Przejdź do komentarzyMagia przedmiotu_II
Tekst 3 z 40 ze zbioru: Inne opowiadania
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2014-01-11
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2757


MAGIA PRZEDMIOTU


Zdarzenie z broszką miało swoje dalsze konsekwencje ale zacząć należy od tego, że

w święta było sporo zamieszania. Przyjechała cała rodzina. Większość gości ulokowała się u kuzynki. Była ona szczęśliwą posiadaczką ładnego, dużego domu na peryferiach miasta. Wszyscy jednak nie pomieścili się w nim. Musiałam odstąpić swoje mieszkanie siostrze, która zabrała ze sobą małe dzieci i uważała, że przez te parę dni powinna mieć zapewnione wygodniejsze lokum niż inni. Gremialnie zostało ustalone, że moje mieszkanie będzie dla nich najlepsze a ja mogę w tym czasie nocować u ciotki. Nie wypadało odmówić.

Zaraz po Wigilii wróciłyśmy z ciotką do domu. Po drodze odwiozłam siostrę z dziećmi do swojego mieszkania. Do północy pozostawało jeszcze trochę czasu ale ciotka nie była pewna czy wybierze się na pasterkę.

Może obejrzymy transmisję w telewizji – zaproponowała.

Czemu nie... - zgodziłam się z nią. - Też nie chce mi się wychodzić po raz kolejny na ten chłód.

Wieczór był rzeczywiście mroźny, samochodu nie opłacało się już uruchamiać a perspektywa wędrówki do kościoła nie budziła entuzjazmu.

Zrobiłyśmy sobie gorącą herbatę.

Gdzie pani Halina spędza święta? - spytałam, gdy usiadłyśmy przy stole.

Byłam pewna, że w pierwszy lub drugi dzień świąt zajrzy do ciotki.

Halinka pojechała do swoich krewnych. Zobaczymy się dopiero w Sylwestra, u niej. Przyjdzie jeszcze parę innych osób.

Pewnie będzie szampańska zabawa – roześmiałam się.

Stosowna do naszego wieku – oświadczyła z godnością ciotka.

Uznałam, że moja uwaga była nie na miejscu i żeby zatrzeć to wrażenie czym prędzej dodałam:

Wiem przecież jak bardzo jesteście ze sobą zaprzyjaźnione. Nie wyobrażam sobie żebyś w Sylwestra mogła zapomnieć o pani Halinie. Dziwiłam się nawet, że teraz ograniczyłaś kontakty towarzyskie tylko do rodzinnych spotkań. Ale skoro wyjechała...

Hmm... - ciotka zastanawiała się nad czymś. - Chyba już najwyższy czas, by wyjaśnić ci pewne rzeczy... Myślę, że jesteś wystarczająco dorosła, żeby zrozumieć... - powiedziała.

Boże! O co chodzi?! - pomyślałam – Czyżbym znowu coś głupiego palnęła?!

Widzisz... - ciągnęła ciotka – z Halinką to jest taka sprawa jak z tą jej broszką... A nawet gorsza, bo człowiek to nie przedmiot.

Osłupiałam. Zupełnie nie rozumiałam o czym ciotka mówi?

Jak to: jak z broszką?... Czy to znaczy, że panią Halinę może ktoś ukraść? - popatrzyłam na ciotkę z przekonaniem, że plotę bez sensu.

Może nie tyle ukraść, co podmienić – powiedziała. - Przecież ludzie są do siebie podobni. Popatrz chociażby na stare fotografie... Nieraz trudno odróżnić chłopczyka od dziewczynki, jeżeli dzieci mają dłuższe włosy a ubranie niczego nie sugeruje...

To prawda... Ale po co panią Halinę miałby ktoś podmieniać?! Przecież to jakaś bzdura! - byłam co raz bardziej zdziwiona.

A jednak to nie jest bzdura – głos ciotki zabrzmiał stanowczo. - Pewnie pamiętasz z dzieciństw powieść Marka Twaina „Królewicz i żebrak”?...

Tak z grubsza... – powiedziałam niepewnie, bo zbyt dawno to czytałam.

No to ci przypomnę... To dzieje się w Londynie, w XVI wieku. Rodzi się dwóch identycznych chłopców. Jeden to królewicz Edward Tudor a drugi to syn złodzieja, Tomek Canty. Syn złodzieja ma dwie siostry, Anię i Elżbietę, ojca, matkę i babkę. Ksiądz uczy go czytania, pisania i łaciny. Chłopak jest mądry, ambitny, bardzo dba o swój wygląd ale urodził się jako syn złodzieja. W domu bez przerwy go biją. Chce stać się kimś innym. Któregoś dnia udaje mu się zamienić rolami z królewiczem Edwardem. Niestety, im dłużej ta zamiana trwa, tym mniej chętny jest do rezygnacji ze swojej nowej roli. Dopiero podczas koronacji sprawa wyjaśnia się.

No tak – zgodziłam się z nią. - Bajka jest bardzo ładna ale to tylko bajka.

