Przejdź do komentarzyRozdział 5 Szpieg
Tekst 5 z 14 ze zbioru: Tom2 - Ścieżka Serca
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-02-28
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń83

W momencie przekroczenia granicy jakaś niewidzialna siła poderwała ciało Rozalii ku górze. Po chwili zwinnie przywarła nogami do powierzchni, która do niedawna była jeszcze niebem. Zdezorientowana uniosła głowę. Na dole nadal znajdował się las.

– To chyba wyczarowany świat alternatywny – stwierdziła Henrietta.

Czarodziejka przytaknęła i rozglądnęła się dookoła.

– Gdzie są pozostali? – zdziwiona zapytała.

– Nie wiem – odparła Henrietta, wzruszając ramionami. – Pewnie gdzieś tam – dodała i pokazała dłonią na ciągnący się przed nimi teren.

Miejsce, w jakim się teraz znaleźli, nie przypominało niczego za Rzeki Snów, co widzieli do tej pory. Większość magicznych istot otaczała piękna, barwna przyroda. Nawet potwory Errare żyły w krzywym lesie, choć według nich nie był on jakoś specjalnie ładny. Z kolei alternatywny świat istot Shikome tworzyły ciemnoszare, różnej wielkości góry i pokrywające pozostałą powierzchnię kamienie. Zapewne przez brak słońca – mimo tego panowała tu względna jasność – roślinność była tu bardzo uboga. Składała się tylko z rosnących gdzieniegdzie spróchniałych drzew.

– Coś mi się wydaje, że gospodarze bawią się nami – stwierdziła Rozalia.

– My jesteśmy zwierzyną, a oni myśliwymi.

– Ładnie to ujęłaś. – pochwaliła przyjaciółkę Rozalia.

– Znajdźmy resztę i wynośmy się stąd! – oznajmiła Henrietta.

Wojowniczki ruszyły w kierunku przecinających im drogę, nałożonych na siebie, największych dwóch gór. Liczyły, że znajdą tam nie tylko swoich towarzyszy, ale także jakieś przejście, bo nie uśmiechało się im wspinać na bardzo stromy szczyt.

Po dość długiej, monotonnej wędrówce w końcu dotarły do wzniesień. Miały szczęście, bo w miejscu ich łączenia znajdował się całkiem duży otwór.

Bez problemu przeszły przez niego. Nie było dla nich niespodzianką, gdy zobaczyły kolejne góry, ale tym razem dużo mniejsze. Połączone ze sobą tworzyły koło, z którego dobiegały głośne dźwięki, jakby ktoś mocno uderzał o coś. Dziewczyny wątpiły, że to ich przyjaciele, bo ci z całą pewnością nie chcieliby swoim hałaśliwym zachowaniem przykuć uwagę istot Shikome. Mimo że wzniesienia dałoby się obejść bez większej straty czasu, to jednak przezornie postanowiły sprawdzić, skąd to zamieszanie. Najciszej jak tylko potrafiły, zaczęły wspinać się na jeden niezbyt stromy szczyt.

Prawie na samej górze, w wąskiej szczelinie skalnej zauważyły jednego ze swoich towarzyszy. Uradowane wojowniczki zakradły się do Rena, który w bezruchu i wielkim skupieniu obserwował niewielki, ukryty w sercu gór plac.

– Miło cię widzieć żywego – szepnęła Rozalia.

Na dźwięk jej głosu buntownik drgnął nerwowo, a serce zaczęło mu dudnić jak oszalałe. Delikatnie odchylił głowę w bok i spojrzał na dziewczyny. Poczuł ulgę, że to nie wróg i jednocześnie był rad, widząc je całe i zdrowe.

– Mamy problem – zakomunikował bez ogródek Ren i palcem pokazał na przestrzeń między wzniesieniami.

Dziewczyny zbladły, widząc, kto i w jakich okolicznościach powodował on hałas, który je tu przywiódł. Było to sześć, ponad trzymetrowych istot Shikome. Ich gołe, blade i bardzo umięśnione ciała zakrywał jedynie przewieszony na biodrach kawałek postrzępionego materiału. Nawet z odległości wojowniczki wyraźnie dostrzegły ich ostre zęby i szpiczaste, pokryte błoną uszy. Zamiast nosa olbrzymy miały jedną pionową szparkę i płonące oczy, a wielkich dłoniach trzymały broń z krótką rękojeścią i prostokątnym ostrzem. To ona powodowała huk, uderzając przez swoich właścicieli o duże kamienie, które pod wpływem ogromnej siły rozsypywały się na mnóstwo mniejszych kawałków.

Jednak to nie lęk przed potworami-ludożercami przywołał niemy krzyk na twarze nieustraszonych wojowniczek. Tylko to, co zobaczyły nad nimi, w dużej, dyndającej w powietrzu, metalowej klatce, która została przymocowana grubym łańcuchem do jednej z pochyłych gór. Uwięziono w niej ich przyjaciółkę. Musiała być ranna, bo trzymała się za brzuch, a na jej bladej twarzy malował się grymas bólu.

– Jak widać, Miriam musi być w centrum każdej zabawy – skomentowała nerwowo Rozalia.

– Cóż, jak powszechnie wiadomo, z tego właśnie słynie jej kraina. A nasze dziecię słońca, to szczególnie kocha rozrywkę – przypomniała Henrietta.

