Przejdź do komentarzyRozdział 9 Motyle
Tekst 9 z 17 ze zbioru: Tom1 - Przebudzenie mocy
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-02-02
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń94

Towarzyszący im od dłuższego czasu obłędny zapach kwiatów, jak się okazało, był dopiero namiastką cudowności, jakie mieli okazję podziwiać. Gdy dotarli na skraj ziem Motyli, przyjaciele z rozdziawionymi buziami kręcili głowami we wszystkie strony, podziwiając niekończący się ogród z najpiękniejszymi kwiatami, jakich wcześniej nawet nie potrafili sobie wyobrazić. Oczywiście, nie włączając w to Lenarda, który już nieraz tu bywał, więc przywykł do widoku magicznej łąki. Dał towarzyszom chwilę, aby mogli pozachwycać się tym urokliwym miejscem. Poza tym i tak musieli czekać na zaproszenie. Chłopak stanął na palcach i zaglądał w głąb łąki, jakby stamtąd miało do niego przylecieć.

Tak jak przewidział Lenard, Miriam była zachwycona magiczną łąką i jej olbrzymią paletą kolorów. Przy terenach Motyli jej kraina wypadała blado ze swoim wszechobecnym złotym odcieniem. Teraz według niej zyskał on miano najnudniejszego koloru. Pomyślała, że nawet najlepszy malarz miałby problem z uchwyceniem piękna tego miejsca.

Intensywne barwy, fantazyjnych kwiatów różnej wielkości i faktury, cieszyły oczy. Niektóre potrafiła nazwać, jak róże, maki albo piwonie rosnące też w ogrodzie jej matki, ale te tutaj były w oryginalnych kolorach: orzechowym, indygo, czarnym czy popielatym. Jednak większość roślin księżniczka widziała pierwszy raz. Dojrzała takie z płatkami w kształcie motyli, chmurek, czy kulek albo z kolcami, które ciągle zwijały się w dzióbek i rozwijały. Najbardziej podobały się jej kwiaty większe od niej i przypominające jej słoneczniki, ale w zaskakującym rubinowym kolorze – ich płatki kręciły się w kółko, chichocząc przy tym, jak dzieci w czasie dobrej zabawy. Największym zaskoczeniem było dla niej to, że rośliny z tej łąki były żywe, bo w żadnej książce o wróżkach jakoś o tym nie wspomniano. Miriam widziała też kwiaty chrapiące albo chodzące na cienkich korzeniach i odwiedzające inne roślinki.

Bajeczny widok łąki dopełniała niezliczona liczba Motyli, nieco większych rozmiarów niż te widywane przez nich do tej pory. Latały one, otulając teren łąki, jakby ją chroniły. Skrzydełka mieniły im się przeróżnymi barwami. Mira zauważyła Motyla żółtego, niebieskiego czy czerwonego koloru, w czym nie było nic dziwnego. Jednak, widząc białego i to prawie przezroczystego albo purpurowego, który jakby się nagle rozmyślił i zmienił swój kolor na zielony – to było zdumiewające.

Księżniczka prawie nie mrugała, bo bała się, że coś przegapi. Stworzenia trzepocząc skrzydełkami tworzyły subtelny wietrzyk, a dźwięk, jaki temu towarzyszył, nasuwał Miriam myśl, że szeptały one do siebie. Wytężyła słuch, ale nie potrafiła stworzyć żadnego sensownego zdania z tych szmerów. Podniosła głowę do góry, gdzie wysoko na błękitnym niebie połyskiwało bladożółte słońce, którego pochodzącej z krainy wiecznego słońca dziewczynie bardzo brakowało. Jednak dawało ono światło tylko terenom należącym do wróżek, oni ciągle stali poza nimi w mroku. Miriam nie dostrzegła żadnej ścieżki, zastanawiała się, jak mają przejść przez łąkę nie nadepnąwszy na jakąś roślinkę. Przeniosła pomału nogę w kierunku najbliższego kwiatka, jakby chciała iść i trąciła go delikatnie butem. Szafranowy, postrzępiony kwiatuszek oburzony jej zachowaniem, zacisnął kielich. Jego płatki wyglądały teraz jak ostre zęby. Roślinka złowrogo zawarczała na nią. Mira nerwowo zachichotała.

– Uważaj, bo rozgniewasz wróżki –  krzyknął cicho Sebastian, który stał obok Miry i widział, co ona wyprawia.

Dziewczyna wymamrotała przeprosiny. Po pokazie niewinnie wyglądającego kwiatka, stała już grzecznie. Uznała, że tym razem wyjątkowo poczeka na rozkazy.

– A więc, na co czekamy? Jak przejdziemy przez słodko morderczą łąkę? – Po chwili zapytała niecierpliwie Mira.

– Na to – odpowiedział, rozbawiony uwagą księżniczki, Lenard. Palcem wskazał na Motyla, który odłączył się od reszty grupy i podleciał do nich. Zatrzymał się on na wysokości oczu swoich gości i chwilę ich obserwował.

Rozalia przetarła oczy, które zaczęły ją szczypać przez błyszczący pyłek sypiący się z amarantowych skrzydeł Motyla.

– Frydo, jak miło znowu cię widzieć – przywitał się Lenard z wróżką.

Jak mimowolnie zauważyła w myślach Rozalia, przyjaciel musiał dobrze ją znać, skoro zwrócił się do niej po imieniu. Motyl gwałtownie zatrzepotał skrzydłami, przez co posypało się jeszcze więcej różowego pyłku. Następnie odwrócił się i po prostu odleciał.

– Coś nie ucieszyła się na twój widok – podsumowała zachowanie wróżki Rozalia, nie kryjąc przy tym satysfakcji.

Lenard, jakby jej nie słyszał. Milczał, patrząc za amarantowym Motylem, który zatrzymał się niedaleko nich.

– Nie przejmuj się, może twój urok podziała na inną wróżkę i nas przepuszczą, spróbuj– stwierdził Daniel ku ogólnemu zaskoczeniu

Nie licząc Lenarda, który mruknąć coś, co brzmiało, jak bezczelni, reszta towarzystwa parsknęła śmiechem.