Właśnie! - podchwyciła ciotka. - Historie dla dzieci zawsze dobrze się kończą. W życiu bywa inaczej. Halinka jest kimś, kogo zastępuje syn złodzieja. W tym wypadku musi to być kobieta. Niestety, sprawa nie zmierza w dobrym kierunku...

Ciociu – przerwałam jej – mam wrażenie, że przemawiasz językiem ezopowym. Niewiele z tego rozumiem. Pojęłam tylko tyle, że pani Halina jest osobą szczególną. Ale niby dlaczego?...

Nie mogę ci wyjaśnić – oświadczyła ciotka. - Musisz uwierzyć mi na słowo. Jest to ktoś, komu pewne rzeczy należą się. Jednak złodziei i oszustów nigdy nie brakowało i nadal nie brakuje. Dlatego sytuacja pani Haliny jest taka, jaka jest. Ktoś się pod nią podszył i czerpie z tego korzyści.

Ach tak... W to jestem gotowa uwierzyć – zgodziłam się z nią. - Takie rzeczy zdarzają się. Ale czy ty możesz mieć na to wpływ?

Niestety... - westchnęła ciotka, - To mój obowiązek. Skoro powiedziało się A trzeba powiedzieć B. Tym A jest fakt, że znam Halinkę. W tym układzie, w miarę swoich możliwości powinnam pomagać jej.

To bardzo ładnie z twojej strony, że tak myślisz – zauważyłam. - Zawsze miałam cię za osobę pełną empatii, życzliwą...

Daj spokój! - ciotka machnęła ręką. - Nie w tym rzecz. Z mojej strony jest to przede wszystkim praktyczne rozwiązanie. Powiedziałam ci, że ona jest taka jak jej broszka. Najzwyczajniej przynosi pecha jeśli ktoś siz nią niewłaściwie obchodzi.

Teraz zaskoczyła mnie kompletnie.

Pani Halina przynosi pecha?! - powtórzyłam.

Żebyś wiedziała, że tak jest. Co niektórzy przekonali się już o tym na własnej skórze. Problem jest w tym, że nie koniecznie kojarzą to z osobą Halinki. Ona sama opowiadała mi o jednym ze swoich sąsiadów, który regularnie miewa pecha. Sąsiad jest niby normalnym człowiekiem, ale od czasu do czasu zaczyna działać przeciwko Halince.

Od dawna uważa, że ktoś inny powinien zająć jej mieszkanie. Ma różne sprawy na głowie, więc nie jest to dla niego rzecz najważniejsza. Do szykanowania Halinki zabiera się wtedy, gdy jego układy wydają się już stabilne. W takiej sytuacji, wcześniej czy później przytrafia mu się jakieś nieszczęście zmuszające go do odłożenia swoich działań na lepszy okres.

Halinka nawet dziwiła się, że te przykre doświadczenia nie skłoniły go do zaniechania intryg. Uznała, że najwidoczniej nie dostrzega prawidłowości, które ona widzi.

To jakieś niesamowite! - zawołałam. - Jeżeli prawdą jest to co mówisz, w takim razie może lepiej nie utrzymywać kontaktów towarzyskich z panią Haliną... Po co ryzykować?...

No nie! Chyba się zupełnie nie rozumiemy!

Ciotka wstała z krzesła i przespacerowała się po pokoju. Przy okazji poprawiła bombkę na sztucznej choince. Wodziłam za nią wzrokiem.

Po pierwsze – powiedziała - wystarczy być przyzwoitym człowiekiem. W takim wypadku nic nie może grozić. Rozumiem, że są ludzie, którym taka rzecz przychodzi z trudem. Ja, na szczęście do nich nie należę.

Po drugie: od tej znajomości nie da się wykręcić. W momencie, gdy poznałam Halinkę nic nie wiedziałam o tych sprawach. Kiedy zorientowałam się, było za późno żeby coś zmieniać. Muszę ci jednak powiedzieć, że wcale mi to nie przeszkadza. Halinkę naprawdę lubię a ta jej szczególna cech ubarwia nasze kontakty. Stają się one przez to mniej zwykłe, mniej pospolite... Nie wiem jak jeszcze to określić. Nawet całkiem banalne rozmowy nabierają głębszych treści. Dla mnie to jest intrygujące.

Rozumiem – kiwnęłam głową.

Rzeczywiście, pojęłam, że w ich znajomości musi być coś niezwykłego chociaż na pierwszy rzut oka wydawała się całkiem trywialna. Zwłaszcza, że pani Halina nie wyglądała na osobę obdarzoną jakimiś demonicznymi cechami. Nawet dziwiłam się, że ciotka chętnie rozprawia z nią o byle czym, podczas gdy w stosunku do innych osób jest bardziej powściągliwa. Teraz stało się to dla mnie jasne.

Jedna tylko rzecz wydała mi się mało prawdopodobna – dlaczego, przy swoich

szczególnych właściwościach pani Halina dała się oszukać i zepchnąć na margines?

Dokładnie taki wniosek wyciągnęłam ze słów ciotki.

Spytałam ją o to.