– Nawet do izolowanych mieszkańców czerwonej pustyni dotarły pogłoski o zamiłowaniu księżniczki Krainy Słońca do hulanki – wyznał Ren. – Ale teraz, to jest mało śmieszna zabawa.

– Dlatego czas ją zakończyć! – oznajmiła Rozalia. – To może ja zajmę czymś istoty Shikome, a wy w tym czasie wdrapiecie się na skałę i uwolnicie Mirę?

– Nie – sprzeciwiła się cicho Henrietta. – Ja ze swoim darem od istot Asuma bez większego trudu zakradnę się i uwolnię Miriam. A wy razem odwróćcie uwagę potworów. Później przyjdę wam z pomocą.

Rozalia uważała, że spośród jej przyjaciół to Henrietta była najbardziej opanowana i rozsądna. Należała do małomównych osób i tak jak jej przybrany brat nie lubiła o sobie opowiadać, ale za to potrafiła obserwować i umiejętnie oceniać sytuacje. Nie działała emocjonalnie, co często zdarzało się Rózi. Ren myślał tak samo, dlatego oboje bezspornie poparli jej plan.

– Ciekawe, gdzie są pozostali? Chyba ich nie zjedli? – zastanawiała się głośno zmartwiona Rozalia.

– Na pewno nic im nie zrobili. Po przejściu przez granicę, znalazłem się spory kawałek stąd. Niewątpliwe ich spotkał taki sam los, więc dojście tutaj chwilę im zajmie – pocieszał ją Ren.

– Zgadzam się. Nas przeniosło razem, ale też daleko od tego miejsca – wtrąciła Henrietta.

Podniesiona na duchu Rózia, uśmiechnęła się łagodnie.

Tak jak wcześniej uzgodnili, wojownicy się rozdzielili. Henrietta pod czarem niewidzialności zaczęła wdrapywać się na skałę, do której został umocowany łańcuch z klatką Miry. Natomiast Rozalia i Ren zeszli do magicznych istot.

– Witamy brzydali! – krzyknęła na powitanie Rozalia.

Wszystkie potwory machinalnie odwróciły się i spojrzały na zbliżających się gości. Wtedy na ich twarzach pojawiło się coś, co przypominało grymas uśmiechu.

– Może lepiej nie prowokować ich tak na wejściu – zaproponował Ren i przejechał nerwowo dłonią po włosach.

– Przecież ja ich nie prowokuje, tylko uświadamiam!

– Spora różnica – mruknął z ironią do siebie Ren i jednym ruchem wyjął umocowane na plecach sztylety.

Tymczasem po drugiej stronie gór, za jednym z wielu dużych kamieni, od dłuższej chwili czaił się Sebastian. Burzliwie zastanawiał się jak w pojedynkę uratować Miriam z łap olbrzymów, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Złośliwie zawiodła go teraz pamięć. Nie mógł sobie przypomnieć, co matka opowiadała mu istotach Shikome. Gdy tylko zobaczył schodzących na dół przyjaciół, szczęśliwy wyciągnął miecz i dołączył do nich.

– Czarodziejka obrosła w piórka, od kiedy się dowiedziała, że włada najsilniejszą wśród ludzi magią Bóstw i że ta nie pochłonie jej duszy – zaczepił towarzyszy Sebastian.

Przyjaciele przywitali go z nieukrywaną radością.

– Trzeba znać swoją wartość – odparła z wyższością Rozalia.

– Widać, że zadajesz się z Lenardem – stwierdził Ren, po czym on i Sebastian zachichotali.

– Gdzie Daniel i Lenard? – spytała szybko Rozalia, puszczając uwagę buntownika mimo uszu.

– Nie wiem, pewnie idą tu przez to pustkowie kamieni. Jaki jest plan? – zapytał rzeczowo uzdrowiciel.

– Henrietta ratuje księżniczkę, a my odciągamy uwagę potworów – szepnął Ren.

Ciemnozielone oczy Sebastiana automatycznie powędrowały do miejsca, gdzie został zamocowany łańcuch od klatki. W szarościach skał dostrzegł subtelne drgania powietrza, za którymi kryła się Henrietta. Uśmiechnął się na myśl, że ratunek dla Miriam znajdował się już bardzo blisko.

Trzech wojowników zatrzymało się przed istotami Shikome.

– Czekaliśmy na ciebie, córko Anastola. Czarnoksiężnik, idąc do Krainy Mgły przechodził przez nasze tereny i mówił, że niebawem możesz się tu zjawić. Ponoć ze złudną nadzieją zmierzasz do Zimowego Pałacu w poszukiwaniu pradawnej wiedzy, która powie ci jak go pokonać. – Głos magicznej istoty był tak głośny i mocny, że odbijał się w głowach wojowników, jak echo. Docierał on nawet do uszu, znajdującej się wysoko na górze Henrietty.

Przyjaciele dyskretnie wymienili się wymownymi spojrzeniami. Czarnoksiężnik nic nie wiedział o Przepowiedni Żywego Słońca, co dawało im nad nim dużą przewagę i napawało ich optymizmem.

– Tylko wspaniały ojciec, jakim z całą pewnością jest Anastol, przewidzi kolejny krok swojego dziecka – stwierdziła z ironią Rozalia, rozbawiając tym towarzyszy. – Puśćcie moją przyjaciółkę albo się przekonacie, że moja moc dorównuje tej czarnoksiężnika.