Po chwili chłopak popatrzył na czarodziejkę i wyzywająco poruszył brwiami. Rozbawiony odwrócił głowę. Zdziwiona Rozalia poszła za jego wzrokiem. Zaobserwowała dziwne zachowanie Motyla, który od nich odleciał, a teraz bardzo szybko kręcił się w kółko. Z każdym okrążeniem stawał się coraz większy i większy. Przetarła oczy ze zdumienia, gdy przed nią stanęła, a właściwie to lewitowała młoda dziewczyna. Wyglądała na jej rówieśniczkę. Miała czarny odcień skóry sugerujący, że pochodziła z Krainy Mgły. Poza tym była wyjątkowa. Oczy i włosy sięgające jej do gołych stóp, były amarantowego koloru, tak jak małe motylkowe skrzydła trzepoczące z tyłu jej pleców. Dziewczyna była wróżką, piękną wróżką, a Lenard ewidentnie jej się podobał. Uwodzicielsko patrzyła tylko na niego, pomijając ciekawskie spojrzenia jego towarzyszy. Lenard, jak to on, odpowiedział jej łobuzerskim uśmiechem. Potem niby przypadkiem, z wymalowanym na twarzy triumfem, zerknął na Rozalię. Ona udała, że tego nie widzi. Nieudolnie starała się ukryć złość. Oczywiście nie obchodziło ją, z kim ten złodziej romansuje, ale irytowało ją, że miał rację.

– Jejku, ale pięknie wyglądasz – stwierdziła Mira piszczącym głosem. Jej oczy wręcz błyszczały, gdy podziwiała długą suknię wróżki. Stworzona z żywych, białych kwiatów, których płatki były w kształcie dużych serc, zrobiła wrażenie nawet na obecnych mężczyznach.

– Dziękuję – odpowiedział sucho Motyl, nie odrywając oczu od Lenarda.

– Fryda pięknie wygląda w każdej sukni. – Komplement Lenarda rozanielił wróżkę. – Moi przyjaciele… – Chciał przedstawić swoich kompanów, ale zaledwie podniósł rękę w ich kierunku, a Fryda mu przerwała.

– Tak wiem, królowa już was oczekuje. Nie spieszyłeś się, żeby mnie odwiedzić. – Jakby królowa była mało istotna, Motyl w najlepsze kokietował Lenarda. Pozostałych nadal traktowała jak powietrze, więc nie pozostało im nic innego, jak cierpliwie czekać, aż skończą umizgi.

– Zjawiłbym się wcześniej, ale potwory Errare nas zatrzymały. Sama wiesz, jakie one są towarzyskie, nie chciały nas wypuścić. – Lenard zaśmiał się, i jak to miał w zwyczaju, ręką rozczochrał włosy. Fryda zachichotała z żartu, takie tłumaczenie najwidoczniej jej wystarczyło. – Doprawdy, taki zaszczyt nas spotka, mamy audiencję u samej królowej Motyli. Miałem nadzieje, że nas przepuścisz, zależy nam na czasie, czarnoksiężnik, sama rozumiesz. – Puścił jej oczko.

Nie miał ochoty na spotkanie z Mirelą. Była przemądrzała i dużo gadała, ale przy tym pomijała wiele szczegółów, gdyż uważała, że jej rozmówca sam musi je odkryć. Za to oczekiwała, że każdy będzie jej się tłumaczył.

– Mój drogi zapomniałeś, że u nas czas płynie inaczej. Gdy tylko człowiek przejdziecie przez magiczną barierę i znajdzie się w naszym świecie, czas dla niego zwalnia. Możesz spędzić tutaj wiele godzin na miłej pogawędce, a w świecie Magicznych Krain minie zaledwie parę minut twojego ludzkiego życia.

– No tak, ta moja krótka pamięć – odpowiedział Lenard i poklepał się wymownie w czoło.  Odpuścił niechętnie. Wiedział, że nic nie ugra, takie miała rozkazy. Musiała być posłuszna swojej królowej.

– A jak niby mamy wejść na wasz teren? Wszędzie rosną kwiaty, na które nie wolno nam nadepnąć, a skrzydła jak na razie nam nie wyrosły – stwierdziła szorstko Rozalia. Nie wytrzymała, miała dość tych dwojga mizdrzących się do siebie. Stwierdziła, że musi się wtrącić i nieco przyspieszyć sprawy, bo sami niedługo dołączą do łąki i zapuszczą tu korzenie.

Tymczasem Miriam szybko znudziła się rozmową Lenarda i wróżki, dlatego przykucnęła, żeby bliżej przyjrzeć się rosnącym przy granicy kwiatom. Koniuszkami palców delikatnie głaskała je po płatkach, a one zadowolone z jej pieszczot, cicho chichotały. Jednak teraz ku niezadowoleniu roślinek, gwałtownie wstała i popatrzyła na przyjaciółkę, bo w końcu coś ciekawego zaczęło się dziać.

Wróżka zmarszczyła czoło i przeniosła zdziwione spojrzenie z Lenarda na Rozalię. Delikatnie przekrzywiła głowę, falowane włosy opadły jej na twarz. Z nieukrywaną ciekawością mierzyła czarodziejkę wzrokiem, jakby ta dopiero co zmaterializowała się przed nią. Sebastian parsknął śmiechem, który niezgrabnie próbował ukryć, udając kaszel. Poważny Daniel poklepał go po plecach, kręcąc tylko głową. Lenard również popatrzył na Rozalię. Ich oczy się spotkały. Czarodziejka znała już to bezczelne spojrzenie sugerujące, że niby jest zazdrosna, co było nieprawdą. Szybko odwróciła wzrok, czego pożałowała, bo Fryda nadal się na nią gapiła i najwidoczniej uważała tak samo. Policzki czarodziejki zapłonęły. Przecież nie o to chodzi, znowu tracimy czas na jego romanse, a przecież mamy ważne zadanie do wykonania, pomyślała.

– Skoro królowa Motyli chce nas widzieć, to nie wypada kazać jej czekać, prawda? – zapytała szybko Rozalia. Chciała wyprowadzić obecnych z błędu, dlatego wytłumaczyła im prawdziwy powód swojego może trochę opryskliwego zachowania.

– Tak, oczywiście, masz racje.

Ku zaskoczeniu Rozalii i jej towarzyszy, wróżka nie dość, że zgodziła się z nią, to w ogóle nie była urażona jej nieco bezczelnym zachowaniem, wręcz przeciwnie – wyglądała na uradowaną.

Frydę intrygowały ludzkie rozterki miłosne. Jednak nieczęsto miała możliwość obserwować zakochanych, bo przez Anastola Motyle rzadko miewały teraz gości. Tym bardziej nie miała zamiaru przegapić takiej okazji. Rozbawiona patrzyła to na wyluzowanego Lenarda, to na speszoną Rozalię, jakby z twarzy tych dwojga odczytywała ich historię miłosną.

Kiedy nacieszyła oczy, ku radości Rozalii, która nie mogła już znieść jej przenikliwego spojrzenia, tak jak uprzednio bez słowa odleciała ku łące.

