo chciałbym cię zatrzymać. Jakby to powiedziała Mirela, królowa Motyli, wolna wola. Choć nie spodziewałem się, że tak jak kiedyś mnie, tak i dziś ciebie, to miłość do kobiety poprowadzi do Wulkanu.

– Co? Ja nie… – urwał zawstydzony Ren. Nerwowo przejechał ręką po czarnych, krótkich włosach. W duchu dziękował za otaczającą go ciemność, która przesłoniła jego płomienne rumieńce. Ojciec wyczuł skrępowanie syna i nie drążył już tematu.

– Przez ostanie lata, starałem się przekazać tobie całą moją wiedzę o magicznych istotach, terenach za Rzeki Snów, czy innych ważnych rzeczach. Mam nadzieje, że mi się to udało i będzie ona przydatna. Masz amulet matki? – zapytał nagle ojciec. Ren bez słowa pociągnął za złoty łańcuszek na szyi, który ukryty pod ubraniem zawsze mu towarzyszył. Na jego końcu wisiał złoty wisiorek w kształcie słońca, z ośmioma promieniami, które każde było w kształcie rozciągniętej ósemki. Na środku okrągłej tarczy znajdował się niewielki kamień o czerwono-żółtej barwie. – Symbol Żywego Słońca może się wam przydać. Musisz wezwać przewoźnika i… zresztą ty wiesz, co masz robić. Postaraj się wrócić – zakończył smutnym głosem.

– Byłeś najlepszym nauczycielem. Nie zawiodę cię.

Do Rena dopiero teraz dotarło, po co ojciec najpierw w formie bajek na dobranoc, a później pełnych przygód historii, bezustannie opowiadał mu o wróżkach i innych magicznych istotach. Gdy teraz o tym pomyślał, to przyszło mu do głowy, że mogły być one prawdziwe. A skoro jego rodzice odwiedzili magiczną górę, to oni mogli być nawet ich bohaterami. To wszystko miało go przygotowywał na wypadek, gdyby ten dzień nadszedł. Ojciec nigdy nawet nie zająknął się o możliwości jego wyprawy na Wulkan. Skąd wiedział, że tajemnicza przepowiednia, o której również nie wspomniał, może dotyczyć jego syna? Ren nie miał pojęcia, ale nie zamierzał o nic pytać. Ufał ojcu, gdyby mógł, to na pewno już dawno by mu zdradził swoją tajemnicę. Poza tym dla niego to i tak było nieistotne. Pójdę drogą, którą bez tej wiedzy sam wybrałem i dając z siebie wszystko, zmierzę się ze swoim przeznaczenie, przed którym nie mam zamiaru uciekać, pomyślał Ren.

– Ufaj swojemu sercu, ono cię poprowadzi.

Ren kiwnął głową.

– Spakuje najpotrzebniejsze rzeczy i ruszam w drogę.

Buntownik krótko uścisnął ojca i ruszył w ciemność do znajdujących się w tunelach obok sypialni buntowników. Liczył, że nikogo po drodze nie spotka i obejdzie się bez niepotrzebnego tłumaczenia. Należał do tych wojowników, którzy nie potrzebowali pochodni, by odnaleźć drogę w tunelach.

Ojciec smutnie patrzył za odchodzącym synem, który po chwili zniknął w ciemności.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×