Olbrzymy zarechotały złowieszczo.

– To jest świat alternatywny, został on ukształtowany z naszej magii, a czarnoksiężnik jeszcze go nieco udoskonalił, więc twoja moc w tym miejscu nie działa. Została stłumiona – oświadczył z kpiną ten sam potwór, co potwierdziło wcześniejsze przypuszczenia wojowników, że to on musiał być dowódcą.

Instynktownie Rozalia spróbowała przywołać swoją moc. Zrobiło się jej gorąco, bo w istocie straciła nad nią kontrolę.

– Moją magię też uśpiło – szepnął uzdrowiciel.

Oczy trójki wybrańców przepowiedni przeleciały po otaczających, ich górach. Dopiero teraz zwrócili uwagę, że na każdym szczycie znajdował się ledwie widoczny, jasny punkt. Były one połączone ze sobą magiczną, delikatnie błyszczącą, czerwoną nicią, która skutecznie blokowała czary czarodziejów.

– Weszliśmy w pułapkę mocy – powiedzieli równo Sebastian i Rozalia, po czym ta ostatnia wyciągnęła miecz. W tych okolicznościach zostało jej tylko to.

– A Miriam, była po prostu przynętą – skwitował Ren.

– Ojciec bardzo chce cię widzieć martwą – poinformował przywódca istot Shikome.

– Wzajemnie! – odpowiedzieli chórem wojownicy.

Tymczasem Henrietta dotarła do celu. Sięgnęła do pochwy po miecz, a że był on rzeczą niewielkich rozmiarów, to potrafiła ukrywać go pod czarem niewidzialności. W przeszłości zdarzało się, że straszyła zwykłych ludzi samotnie przemieszczającymi się przedmiotami, co często kończyło potyczki bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Ale teraz miała świadomość, że latająca w powietrzu broń tylko zaalarmowałaby magiczne istoty, co w jednej chwili skomplikowałoby już i tak niełatwą sytuację, w jakie się znaleźli po utracie mocy przez Rózię i Sebastiana. Skupiona, precyzyjnie zamachnęła się i z całej siły uderzała w gruby łańcuch, a wówczas ostre ostrze bez trudu przecięło go.

Klatka z hukiem runęła w dół, spadając prosto na stojącego pod nią, nic niespodziewającego się olbrzyma, który ogłuszony osunął się na ziemię. Zamortyzowało to upadek Miriam z dość dużej wysokości, więc nie licząc paru nowych siniaków, nic poważnego jej się nie stało. A co najważniejsze cel został osiągnięty, bo pod wpływem uderzenia drzwi znacznie się wygięły, a zamknięty na klucz zamek poluzował. Krzywiąc się, ale nie zważając na palący ból dobiegający z dość głębokiego rozcięcia, księżniczka resztką sił, obiema nogami kopnęła w nie. Skrzypiąc, metalowa klatka otwarła się, uwalniając więźnia. Trzymając się mocno za krwawiący brzuch, skulona Mira przeczołgała się na bok, aby nie przeszkadzać towarzyszą w już toczącej się walce.

Dla pozostałych wojowników spadająca klatka była sygnałem do odwrotu. Co prawda wcześniej uzgodnili, że będą walczyć – i to się nie zmieniło – ale skoro magia Rozalii została zablokowana, to zgodnie i logicznie pomyśleli, że w tym miejscu bez jej pomocy nie mieli żadnych szans z tyloma olbrzymami. Dlatego bardzo liczyli na moment zaskoczenia i co za tym szło dekoncentrację przeciwników. Dałoby im to czas, aby zwabić wroga na drugą stronę gór, a tam czarodziejka odzyskałaby kontrolę nad mocą i przy okazji odciągnęliby zagrożenie od rannej Miry.

Błyskawicznie się okazało, że nowego planu nie będą w stanie wykonać. Nie dość, że pięć istot Shikome nie przejęło się ucieczką więźnia i nieprzytomnym kompanem, to były szalenie szybkie. Uniemożliwiło to wojownikom oddalenie się od nich nawet na parę kroków, więc o wdrapaniu się na górę mogli jedynie pomarzyć.

Sebastian i Ren walczyli, a właściwie to skupiali się na unikaniu wielkich ostrzy, którymi zasypywało ich, aż czterech olbrzymów. Wkrótce przyszła im z odsieczą, nieukrywająca się już pod czarem niewidzialności Henrietta. Jednak niewiele to zmieniło w trudnym położeniu, w jakim się znaleźli. Z kolei Rozalia toczyła bój z przywódcą, który najwidoczniej pragnął osobiście ściąć jej głowę, aby przypodobać się swojemu panu.

Dynamiczność ciosów była tak duża, że czarodziejka zmęczyła się szybko. Głośno dysząc, opornie zatrzymywała kolejne ataki. W końcu mocniejszy od niej przeciwnik bez większego wysiłku odepchnął ja do tyłu. Jak kukiełka bezradnie przewróciła się na kamienie, wypuszczając z ręki miecz.