Zatrzymała się niedaleko nich, więc bez przeszkód mogli ją obserwować. Fryda rozłożyła ręce na boki i tym razem w swojej ludzkiej postaci, znowu zaczęła kręcić się w kółko. Po chwili zatrzymała się twarzą zwróconą ku nim. Wówczas z jej palców wyszła amarantowa mgła, która niczym wir rozeszła się po łące, delikatnie muskając kwiaty. Wyglądały one, jakby bujały się do niesłyszanej przez nich muzyki. Moc wróżki intensywnie zaiskrzyła, rażąc wojowników. Zmuszeni, lekko zmrużyli oczy, jednak nadal jak zaczarowani patrzyli na Motyla. Zacisnął on mocno dłonie, a potem je otwarł, wówczas posypały się z nich błyszczące, kwadratowe diamenciki, amarantowego koloru. Przyjaciele domyślali się, że Fryda wydała rozkaz kwiatom, bo zaczęły one uskakiwać na boki śmiesznie poruszając się na swoich cienkich korzeniach, które służyły im za nóżki.

Wyczarowana dla nich ścieżka była czarną, ugniecioną ziemią, posypaną amarantowymi diamencikami. Rozalia podejrzewała, że kolor drogi musi być zależny od barwy wróżki, jaka ją stworzyła. Jej szerokość umożliwiła im wędrówkę dwójkami. Pierwsza szła czarodziejka z Lenardem, a za nimi Mira z bratem. Daniel, co rusz podejrzliwie oglądał się za dziwnie milczącym Sebastianem, który szedł ostatni, ze spojrzeniem wbitym w ziemię, jakby podziwiał magię Frydy.

Im bardziej wojownicy zapuszczali się w głąb łąki, tym pochodzący od niej zapach stawał się słodszy. Rozkoszowali się nim, podziwiając nie tylko kwiaty, ale również kolorowe trawy i krzewy, które nie przestawały ich zachwycać i zaskakiwać. Rośliny próbowały zwracać na siebie ich uwagę, co nóż kłaniały im się albo zaczepiały gwiżdżąc, bądź chichocząc. Widać lubiły być podziwiane, a ludzie rzadko tu zaglądali. Rozalię to nie dziwiło. Sam fakt, ile musieli czekać, aby łaskawie wpuszczono ich na teren Motyli, przemawiał na niekorzyść gospodarzy.

Czarodziejka szła bardzo ostrożnie, aby w wyniku swojej nieuwagi nie nadepnąć na ciągle przechodzące przez ścieżkę roślinki. Nie chciała obrazić wróżek, które być może zostaną ich sojuszniczkami. O tym, że była niemiła dla Frydy będącej przecież jedną z nich, jakoś zapomniała. Poza tym Rozalia podejrzewała, że uroczy wygląd wróżek był tylko przykrywką, a tak naprawdę te wredne, magiczne istoty nie zawahałyby się zabić ich z zimną krwią. No może Lenard by przeżył, bo z pewnością niejedna osłoniłaby go tu własną piersią. Rozalia analizowała w głowie ostatnie wydarzenia. Była zła na siebie, bo znowu dała się mu sprowokować. Nieświadomie prychnęła.

Lenard z uśmiechem na twarzy popatrzył na wybawicielkę – wiedział, że znowu o nim myśli. Była dla niego i nie tylko dla niego, jak otwarta księga. Nie umiała ukrywać uczuć, choć nie chciała, albo nie potrafiła, o nich mówić. Niby nieśmiała, ale uroczo pyskata. Normalnie mój typ, pomyślał.

– Królowa nie powinna czekać? – zapytał cicho Lenard. – Choć dla niej to bez różnicy, bo tutaj czas praktycznie nie istnieje. – Zachichotał.

– To królowa, poza tym trzeba okazać jej szacunek, aby zechciała nam pomóc – odburknęła Rozalia.

– Dlaczego nie przyznasz, że jesteś zazdrosna? – zapytał Lenard wyjątkowo poważnym tonem, kątem oka obserwował czarodziejkę. Był ciekawy jej reakcji na to pytanie, i jak zawsze nie zawiódł się, widząc pojawiające się rumieńce na jej bladych policzkach.

– Nie jestem zazdrosna, nie pochlebiaj sobie. Myślisz, że interesuje mnie bycie twoją kolejną kochanką? – Rozalia, siląc się na beztroski ton, odpowiedziała po chwili.

Czarodziejka wiedziała, że Lenard poddaje ją próbie, którą nieobyta w miłości dziewczyna oblała. Potwierdziła też swoją zazdrość, którą zresztą i tak miała wymalowaną na już teraz czerwonej twarzy. Nad własnym ciałem w obecności Lenarda, choć bardzo się starała, nie potrafiła zapanować. Nieświadomie wypaplała mu też, co ją martwi w ich relacji. Właściwie to wszyscy się dowiedzieli, bo mimo że starali się mówić cicho, to reszta towarzystwa z wielkim zainteresowaniem skutecznie podsłuchiwała.

– To nie moja wina, że mam duże powodzenie u dziewczyn. Trzeba dawać szansę miłości, bo inaczej można ją przegapić. – Rozalia prychnęła. – Ślubu ci nie obiecuję, ale wyluzować i dopuścić kogoś, na przykład mnie do siebie, to byś mogła spróbować. Jestem cierpliwy, bo wiem, że przez izolację, którą ci urządzono w Krainie Mgły, w twoim wypadku to nie jest łatwe – stwierdził Lenard.

– Czy musimy tracić czas na tę bezsensowną rozmowę? Chyba mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie? – Próbując zakończyć temat, odpowiedziała wymijająco Rozalia.

Tak naprawdę czarodziejka nie wiedziała, co ma powiedzieć, bo Lenard trafił w punkt, a przecież nie mogła przyznać mu racji. To byłaby tragedia! Bała się swoich uczuć, które od kiedy poznała swoich towarzyszy, zaczęły pomału budzić się w niej. Samotność to było coś, co znała i do tej pory jej ona wystarczała. Potrzebowała czasu. Choć Rozalia czyniła pewne postępy. Ufała już swoim pierwszym przyjaciołom i przyznała się przed samą sobą, co było niewyobrażalnie trudne, że Lenard jej się podoba. Choć jego prowokacje i burzliwa przeszłość, nie ułatwiały jej tego.

Lenard popatrzył na zamyśloną twarz Rozalii, i już wiedział, że zgadł. Bała się swoich uczuć do niego. Już miał jej powiedzieć, że może mu zaufać, nie zamierza jej skrzywdzić, ale ktoś wtrącił się w ich, jak się okazało, nie do końca poufną rozmowę.