Olbrzym stał nad swoją ofiarą, uniemożliwiając jej ucieczkę. Z wyraźną satysfakcją wymalowaną na twarzy i szyderczym, obnażającym jego ostre zęby uśmiechem przyglądał się jej, jak smakowitemu kąskowi, którym po śmierci z pewnością zostanie. W końcu uniósł broń do góry. Pragnąc się jeszcze ratować, Rozalia próbowała sięgnąć po miecz, ale znajdował się on poza jej zasięgiem. Ostateczny cios był już blisko. Pogodzona ze swoim losem zmarszczyła czoło, widząc nagle zastygłą w bezruchu łapę wroga i wypływającą z jego ust ciemną krew. Domyślając się, co się zaraz wydarzy, wstała szybko i ile sił w nogach odbiegła. Uchroniło ją to przed zgnieceniem przez upadającą, martwą magiczną istotę.

– Tęskniłaś skarbie? – Stając przed czarodziejką, zapytał zalotnie Lenard i obiema rękami rozczochrał czarne włosy.

Widząc to, Rozalia przekręciła oczami.

– Nie wierzę, że to mówię! Ale tak, tęskniłam!

Zadowolony z odpowiedzi Lenard posłał jej łobuzerski uśmiech. Następnie podszedł do olbrzyma i wyszarpał z jego pleców swój miecz, który chwilę wcześniej precyzyjnie mierząc, z rozpędu wbił mu w płuco.

Kiedy Lenard w towarzystwie Daniela dotarł na plac i zobaczył potwora, który śmiertelne ostrze celuje w jego bezbronną drugą połówkę, bez wahania ruszył jej na ratunek. Wiedział, jak może zabić wroga, a zawdzięczał to swojej matce. W duchu obiecał sobie, że jeśli będzie mu dane wrócić do miasta Nahran, to przy najbliższym spotkaniu podziękuję jej za to. Wcześniej nie potrafił tego docenić, bo tak jak Miriam wolał praktykę od teorii.

Będąc dzieckiem, Lenard najpierw z rodzicami – a z czasem dołączyli do nich jego dwaj młodsi bracia i Henrietta – raz na jakiś czas odwiedzali lodowe królestwo i Zimowy Pałac, gdzie przed jego narodzinami mieszkała Delfina. Wtedy też matka kazała im uczestniczyć w prywatnych i według niego bardzo nudnych zajęciach u swojego przyjaciela, mnicha Kajusa. Na jednym z takich spotkać – niestety Henrietta jeszcze wtedy nie mieszkała z nimi – uczył ich o budowie ciała istot Shikome, z czego chłopak zdołał tylko zapamiętać, gdzie miały słaby punkt. Według niego była to kluczowa informacja, a resztę Kajus mógł spokojnie pominąć i, jak widać, nie mylił się w tej kwestii. A było nim znajdujące się na plecach, pokryte grubą, bladą skórą, jedno duże płuco, które przebite powodowało prawie natychmiastową śmierć silnych olbrzymów.

W tym samym czasie Daniel – pouczony przez Lenarda, gdzie musi celować, aby pozbawić życia istotę Shikome – ruszył z pomocą zdecydowanie przegrywającym przyjaciołom.

Z krwawiącym rozcięciem na ramieniu i sporych rozmiarów siniakiem pod okiem obolały Sebastian z trudem blokował kolejne ciosy olbrzyma, stękając przy tym głośno. Z czoła Rena spływały krople potu, podkreślające wymalowane na jego czerwonej z wysiłku twarzy wyczerpanie. Ale mimo to buntownik nie poddawał się i skupiony odpierał ataki dwóch przeciwników, osłaniając przy tym skuloną za nim i najwidoczniej raną, ale najważniejsze było teraz dla księcia, że żywą Miriam. Najlepiej radziła sobie Henrietta, która raz po raz znikała i pojawiała się, aby uniknąć zranienia oraz licząc na odrobinę szczęścia, starała się dźgnąć wroga. Jednak, nawet jeśli jej się to udawało, to i tak żadna zadanych przez nią ran nie osłabiła go na tyle, aby dać jej przewagę. Natomiast czarodziejka przy tak dużym zużyciu energii na czary, z każdą chwilą stawała się coraz słabsza, a przez to wolniejsza i bardziej narażona na skaleczenie.

Daniel naciągnął strzałę na cięciwę i precyzyjnie mierząc w plecy najbliższego olbrzyma wypuścił ją, wykorzystując chwilę, gdy jego cel się wyprostował i zamachnął na Henriettę. Z łatwością trafił w nic niespodziewającą się istotę, która zdołała jeszcze z niedowierzaniem popatrzyć na niego, zanim bez życia upadła na ziemię.

Pozostali wojownicy uświadomieni, że czuły punkt wroga to płuco znajdujące się pod łopatkami – jakby dostali skrzydeł, poprowadzeni przez księcia – natarli na trzy rozwścieczone magiczne istoty. Czworo przyjaciół teraz już bez większych trudności, wspólnie rozprawiło się zresztą przeciwników. Po chwili martwi leżeli obok nadal ogłuszonego przez spadającą klatkę, ale jeszcze oddychającego kompana. Ren podszedł do niego i rozważnie dobił go, wbijając mu w plecy jeden ze swoich długich sztyletów.

Daniel odłożył broń do pochwy i podbiegł do bardzo bladej siostry. Delikatnie, aby nie sprawiać jej dodatkowego cierpienia, wziął ją na ręce. Krzywiąc się, Miriam cicho jęknęła i przytuliła się do piersi brata, słyszała jego z troski dudniące serce. Poczuła się bezpiecznie, gdy otuliło ją bijące od niego ciepło. Osłabiona w końcu pozwoliła, aby zmęczenie wygrało. Zamknęła oczy. Pozostali wybrańcy przepowiedni otoczyli ich, jakby chcieli ochronić rodzeństwo przed całym złem tego świata.

– Sebasti… – zaczął książę, ale partner wszedł mu w słowo.

– Spokojnie, to nie jest śmiertelna rana – stwierdził, oglądając brzuch księżniczki. – Ale straciła trochę krwi. Musimy ją stąd zabrać. Anastol wyczarował wokół placu pułapkę mocy, więc moja magia uzdrawiania nie działa w tym miejscu. – Palcem pokazał Danielowi i Lenardowi jasne punkty na szczytach.

Wszyscy zgodnie przytaknęli, schowali broń i nie tracąc więcej czasu, zaczęli wchodzić na najbliższą górę. Przyjaciele starali się wspierać wspinaczce Daniela, który odmawiał zamiany i całą drogę niósł siostrę. Wkrótce znaleźli się po drugiej stronie szczytu, a wówczas poczuli się pewniej, bo byli już poza pułapką mocy. Jednak, dopiero gdy zeszli całkiem na dół, z wielką ulgą przystanęli.

Daniel nadal trzymając Mirę w ramionach, usiadł na jednym z wielkich kamieni. Wtedy Sebastian bez słowa kucnął przy nich i dotknął brzucha rannej. Miriam bezwiednie jęknęła. Ale gdy tylko jasnoruda mgła wychodząca z dłoni uzdrowiciela popłynęła w stronę skaleczenia, poczuła przyjemne ciepło i błogą ulgę w bólu. Rana magicznie znikła. Chłopak w nagrodę za wytrwałość z czułością, jakby była też jego siostrą, pogłaskał ją po złotych włosach. Na tle tego szarego miejsca błyszczały one niczym gwiazdy na ciemnym niebie, dające wędrowcom nadzieję i wskazówkę, jak mieli dotrzeć do celu. Później Sebastian wyleczył pozostałych towarzyszy z licznych, ale również niezagrażających ich życiu urazów, a na końcu siebie.

Miriam z każdą chwilą czuła się trochę lepiej, ale ciągle była jeszcze osłabiona. Jednak na to moc Sebastiana nie mogła nic poradzić, bo on leczył źródło choroby, co przyspieszało proces zdrowienia, ale ostatecznie organizm sam musiał się zregenerować. Dlatego doświadczona Henrietta po utracie sporej ilości energii na czar znikania, teraz zajadała się suszonymi owocami, które bardzo pomagały w tym procesie. Chętnie podzieliła się nimi z księżniczką.

Daniel chciał lepiej widzieć siostrę, dlatego wstał z kamienia, robiąc jej miejsce.

– Po przejściu przez granicę, od razu znalazłam się przy tych górach, a te potwory już tu czekały. Siłą przeciągnęły mnie na drugą stronę. Próbowałam się bronić, ale wtedy zraniły mnie. Zostałam przynętą, bo ten cały mistrz miał im powiedzieć, że ja na pewno nie władam magią. Chyba mściwie wybrał mnie. Najwidoczniej nie docenił moich uroczych żartów z Anastola na Wulkanie – stwierdziła z satysfakcją Mira, uśmiechając się szeroko. Reszta się roześmiała, bo bardzo spodobała się im ta teoria. – Olbrzymy boją się magicznych ludzi, bo walce z nimi ich siła to żadna przewaga. A wiedzieli, że wśród nas są czarodzieje i do tego Rozalia ma moc od samych Bóstw. Mówiły też, że generał i jego pan nie chcieli ryzykować, że znowu uda nam się przeżyć. Dlatego plan był taki, że chcąc mnie ratować, będziecie po kolei wchodzić w zasięg wyczarowanej przez Anastola pułapki mocy. Według nich, pozbawieni swojej jedynej siły, jeden po drugim bez przeszkód mieliśmy zostać zabici przez istoty Shikome.

– Czarnoksiężnik sprytnie to sobie wymyślił. Razem trudno nas pokonać, co już wie po wydarzeniach na magicznej górze. Ale znowu nas nie docenił – podsumował Lenard ze satysfakcją w głosie.

– Mamy dobrą wiadomość. Olbrzymy wygadały się, że Anastol myśli, że idziemy do mnichów po wiedzę jak go zabić, więc nic nie wie o przepowiedni – oznajmił radośnie Sebastian, na co jego przyjaciele zareagowali entuzjastycznie. – A wy, gdzie byliście?

Emocje po trudnej walce już opadły. Szczęśliwy Sebastian, że partner nie został zjedzony przez ludożerne istoty, podszedł do niego i przytulił go mocno. Daniel odwzajemnił uścisk i udzielił odpowiedzi:

– Rzuciło nas, na jakieś totalne pustkowie kamieni. Chwilę nam zeszło, zanim was znaleźliśmy. Ale wiedzieliśmy, że coś musi być na rzeczy, bo nie spotkaliśmy żadnej istoty. Myślicie, że jest ich tu więcej?