– Rozalio, tutaj czasu macie pod dostatkiem. Ja zgadzam się z Lenardem! – A jakby inaczej, mruknęła czarodziejka. – Między wami jest obłędna energia, która niczym wulkan, ale taki dobry, nie ten, do którego idziemy, z czasem może wybuchnąć wielką miłością. Tylko ty musisz się na nią otworzyć. – Rozmarzonym głosem wtrąciła się w rozmowę największa wśród nich znawczyni miłości, Miriam.

Rozalia gwałtownie przystanęła i zaczęła okładać rękami Lenarda. Po bardzo osobliwym porównaniu ich miłości do wulkanu, chłopak choć bardzo starał się zachować powagę, to nie wytrzymał i trzymając się za brzuch, pękał ze śmiechu. Nawet milczący dotąd Daniel i Sebastian chichotali ze słów księżniczki. Ona wiedziała, że ma rację, dlatego nie przejęła się reakcją niedojrzałych chłopców. Czarodziejka, gdy już zostawiła Lenarda w spokoju, wzięła parę głębokich wdechów i ruszyła w dalszą drogę. Liczyła, że to już koniec rozmowy o miłości. Między nami to nawet nie ma miłości, tylko coś… koniec rozmyślania o uczuciach, pomyślała. Lenard, gdy już opanował swój atak śmiechu, dogonił ją.

– Ludzka zazdrość jest taka zabawna – zachichotała Fryda. Przez cały czas leciała obok ścieżki, ale jej skrzydła trzepotały tak cichutko, że do chwili, kiedy się odezwała, przyjaciele nie pamiętali o jej obecności. – My wróżki nie jesteśmy w związkach, u nas nie ma mężczyzn. Oczywiście oprócz tych, którzy nas czasami odwiedzają. – Wymownie spojrzała na Rozalię, jakby fakt, że z Lenardem to tylko romans, miało ją pocieszyć.

– W związku jestem wierny – szepnął Lenard. Widząc mordercze spojrzenie Rozalii, dodał szybko. – Tak tylko informuję.

– To skąd się bierzecie? Każda dziewczyna może do was dołączyć i dostanie moc? – zapytała z ciekawością Mira.

– Rozmnażamy się tak jak ludzie. – Słysząc to, Rozalia odruchowo popatrzyła na Frydę i Lenarda. Jej spojrzenie rozbawiło ich. – Jest nas wystarczająco dużo. Nie robimy dzieci z przypadku. Nie każda ludzka dziewczyna może do nas dołączyć. Tak jak wszystkie magiczne istoty, przekazujemy swoją moc wraz z krwią. Zdarza się, że wróżki opuszczają nas z miłości do ludzkiego mężczyzny. Ich córki z racji właśnie magii krwi mają prawo przyłączyć się do nas.

– I tak po prostu je przyjmujecie? – zapytał Daniel.

– Dla każdej żeńskiej istoty z naszą krwią, bo miewamy różnych gości nie tylko ludzi, znajdzie się u nas miejsce. Choć oczywiście to nie oznacza, że będą one władać magią na moim poziomie. Dużo zależy od talentu i korzeni wróżki. U nas też jest hierarchia. Ja na przykład należę do dworu królowej Mireli i mam też w sobie krew Baku. Dlatego posiadam więcej mocy, niż choćby wróżki z ludzką krwią. – Podniecona Miriam zapiszczała, zawsze chciała zobaczyć świat Baku. Fryda po reakcji księżniczki napuszyła się jeszcze bardziej i ciągnęła dalej. – Ta sama zasada dotyczy magicznych ludzi w waszych krainach. Pochodzenie i umiejętności magicznej istoty, czyli rodzica, bo nie tylko my obdarowałyśmy was magią, równa się poziomowi mocy. Wracając do nowicjuszek, potrzeba wiele tysiącleci, aby zdobyć choćby połowę mojej wiedzy. Jednak jeśli wróżka postanowi nas opuścić, nie ma już powrotu. Najwięcej mocy czerpiemy z naszych ziem, kiedy decydujemy się odejść stajemy się słabsze, śmiertelne. Oczywiście wasza moc różni się od naszej, bo my nie używamy jej do walki, tylko do czynienia dobra – zakończyła  z wyższością.

– Oczywiście – mruknął do siebie Sebastian.

Daniel, usłyszawszy to, odwrócił się i pytająco spojrzał na partnera. Zmieszany Sebastian szybko spuścił wzrok.

– Chłopaków nie przyjmujecie? Bo synów chyba też macie? – spytała Mira.

– Nie, tutaj są same kobiety! Gdzie się będzie wychowywać dziecko i nieważne czy to chłopiec czy dziewczynka, zawsze zależy od decyzji jego matki! – oznajmiła tajemniczo Fryda.

Odpowiedź wróżki nasuwała jeszcze więcej pytać, ale ton jej głosu mówił, że nic więcej im na ten temat nie powie.

– Wieczność wspaniale, ale trochę nudno tak latać bez końca – stwierdziła Mira, a przyjaciele przytaknęli jej.

– Mamy poważne zadania! Dbamy o przyrodę, stoimy na straży harmonii nie tylko tutaj, ale także waszych krainach i innych światach, których jak wiecie jest wiele. Nie nudzimy się, mamy co robić, bo wy ludzie jesteście jak pasożyty. Dbacie tylko o siebie i swoje wygody, niszczycie środowisko, dzięki któremu oddychacie – podsumowała wróżka.

Po oskarżeniach Frydy, zawstydzeni przyjaciele zgodnie zamilkli. Trudno było nie zgodzić się ze słowami wróżki. Ludzie zabijali i wykorzystywali zwierzęta, karczowali lasy i tak bez końca można byłoby wyliczać ich grzechy. Zapadła bolesna cisza. Tym bardziej wojownicy ucieszyli się z końca ścieżki. Zmuszeni przystanęli.

Drzewa, które zagrodziły im drogę, rosły na baczność, jak żołnierze jeden obok drugiego. Były one tak wysokie, że wyglądały, jakby sięgały niebieściutkiego nieba. Ich gwałtownie trzepoczące, szalenie żółte, w kształcie skrzydełek liście, raziły bardziej niż blade, bezustannie towarzyszące im i niezmieniające swojego położenia nawet o milimetr słońce. Daniel odwrócił się do Frydy. Chciał ją zapytać, co dalej mają robić, ale ona znowu bez słowa zmieniła się w Motyla i pozostawiając ich samych, zwinnie przeleciała między gałęziami ogromnych drzew.

– Musi nas zaanonsować. – Lenard wytłumaczył szybko towarzyszom zachowanie wróżki.

– Widziałeś się już z królową Motyli? – zapytał Daniel.