– Naturalnie! Ale dzięki Lenardowi, teraz przynajmniej wiemy, jak z nimi walczyć – stwierdził Ren. – Miriam, dasz radę iść? – zapytał z troską.

Księżniczka przytaknęła, jedząc suszone owoce. Choć była jeszcze trochę słaba, to bardzo chciała już opuścić to smętne miejsce. Pozbyć się w końcu tego wszechobecnego, bardzo nieprzyjemnego, duszącego zapachu pyłu, od którego kręciło jej się w głowie.

Miriam wstała szybko, jakby się bała, że przyjaciele ją zostawią. Henrietta schowała resztę jedzenia do torby i razem z Rózią ruszyły przodem. Za nimi księżniczka z Lenardem, a na końcu szli pozostali mężczyźni, czujnie wypatrując wroga.

– Dlaczego tylko twoja magia była aktywna w pułapce? – zapytała wyraźnie rozżalona tym faktem Rozalia. Choć nie miała na to wpływu, to źle się czuła, z tym że w chwili zagrożenia nie mogła uratować przyjaciół.

– Dar krwi od istot Asuma, to magia napędzana powietrzem, za którym się kryję. Więc mogę czarować wszędzie tam, gdzie ono jest. Istoty Shikome nim oddychają, dlatego pułapka jej nie zablokowała. Albo zdrajcy nie donieśli o mnie Anastolowi, bo tak silny czarodziej może umiałby stłumić moją moc, albo uznał on zdolność znikania za małe zagrożenie. – Henrietta wyczuła przygnębienie wychowanej w samotności na wybawicielkę Rózi, której wydawało się teraz, że ich zawiodła, dlatego dodała krzepiąco. – Rozalio, nie jesteś już sama, możesz na nas polegać. Jako drużyna wybrańców przepowiedni wspólnie dźwigamy na swoich barkach los czterech Magicznych Krain. Mirela powiedziała, że mamy działać razem, bo tylko wtedy będziemy na tyle silni, aby pokonać czarnoksiężnika. A dziś udowodniliśmy, że potrafimy to robić.

Pozostali wojownicy żywo zgodzili się ze słowami Henrietty. Podniesiona na duchu Rozalia nieśmiało podziękowała. Nie było jej łatwo przywyknąć do tego, że w końcu miała przy sobie ludzi, którym bezwarunkowo na niej zależało – oczywiście ze wzajemnością.

– A ja, chcę się w końcu dowiedzieć, skąd ty – Mira dźgnęła palcem Lenarda – wiedziałeś o spisku i regenerujących kwiatach z Łąki Motyli, które czarnoksiężnik dostał od Hester?

Jej towarzysze się roześmiali. Skoro księżniczka nawet po trudnych przeżyciach nie zapomniała o dręczącej jej tajemnicy, to zdecydowanie była w lepszej formie niż myśleli.

– Domyślam się Lenardzie, że podczas tej twojej udawanej walki z Aidą, to ona przekazała ci te informacje – oznajmiła Miriam.

– Aida – powtórzył z niedowierzaniem Ren.

– Mądra dziewczynka – pochwalił przyjaciółkę Lenard.

Dumna z siebie Miriam uniosła wysoko głowę.

Natomiast pozostali nie wyglądali na zaskoczonych. Sebastian i Henrietta zostali we wszystko wtajemniczeni, a Daniel i Rozalia po Święcie Kwiatów również przypuszczali, kto był źródłem informacji Lenarda.

– Generał Sambor omamił Aidę obietnicą, że jeśli ta odnajdzie Zakazaną Księgę i uda się im wybudzić czarnoksiężnika, to oni w zamian pomogą jej obalić Minoru i oddadzą władzę w Krainie Pustyni buntownikom. Ona naiwnie to zrobiła, ale z czasem się opamiętała. Dotarło do niej, że mistrz i jego pan nie spełnią jej marzeń. Tak, to wtedy na Wulkanie powiedziała mi o magicznych kwiatach, które pomogły Anastolowi w tak krótkim czasie odzyskać siły, co przeważyło o jego zwycięstwie. Nietrudno było się domyślić, że zdradziła któraś z wróżek z dworu Mireli, a że znam je dobrze, to musiał wiązać się z tym szerzej zakrojony spisek. Próbowałem też namówić Aidę, żeby uciekła z nami, ale ona uparła się, że musi naprawić swój błąd i zostanie szpiegiem. Pragnie dowiedzieć się, jakie plany ma Anastol. Na terenach Motyli nie chciałem o tym rozmawiać, aby nie doprowadzić do jej zdekonspirowania, bo kto wie, ile wróżek nas zdradziło i co one teraz knują. A, i to Aida wpadła na pomysł, żeby magiczne połączenie między Rózią a czarnoksiężnikiem spróbować przerwać za pomocą jej zapasu desertum harenae i dała mi wskazówki, gdzie mam go szukać. A więc ostatecznie ocaliła nas na Wulkanie. Nie bronie jej, ale… – uciął Lenard.

Sam już wybaczył przyjaciółce. Uważał, że każdy popełniał błędy, ale ważne, by je dostrzec i spróbować naprawić. Według niego Aida zmyła już swoje winy, ratując im życie. Jednak każdy miał prawo widzieć to inaczej. Dlatego postanowił się nie wtrącać i dać towarzyszą czas na przyswojenie nowych informacji oraz własny osąd.