– Dużo wie, ale to, co najciekawsze przemilczy. Wróżki uważają, że każda istota ma wolną wolę, a one swoją wiedzą, nie chcą nam sugerować, którą drogę powinniśmy wybrać – wypalił Sebastian.

– Lepiej bym tego nie ujął! No może dodałbym jeszcze, że to bardzo wścibskie istoty, o czym zaraz się przekonacie – stwierdził Lenard.

Daniel pytająco uniósł brwi. Otworzył usta, by zapytać partnera, skąd tyle wie o wróżkach, ale nie zdążył tego zrobić. Drzewo naprzeciwko nich głośno trzeszcząc i skrzypiąc, wyciągnęło korzenie z ziemi i – tak jak wcześniej zrobiły to kwiaty – przeszło na bok, robiąc im miejsce. Przyjaciele opieszale wkroczyli do środka dziwnego pomieszczenia bez sufitu, gdzie przywitał ich przepiękny śpiew słowików. Poza Lenardem, który już tu był, reszta zaskoczona rozglądnęła się po ścianach, czyli w tym wypadku po drzewach rosnących dookoła. Na gałęziach poza motylkowymi liśćmi w kolorze soczystej zieleni, siedziało mnóstwo ptaków, nie tylko słowików. Jednak zdenerwowani wojownicy nie mieli czasu się im przyjrzeć. Kolorowa, puszysta trawa zaprowadziła ich na środek pomieszczenia, gdzie stanęli przed trzema okazałymi tronami.

– Zapraszamy! Usiądźcie! – Władczy głos, który do nich przemówił, należał do Motyla o czarnym odcieniu skóry, niebieskich włosach i lekko skośnych oczach. Zasiadał on na tronie z turkusowych niezapominajek, po lewej stronie królowej, w sukni i wianku z takich samych kwiatów.

Oszołomieni goście nawet nie drgnęli, stali jak posągi. Gdy nie zareagowali na zaproszenie, zgodnie z oczekiwaniem wróżki, zniecierpliwiona cmoknęła. Rozkazująco wskazała ręką na uformowany z cienkich gałęzi, długi, zaokrąglony stół z pięcioma krzesłami do pary, który stał obok nich. Przyjaciele niepewnie podeszli i usiedli, na jak się okazało twardych krzesłach. Przed nimi leżały przygotowane drewniane miseczki, które napełnione różnymi płatkami kwiatów pięknie pachniały, jak zresztą wszystko tutaj.

Rozalia wzięła głęboki wdech i czujnie spojrzała na królową Mirelę. Siedziała ona na środkowym, najbardziej okazałym tronie z białych róż i beznamiętnie przyglądała się swoim gościom. Czarodziejka pomyślała, że gdyby nie jej złote skrzydła i oczy, to nie prezentowałaby się jakoś szczególnie wyjątkowo. Według niej tak jak Mira i Daniel spokojnie mogła pochodzić z Krainy Słońca. Miała długie, złote falowane włosy i jasny odcień skóry. Długa suknia z czerwonych maków pasowała do wianka, który spleciony z takich samych kwiatów niczym korona zdobił jej głowę. Wyglądała młodo, na nie więcej niż trzydzieści lat. Rozalię ciekawiło, w jakim wieku królowa była tak naprawdę. Skoro Fryda ze swoją wiedzą mogła mieć tysiące lat, to ona może nawet milion.

Czarodziejka zmarszczyła nos i przeniosła wzrok na wróżkę siedzącą po prawej stronie królowej na tronie z czerwonych poszarpanych kwiatów. Rozalia nie potrafiła ich nazwać. Krótkie, jasnorude włosy Motyla sterczały do góry. W porównaniu do reszty swoich sióstr ona interesowała się wyłącznie Sebastianem, który unikał jej spojrzenia, patrząc na swoje dłonie.

Rozalia podejrzewała, że chłopak dużo ukrywał nie tylko przed nimi, ale przede wszystkim przed Danielem i miało to związek z wróżkami. Ale jeśli królowa była choć w połowie tak wścibska, jak Fryda, to zaraz się wszystkiego dowiedzą. Czarodziejka szybko przejechała oczami po twarzach pozostałych wróżek. Ubrane w przeróżne suknie z żywych kwiatów, licznie stały wokół tronów. Musiały być niżej w hierarchii. Co było dla niej dużym zaskoczeniem, znajdowało się tam dużo dzieci. Niektóre dziewczynki i to nie tylko ludzkie, bo wiele z nich miało cechy innych istot, takie jak małe rogi, skórę pokrytą niebieskimi łuskami albo szpiczaste uszy, wyglądały na osiem, dziesięć lat. Rozalia powróciła wzrokiem do rudej wróżki, która w tej samej chwili przemówiła do nich.

– Jedzcie! Nie bójcie się, nie są zatrute. Kwiaty sprawią, że odzyskacie utraconą energię, która z pewnością będzie wam jeszcze potrzebna. – W porównaniu do poprzedniej wróżki ta miała uprzejmy głos.

Lenard i Sebastian, biorąc płatki kwiatów w palce, posłusznie zaczęli jeść. Reszta zrobiła to samo, najwidoczniej takie panowały tu zwyczaje, a oni przecież nie chcieli obrazić królowej. W końcu mieli nadzieje, że wyrazi ona zgodę, aby mogli do magicznej góry przejść przez jej ziemie. Tym samym ominęliby inne, bardziej niebezpieczne magiczne istoty, co z pewnością przyspieszyłoby wyprawę.

Niezależnie od koloru, kwiaty były śliskie i ciepłe w dotyku, a ich smak tak jak zapach, słodki. Już niewielka ilość tego dziwnego posiłku sprawiła, że czuli się najedzeni. Moc płatków szybko rozeszła się po ciałach wojowników, dając im siłę, jak po dobrze przespanej nocy.

Kiedy skończyli jeść, Lenard wstał i podszedł przed oblicze nad wpatrującej się w swoich gości królowej. Pozostali uczynili to samo. Ukłonili się za przykładem towarzysza. Królowa Motyli i pozostałe wróżki odpowiedziały im lekkim skinieniem głowy, co wzięli za dobry znak.

– Przepraszamy! Powinniśmy byli to zrobić na początku, ale piękno tego miejsca oraz zaszczyt spotkania królowej Motyli, oszołomiły nas. – Tłumaczenie Lenarda było próbą naprawienia ich błędu, bo z wrażenia zapomnieli przywitać się z królową, co mogło zostać odebrane jak obraza. Rozalia miała nadzieję, że chociaż ten jeden raz jego wdzięk posłuży dobrej sprawie i udobrucha dwór. Chłopak ujmująco uśmiechnął się do zebranych magicznych istot i ponownie ukłonił się lekko.

– Rozumiem i wybaczam – odpowiedziała krótko królowa.

Wojownicy odetchnęli z ulgą. Stali milcząc, cierpliwie czekali, aż władczyni pozwoli zabrać im głos. Kolejny błąd mógł nie zostać im tak szybko wybaczony.

Królowa, nie spiesząc się, wstała. Jej złote, motylkowe skrzydła zatrzepotały delikatnie, unosząc ją do góry. Gdy leciała, wyglądała zjawiskowo, aż nie mogli oderwać od niej oczu. Zatrzymała się tuż przed stojącą jako pierwszą Rozalią. Gładko postawiła gołe stopy na kolorowej trawie. To samo uczyniła ruda wróżka, natomiast trzeci Motyl nadal obserwował ich ze swojego wygodnego tronu.

Gdy tylko królowa spojrzała na czarodziejkę, jak na zawołanie jej policzki poczerwieniały. Mirela natomiast nie miała problemu z ukryciem swoich emocji, z jej kamiennej twarzy nie dało się nic odczytać. Gdy napatrzyła się na Rozalię, kolejno podeszła do jak zawsze promiennej Miriam. Były tego samego wzrostu, milcząc długo patrzyły sobie w oczy. Władczyni udzieliła się chyba radość dziewczyny, bo pozwoliła sobie na prawie niewidoczny uśmiech. Ruszyła dalej, ledwie zerknęła na Lenarda i Daniela, zmierzając wprost do Sebastiana, który od początku był jej celem. Nie tylko towarzysze chłopaka, ale także obecne wróżki z ciekawością przyglądały się tej scenie.

Rozalia i Miriam porozumiewawczo popatrzyły na siebie. Tak jak ich przyjaciele podejrzewały, że Sebastian coś ukrywał i tak jak on czuły, że królowa sobie nie podaruje i zaraz zdradzi im jego tajemnice. Wychyliły się, żeby lepiej widzieć.

Wyższy od królowej Sebastian schylił głowę i popatrzył jej w oczy. Mirela podniosła rękę i delikatnie dotknęła siniaka na jego czole, który został mu po bliskim spotkaniu z gałęzią w lesie Errare. Chłopak nawet nie drgnął.

– Sebastianie, twoja matka niegdyś była najlepszą uzdrowicielką na moim dworze, czyżbyś nie odziedziczył po niej talentu? – zapytała Mirela.

Policzek chłopaka drgnął.

– Nie – szepnął Sebastian.

– Kłamiesz – stwierdziła królowa, na dowód dłonią przejechała po jego piersi, gdzie od razu pojawiła się ruda nić mocy.

Daniel zesztywniał. Zacisnął mocno dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę. Poczuł ból, ale nie zagłuszył on ukłucia rozczarowania w jego sercu. Choć po przekroczeniu Rzeki Snów, miał pewne podejrzenia co do Sebastiana, to i tak czuł się oszukany przez partnera, któremu zaufał bezgranicznie.

Pozostali wytrzeszczyli oczy. Owszem podejrzewali, że Sebastian mógł być spokrewniony z wróżką albo znał jakąś, która mu sporo opowiedziała o swoich siostrach. Ale że posiadał magię uzdrawiania? Byli w szoku.

– Masz siostrę? – zapytała królowa. Sebastian milczał, bo wiedział, że znała odpowiedź. – Masz dwie. Żadna z nich nie chciała do nas dołączyć? Twoja matka zasiadała po mojej prawicy, z urodzenia należy im się miejsce na moim dworze. Zapewne muszą być utalentowane jak ona. – Sebastian nadal milczał, co nie zniechęciło Mireli, a wręcz przeciwnie, na jej twarzy w końcu pojawiły się jakieś emocje. Zaproszeni goście byli dla niej niczym innym jak rozrywką. – Słyszałam, że niełatwo jest żyć pośród ludzi, różniąc się od nich. Wy na takie osoby mówicie mieszańcy?

W świecie czterech Magicznych Krain, mieszkańców każdej z nich określały pewne cechy. W lodowym królestwie były to czarne, proste włosy, blada skóra i piwne oczy. Krainę Słońca zamieszkiwali blondyni o jasnej karnacji i zielonych tęczówkach. Natomiast ludzie czerwonej pustyni mieli śniadą cerę, skośne, czarne oczy oraz równie ciemne, proste lub kręcone włosy, a z Krainy Mgły pochodzili niebieskoocy bruneci z ciemną skórą.

Wszyscy spojrzeli na Lenarda. Jego wygląd nie pasował do żadnej z czterech Magicznych Krain. Jakby jego problem nietolerancji nie dotyczył, obojętnie przytaknął głową.

Rozalia przyglądnęła się Sebastianowi. Gdy go poznała, przyjęła, że pochodzi on z Krainy Słońca, bo tak jak jej mieszkańcy posiada jasną cerę i zielone oczy. Najwidoczniej odziedziczył je po ojcu, który musiał być właśnie stamtąd. Natomiast włosy miał krótko ścięte. Czarodziejka dotąd myślała, że są one złote, ale teraz nie była już tego taka pewna. Może są jasnorude, tak jak jego moc i dlatego je skrócił, zastanawiała się.

Królowa miała rację. Każdą Magiczną Krainę określały pewne cechy wyglądu, gdy ktoś się wyróżniał, często był prześladowany. Dlatego Rozalia rozumiała, dlaczego Sebastian nie chwalił się swoim pochodzeniem. Dziwiło ją jedynie, że z Danielem nie podzielił się swoją tajemnicą. Na poważnej twarzy księcia malowała się złość, gdy patrzył na królową i partnera. Nietrudno było się domyślić, że nic nie wiedział. Jemu to na pewno nie przeszkadza, mnie zresztą też nie, pomyślała Rozalia. Jej spojrzenie powędrowało do Lenarda, który również patrzył na królową i Sebastiana, zrobiło jej się go żal. Pewnie też swoje przeżył, dlatego nie chciał za wiele o sobie mówić. On w porównaniu do Sebastiana nie miał szans ukryć swoją inność. Choć, jak widać, z czasem potrafił zrobić z niej atut.

– Matka zawsze mi tłumaczyła, że to nasza inność budzi w ludziach strach przed czymś nowym, nieznanym, co powoduje u nich agresję. Tak jak Lenarda, mnie również nie określa żadna kraina. Służymy i pomagamy ludziom niezależnie od ich pochodzenia – oświadczył stanowczym głosem Sebastian.

Lenard ponownie przytaknął głową.