– A więc, niby szpieg i uratowała nas. Choć nie musiałaby tego robić, gdyby nie pomogła obudzić czarnoksiężnika. Popełnianie błędów to specjalność każdej istoty, ale grunt to wyciągać z nich wnioski, tak mówi moja matka. Może trochę ją to oczyszcza – powiedział po chwili Sebastian.

W głowie Rena zapanował chaos. Czy rzeczywiście dało się zamazać tak straszny czyn, jakim była pomoc wybudzeniu okrutnego czarodzieja? Zdradę przyjaciół i bliskich osób? Bo według Aidy, jaki los czekał ich pod władzą Anastola? Wierzył, że zrozumiała ona błędy swojej rodziny, w przeszłości popierającej starego króla Krainy Pustyni, a był on niemniej podły od jego syna Minoru, przez którego zostali zamordowani. Przecież wszyscy tyrani działali tak samo, złe uczynki usprawiedliwiali wyższym dobrem. Myślał, że zapragnęła żyć jak oni, pomagając słabszym i walczyć z przemocą. Tymczasem ona bez wahania zdeptała szlachetne idee buntowników. Dla zemsty na Minoru – bo podejrzewał, że to był jej główny cel – upadła tak nisko, jak ci, którym stawiali opór. Czy powinien jej to wszystko wybaczyć? Czy w ogóle kiedyś będzie umiał to zrobić? Ren nie potrafił sobie teraz odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Nie będę się tym zadręczać. Czas pokaże, zasmucony pomyślał.

Pozostali wojownicy milczeli. Sami jeszcze nie wiedzieli, co mają o tym wszystkim myśleć.

– To Aida jest tym ostatnim wybrańcem przepowiedni? – spytał w końcu Daniel.

Lenard przytaknął.

– Wahała się, czy przyjąć zaproszenie od Bóstw albo wróciła na Ścieżkę Serca... Wszystko jedno. Dla nas to pewnie lepiej, że w ogóle przeszła na naszą stronę – stwierdziła Miriam, a pozostali jej przytaknęli.

– Logiczne, że Anastol pragnie Magicznych Krain. Czarną magię już ma. Czego chcieć więcej? – zapytała Henrietta.

– Mistrz nie ufał Aidzie na tyle, aby jej to zdradzić. Stąd ta nasza udawana walka na Wulkanie. Chciała zostać ranna, aby się uwiarygodnić – wytłumaczył Lenard. – Mam nadzieję, że bardzo nie uderzyła głową o ten kamień i nic jej nie jest.

– Aida jest twarda, da radę – pocieszył go Ren.

– Szesnaście lat temu czarnoksiężnik nie zdobył tylko naszej krainy – przypomniał Daniel.

– Może w końcu znalazł sposób, żeby zgasić wieczne słońce, które chroni was przednim – spekulowała Rozalia.

– Niemożliwe! – oznajmił tak stanowczo Daniel, że nikt nie ośmielił się mu sprzeciwić.

– Romin, to pewnie już oddał w łapy Anastola Krainę Mgły – powiedział Lenard i martwiąc się o los swojej rodziny, dodał. – Ciekawe, co się teraz dzieje w mieście Nahran?

– Będą walczyć? – zapytała Rozalia.

– Oby nie. Z czarnoksiężnikiem i tak nie mają szans – przyznała pochmurnie Henrietta, bojąc się o życie mieszkańców miasta.

– Lodowe królestwo szybko upadnie. Budują tam przy pomocy magii, ale niewielu używa jej do walki, więc nawet jeśli przywołają śnieżną burzę, to i tak nie zatrzyma ona na długo Anastola – stwierdził obiektywnie Sebastian.

– Kraina Pustyni też uklęknie. Minoru dba tylko o siebie. Jedynie, czym się teraz martwi to tym, że będzie musiał podzielić się władzą z czarnoksiężnikiem – oświadczył ponuro Ren. Postanowił zmienić temat, zadając pytanie, które chodziło mu po głowie od dłuższego czasu. – Ciekawi mnie, jak udało się utrzymać w tajemnicy nieudaną próbę powstrzymania Anastola przez naszych rodziców? Bo o ile udział w tym zwykłych ludzi, a wielu wtedy takich ginęło, mógł nikogo nie obejść, to księcia Krainy Słońca już raczej tak. I po co w ogóle zatajono to przed nami?

– Jak to dlaczego? – Daniel wymownie przekręcił oczami. Reszta parsknęła śmiechem. Domyślali się, co zaraz usłyszą od nieprzepadającego za tajemniczymi wróżkami przyjaciela. – Przecież jesteśmy posiadaczami cudownej wolnej woli! A więc Motyle uznały i oczywiście zadecydowały za posiadaczy owej wolnej woli, że nie można nam nic mówić, abyśmy nie czuli się zobowiązani do naprawiania błędów naszych rodziców. Bo udział w przepowiedni, musiał być wyłącznie naszą, niewymuszoną niczym decyzją.