– Wiem, posiadam zdolność rozpoznania ludzkiej aury, twoja jest dobra. Cieszy mnie to. Słyszałam, co dzieje się w Krainie Pustyni, niestety często nasze dary są wykorzystywane do czynienia zła. To tylko utwierdza niektórych mieszkańców Magicznych Krain w błędnym przeświadczeniu, że inność niesie ze sobą zło. Dodatkowo komplikuje to życie dobrych ludzi z niepospolitą urodą, a przecież oni często nie mają w sobie magii. Cóż zrobić! Natura ludzi dochodzi do głosu. Na to, jak wykorzystujecie naszą dobrą magię, nie mamy już wpływu, to wy sami ją kształtujecie, bo macie wolną wolę.

– Bardzo często to podłe traktowanie magicznych ludzi kieruje ich na ścieżkę zła! Fakt, że niektórzy muszą sobie radzić sami... nie chcę tłumaczyć okrucieństwa, ale samotnym czarodziejem łatwiej jest manipulować.

– Oczywiście, ale ostateczną decyzję zawsze podejmujecie sami.

Sebastian już otwierał usta, żeby odpowiedzieć królowej, ale uprzedził go Lenard, próbując zakończyć drażliwy temat. Nie chciał dopuścić do kłótni, która mogła się dla nich źle skończyć.

– Królowa ma rację, każdy sam decyduje o swoim losie. Droga dobra nie zawsze jest łatwa, ale słuszna. Warto się poświęcić.

Sebastian zrozumiał intencje przyjaciela, dlatego zamilkł. Zadowolona królowa uśmiechnęła się szeroko do Lenarda, który odpowiedział jej tym samym.

W jego oczach pojawiło się rozbawienie. Lenard uważał się za znawcę kobiet, a Sebastian według niego musiał się jeszcze wiele o nich nauczyć. Bywały takie momenty jak ten, gdy dla spokoju należało kobiecie przytaknąć albo chociaż zamilknąć. Dla wróżek świat był czarno-biały. Lubiły opowiadać te dyrdymały o wolnej woli, jakby na wybór człowieka nie składało się wiele czynników, na które często nie miał on wpływu. Zaznaczały, że ich moc była czysta niczym łza. Lenard wprost się dziwił, że królowa jeszcze nie stwierdziła, co często powtarzała mu Fryda, że ci źli czarodzieje między nimi moc mieli nie od nich, ale od innych magicznych istot. Jego zawsze to bawiło, bo najwięcej magii ludzie dostali od wróżek, które idealne to też nie były. Oczywiście nigdy tego głośno nie powiedział. Bo i po co się z nimi kłócić? Skoro złudne bycie lepszym dawało wróżkom szczęście, nie robiąc przy tym nikomu krzywdy, a on pokornie mógł tego wysłuchać i dzięki temu liczyć na choćby bezpieczne przejście przez ich ziemie, to co w tym złego?

– Mirela, daj już spokój mojemu siostrzeńcowi – powiedziała Hester i podeszła do Sebastiana. Przyłożyła dłoń do jego czoła, wyczarowując rudą mgłę, która go uleczyła.

– Jesteś, jak twoja matka! Zawsze mówiła to, co myślała, dlatego ceniłam jej rady – stwierdziła rozbawiona królowa.

– Nasza siostra Rubi, opuściła nas z miłości do mężczyzny z Krainy Słońca. My również mamy wolną wolę i możemy z naszą wiecznością zrobić, co chcemy. Nie potępiamy jej decyzji. Wiemy, że jest szczęśliwa, i to jest dla nas najważniejsze. Jednak przykro nam, bo nie może ona już wrócić do nas na stałe. Tym bardziej jestem zadowolona, że mam okazję poznać jej syna – powiedziała ruda wróżka.

Sebastian podziękował ciotce za wyleczenie. Hester z ciekawością zaczęła rozpytywać go o rodzinę.

Królowa znudziła się już uzdrowicielem i ruszyła w poszukiwaniu kolejnej ofiary.

– Milczycie, nie macie pytań? – zapytała wyraźnie rozczarowana Mirela.

Lenard, Miriam i Daniel, którzy od razu odgadli intencje wróżki, nadal milczeli.

– Właściwie, to ja mam jedno pytanie. Czy możemy przejść przez wasze ziemie do Wulkanu? – zapytała beztrosko Rozalia.

Nadal siedząca na tronie niebieska wróżka oraz parę jej sióstr w tym Fryda, zachichotały. Zdziwiona Rozalia poparzyła na nie. Przecież to było zwykłe pytanie, co je tak bawi?, pomyślała, marszcząc czoło. Lenard, Miriam i Daniel westchnęli. Tak jak Motyle wiedzieli, że Rozalia nieświadomie zwróciła na siebie uwagę królowej, która zadając swoje pytanie, bawiła się, typując swoją kolejną ofiarę. Mirela, patrząc na czarodziejkę, oblizała wargi, jakby czekała ją pyszna uczta. Podekscytowana podleciała do dziewczyny. Była zachwycona, że to właśnie na nią padło.

– Rozalia, tajemnicza broń z Krainy Lodu. Moc w tobie się przebudziła. Tak wiem, co zrobiłaś w lesie magicznych istot Errare. Masz duży potencjał. Z czasem opanujesz magię i nie będziesz zużywać tyle energii.

– Ja… ja… – wyjąkała Rozalia, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Nie takiej odpowiedzi oczekiwała na swoje pytanie.

Miriam zrobiło się żal przyjaciółki. Postanowiła wybawić ją z kłopotu, zadając pytanie, które nurtowało ją od czasu rozmowy z Frydą.

– Rozalia posiada moc, jest to dar Motyli, więc gdyby chciała, to mogłaby do was dołączyć?

– Nie. Rozalia nie może do nas dołączyć, bo jej moc nie pochodzi od nas – oznajmiła królowa.

– Jak to? – krzyknęli zszokowani wojownicy. Co prawda nigdy nie pytali Rozalii, skąd ma moc, ale wyszli założenia, że tak duża magia musi pochodzić od wróżek. Bo od kogo innego?

Królowej nie przeszkadzał ten nagły wybuch, wręcz przeciwnie, jej oczy błyszczały. Była zachwycona reakcją swoich gości.

– Powiedziano mi, że moja matka była wróżką – powiedziała niepewnie Rozalia.

– Flora, będziesz tak miła i wytłumaczysz to naszym gościom? – spytała królowa.

Okazało się, że było to imię niebieskiej wróżki. Jak na rozkaz, od razu wstała ona ze swojego tronu i przyleciała do nich. Zatrzymała się naprzeciwko skołowanej Rozalii.