– Interesująca teoria Danielu. Jak to odkryłeś? – zapytał Lenard, udając zaskoczonego. Wszyscy się roześmiali. – Mnie też to męczyło, dlatego podpytałem oto Frydę. Powiedziała mi, że to wcale nie było takie trudne, bo obu stronom zależało na tym. Naszym rodzicom i ich zwolennikom z powodu, który tak ładnie przedstawił nam Daniel, a poplecznicy Anastola chcieli zachować istnienie Rózi w sekrecie. Dlatego rozgłoszono, że z pomocą wszystkich krain i magicznych istot, oddając życie, czarnoksiężnika pokonali Gaya i rodzice Henrietty. Choć nie daliście tego po sobie poznać to, kiedy Mirela wspomniała, że Zebedeusz jest ojcem Henrietty, to domyśliliście się tego. – Wszyscy przytaknęli. – Ale nie wiecie, że szlachetna Gaya to ciotka Aidy.

Ren zrobił wielkie oczy. Przyjaciółka nigdy nie wspomniała mu o tym. Zaraz jednak przyszło mu do głowy, że sama mogła o tym pokrewieństwie nic nie wiedzieć. Dla ojca Aidy było bez różnicy, komu służył, dopóki mógł wieść wygodne życie. Gdyby Minoru po zamordowaniu swojego ojca nie bał się zemsty jego ludzi i nie postanowił ich uciszyć, to generał stanąłby i przy nim. A więc ten niemoralny człowiek pewnie chciał się całkowicie odciąć od cnotliwej buntowniczki Gayi.

– Chociaż w taki sposób pragnęli oddać im honor. Bo kiedy nasi rodzice się poddali, oni wiedząc, że mogą przypłacić to życiem, do końca próbowali zatrzymać zło – kontynuował Lenard, na końcu zwrócił się do Daniela i Miriam. – A ponoć król Leon, za młodu lubił podróżować i był żądny przygód. I ludzie słońca widzieli, że wyruszył, aby zatrzymać Anastola. Jednak nie zdążył tego zrobić, bo międzyczasie go pokonano. Kulawe tłumaczenie, tak jak i to całe zwycięstwo opowiadane bez podania szczegółów. Ale wszyscy wtedy byli tak szczęśliwi, że liczyło się tylko zneutralizowanie czarnoksiężnika. Nie szukano drugiego dna, bo i po co ktoś miałby kłamać w tej sprawie?

– Ooo, a więc wdałam się w ojca – stwierdziła dumnie Mira, rozbawiając tym wszystkich poza jej bratem.

Daniel tylko chłodno wzruszył ramionami. Nie miał ochoty tego komentować. Był zły na rodziców za te wszystkie kłamstwa, które utrudniły im zadanie. A te tłumaczenia w ogóle go nie przekonywały. Do tego przeczuwał, że to jeszcze nie koniec tajemnic.

– Ja i tak muszę się rozmówić z Rubi. Wiedziała o moich obawach, w kwestii wyjawienia Danielowi prawdy o naszej mocy. Powinna była mi powiedzieć, że król zna naszą tajemnicę – wtrącił Sebastian.

– Fryda mówiła, że wasi rodzice ukrywali tę znajomość, abyście nie zadawali pytań. Bo przecież są z różnych sfer, więc niby skąd by się tak dobrze znali? Bali się, że jak to młodzi, ciekawscy ludzie, będzie próbowali poznać prawdę i że w końcu wam się to uda, co wpłynęłoby na waszą decyzję – zakończył, chichrając się Lenard.

Daniel prychnął, a zrezygnowany Sebastian westchnął. Natomiast Miriam wybuchła śmiechem. Przyjaciele pytająco popatrzyli na nią. Radośnie i chętnie udzieliła im odpowiedzi:

– Kiedy ojciec zarządził, że macie razem trenować, to bardzo się zdziwiłam. Bo owszem, Sebastian był synem szanowanego pułkownika Krainy Słońca, ale nie generała i z rodziny spoza pałacu. Może i zdolny wojownik, ale młody i początkujący. A przecież nasz kuzyn, książę Hieronim nadawał się idealnie. Byliście w podobnym wieku i mieliście podobne doświadczenie. Ale nic nie mówiłam, bo taki zadowolony wracałeś z tych spotkań, jak nigdy wcześniej. Nie chciałam tego psuć.

– Mnie też to trochę zaskoczyło. Ale rozkaz, to rozkaz – skwitował uzdrowiciel.

Przyjaciele roześmiali się, a Daniel tylko pokręcił głową. Na początku jego również zdziwiła prośba ojca i w pierwszej chwili chciał mu nawet odmówić. Ale szczęśliwie dla siebie ostatecznie zgodził się, bo ślepo ufał decyzją mądrego króla. Poza tym Miriam miała rację, czas spędzany z Sebastianem dawał mu tak dużo radości, że bardzo szybko zapomniał o swoich wątpliwościach.

– A skąd wy się tak dobrze znacie? – zapytał nagle książę, chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia. – Przecież księżniczkę w pałacu rzadko można spotkać, a nawet jeśli to Sebastian, jako że pochodzi z niższych sfer, to nie uczestniczy w jego życiu.

– Rodzina Sebastiana mieszka wiosce niedaleko pałacu, gdzie organizują najlepsze zabawy. Często się tam spotykaliśmy, bo on też bardzo lubi tańczyć – odpowiedziała wprost, uśmiechnięta Mira.

– Pilnowałem jej. Nic nie mówiłem, bo wiem, jak cię denerwuję, gdy Miriam wymyka się z pałacu. – Tłumacząc się, Sebastian szepnął do ucha partnera.

– Dziękuję.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×