– To akurat prawda, ale w twoim wypadku to i tak bez znaczenia. Magiczni ludzie czerpią moc z magii krwi. Wygrywa zawsze silniejsza magia. – Sebastian, który skończył już rozmawiać z ciotką i z powagą słuchał Mireli, a teraz Flory, wychylił się i popatrzył na czarodziejkę tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. – Czuję, że toczy się w tobie walka między dobrem a złem. Wielkość twojej mocy może sprowadzić na Magiczne Krainy mrok albo jasność. Ostateczna decyzja należy do ciebie, jak każdy masz wolną wolę, ale to będzie trudny wybór. – Zakończyła Flora, patrząc cały czas Rozalii prosto w oczy.

– Co mam zrobić, aby jasność wygrała? – zapytała Rozalia. Cisnące się jej na usta pytanie o pochodzenie swojej mocy pominęła, bo czuła, że wróżka nic jej nie powie.

– Odpowiedź na to pytanie, jak każdy magiczny człowiek, musisz znaleźć sama. Już niedługo przekonamy się z jakim skutkiem. Ale skoro przybyliście tutaj w piątkę, a nie w ósemkę – Flora spojrzała na Miriam – to jeszcze nie przepowiednia, a więc macie szanse uśpić Anastola.

– Jaka przepowiednia? – zapytał niecierpliwie Lenard.

– Nic więcej nie mogę wam powiedzieć, wszystko w swoim czasie – oznajmiła tajemniczo Flora.

– Bez żartów! Tu chodzi o ludzkie życie, a wy robicie sobie jakieś tajemnice – krzyknął wzburzony Daniel.

Sebastian, chcąc go uspokoić, położył rękę na jego ramieniu, ale partner ze złością ją strącił.

Królowa się zdenerwowała. Czerwone maki na jej sukni zmieniły kolor na czarny. Uciszyła swoje siostry, które oburzone zachowaniem gościa, złowrogo mamrotały. Później odwróciła się w kierunku księcia.

– Chciałbyś poznać szczegóły Danielu, ale czy znając je, będziesz gotowy poświęcić wszystko, aby zatrzymać zło?

– Oddam życie za pokój – odpowiedział dyplomatycznie książę, mierząc się wzrokiem z królową.

– Jak hojnie! A jeśli to nie chodzi o twoje życie? Tylko życie twojego ukochanego, siostry, albo przyjaciół, to również wspaniałomyślnie je poświęcisz? Nie będziesz próbować ich zatrzymać, nawet jeśli będzie to oznaczać zwycięstwo mroku? – zapytała rzeczowo Mirela. Nie czekała na odpowiedź Daniela. Jego twarz zrobiła się biała niczym śnieg w Krainie Lodu. – No właśnie, wiedza potrafi ciążyć.

Wojownicy milczeli. Każde z nich dobrowolnie postanowiło wyruszyć na Wulkan, licząc się z tym, że może tam spotkać śmierć. Jednak wiedzieli, że Mirela miała rację. Mając wiedzę, która z bliskich im osób umrze, za wszelką cenę staraliby się ją ochronić. To właśnie była miłość.

– Dlaczego nam nie pomożecie? Przecież chodzi o przyszłość nas wszystkich. Fryda powiedziała, że dbacie o przyrodę również w naszych krainach, więc użyjcie swojej mocy do pokonania Anastola – poprosiła Miriam.

Wróżki i Sebastian, który znał odpowiedź na prośbę dziewczyny, przecząco pokręcili głowami.

– Dziecko, my w porównaniu do Anastola, używamy tylko dobrej magii. Żadna z nas nie skala się czarną magią, aby z nim walczyć. Poza tym nasze tereny nie należą do waszego świata, więc czarnoksiężnik nie może tak po prostu tu wejść. Mimo to poświęciłam wiele, aby pomóc ludziom. Przyniosło mi to ból i rozpacz, ale daję wam nadzieje na zwycięstwo. – Królowa podeszła do Miriam, spojrzenie jej złagodniało, a maki na sukni powróciły do oryginalnego koloru. – Twoja przyjaciółka nigdy nie będzie mogła do nas dołączyć, ale ty, dziecko, jeśli chcesz, możesz zostać.

– To taka niemagiczna dziewczyna może być wróżką? – wypalił zdziwiony Sebastian. – Rubi nie wspominała mi o takim przypadku.

Ale najwidoczniej istniały już takie incydenty. Obecne w pomieszczeniu wróżki nie dość, że nie były zaskoczone propozycją swojej królowej, to w najlepsze chichrały się z reakcji Sebastiana i pozostałych gości, którzy zdumieni wytrzeszczyli oczy.

– Dziękuje, ale nie – wymamrotała równie zaskoczona Mira. – Tak jak powiedział Sebastian, ja nie mam magicznych zdolności.

– Jestem królową, więc mogę robić co chce. Polubiłam cię. Czy na twoją decyzję ma wpływ jakiś chłopiec? – zapytała królowa wymownie patrząc na Lenarda.

– Nie, Lenard jest dla mnie za stary. Ja dopiero szukam miłości.

Wróżki wraz z królową się zaśmiały.

– Jak my wszyscy. To miłość jest największą magią, przed nią i my klękamy – stwierdziła Mirela przyglądają się Lenardowi. Ciekawa zapytała go. – Ile masz lat?

– Jestem młody. Mam dwadzieścia lat – odpowiedział rozbawiony.

– To tak jak ja i Daniel! Nie czujemy się staro – powiedział, śmiejąc się Sebastian. Ręką trącił naburmuszonego partnera, chciał go udobruchać, ale chłopak stał sztywno i nawet na niego nie spojrzał.

– Dla mnie jesteście za starzy! – zaprotestowała Mira. – Ja mam czternaście lat.

Daniel z uniesionymi brwiami popatrzył na siostrę.

– Co? – Zdziwiony słowami siostry książę, mimowolnie się odezwał. – A nie czasami piętnaście… przepraszam, za parę dni będziesz mieć szesnaście!

– To ty tak twierdzisz! – Wyniosły ton dziewczyny rozweselił obecnych, nawet jej nadąsanego brata.

– Nie chcesz dorosnąć? – zapytała Mirela i z czułością pogłaskała dziewczynę po policzku.

– Nudyyy.

– Możecie iść dalej, Fryda was przeprowadzi! – oznajmiła królowa. Najwidoczniej znudziła się już swoimi gości, co oni przyjęli z ogromną ulgą.

Na rozkaz Mireli, amarantowa wróżka podleciała i ponownie wyczarowała wir, tworząc dla nich ścieżkę. Wojownicy podziękowali królowej Motyli za gościnę, tym razem nie zapomnieli o ukłonie. Ruszyli w dalszą drogę.

Mirela stała, patrząc na oddalających się młodych ludzi, którzy zmierzali ku przeznaczeniu. Łza rozpaczy potoczyła się po jej bladym policzku.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×