Wiesz – powiedziała, zajmując swoje miejsce na krześle. - Ta sprawa jest zbyt zawiła, żeby ją w kilku słowach wyjaśnić. Myślę, że w dużym stopniu zawinił ojciec Halinki. To był człowiek surowych zasad. Chciał pewnie upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i uzależnił pewne rzeczy od opinij innych ludzi na temat jego córki. To posunięcie wychowawcze okazało się niefortunne. Nie przyszło mu do głowy, że osąd tych ludzi nie będzie obiektywny.

Najprościej było wykręcić się od zobowiązań wyrabiając Halince złą opinię. Najdrobniejsze uchybienie urastało w ich oczach do rozmiarów ciężkiego przewinienia. Tym czasem, upływały lata, zmieniała się obyczajowość, na tle której stawiane zarzuty zaczęły wydawać się wręcz śmieszne. Trzeba więc było wymyślać następne...

Coś mi się tu nie zgadza – zauważyłam. - Przecież pani Halina podobno przynosi pecha i nie można obchodzić się z nią niewłaściwie...

Rzecz w tym, że ci ludzie o tym nie wiedzą – wyjaśniła ciotka. - To nie są osoby, z którymi Halinka utrzymuje bliskie kontakty. Jeżeli coś złego przytrafia się, nawet przez myśl im nie przejdzie, że to z powodu Halinki. W drugą stronę to też działa. Ona nie wie co złego ich spotkało, ponieważ nie utrzymuje z nimi bliskich kontaktów. Tak więc, obie strony nie mogą sobie nic wyjaśnić.

Może w takim razie nie ma takiej zależności – przez moment zwątpiłam w słowa ciotki.

A jednak zależność istnieje – oświadczyła kategorycznie. - Najlepszym dowodem na to jest przykład sytuacji pośredniej. Halinka znała kiedyś niejaką panią Mirkę. Nie przyjaźniły się ale pracowały w tej samej instytucji. Po pewnym czasie pani Mirka odeszła z pracy i zajęła się prowadzeniem prywatnego interesu. Halinka dosyć długo nie widywała jej. Nagle, któregoś dnia spotkała tę kobietę na ulicy. Nie bardzo wiedziała jak się zachować, dlatego postanowiła poczekać aż tamta pierwsza zareaguje. Tym czasem dawna współpracowniczka minęła ją bez słowa i wyglądało na to, że nie poznaje jej. Później ta sytuacja zaczęła się powtarzać. Mniej więcej o tej samej porze, w tym samym miejscu mijały się w okolicach banku.

Za którymś razem zauważyła, że pani Mirka chodzi za nią. Celowo zaczęła zatrzymywać się w różnych miejscach, żeby upewnić się, że tak rzeczywiście jest. Pani Mirka trzymała się od niej w pewnej odległości ale ciągle była gdzieś za plecami. Nawet zaczęłyśmy o tej dziwnej sytuacji z Halinką rozmawiać. Zupełnie nie wiedziała co o tym myśleć. Mi też nic nie przychodziło do głowy. Obie jednak doszłyśmydo wniosku, że ta kobieta coś knuje. Minęło trochę czasu i pani Mirka zniknęła. Halinka przestała ją widywać. Ponieważ nic szczególnego nie działo się, więc nie wracałyśmy do tego tematu. Aż tu którego dnia moja przyjaciółka informuje mnie, że pani Mirka nie żyje. Zginęła w wypadku drogowym. Jakaś wspólna znajoma przekazała jej tę wiadomość. I co ty na to?...

Nie wiem... – pokręciłam głową z powątpiewaniem. - Nie widać tu jakiejś prostej zależności.

Zobaczyłabyś tę zależność – powiedziała ciotka – gdybyśmy wiedziały co ona knuła? Na pewno było to coś paskudnego, zważywszy, że dorobiła się pieniędzy na tych swoich interesach. Wiesz jacy są ludzie z pieniędzmi... Jak widzą, że ktoś ich nie ma, to od razu włażą mu na głowę. Gdyby ta nieszczęsna kobieta miała wobec Halinki uczciwe zamiary, to nie łaziłaby za nią jak złodziej, tylko zwyczajnie podeszłaby, przywitała się i porozmawiała.

Czyli uważasz, że wypadek drogowy był tym nieszczęściem, które ściągnęła na siebie próbując jakichś nieuczciwych gierek wobec pani Haliny?...

Tak właśnie uważam – stwierdziła ciotka. - Powiem ci więcej, żebyś sobie zapamiętała to na przyszłość... Są ludzie – pułapki. Możesz robić różne paskudne rzeczy bez żadnych przykrych konsekwencji, dopóki nie natkniesz się na takiego człowieka. Wtedy przeważnie dochodzi do rozliczenia. Człowiek – pułapka nie różni się niczym od innych ludzi.

Wymaga jedynie gry fair, ale na jego czole nie jest to napisane. W tej sytuacji przeważnie nikt się nim nie przejmuje i postępuje według wygodnych dla siebie zasad. Wtedy właśnie zaczynają się kłopoty – większe lub mniejsze – w zależności od tego, jakie kto ma zasady. Tak to wszystko jest urządzone. Nigdy nie wiadomo kto jest człowiekiem – pułapką? On sam przeważnie nie robi nic w tym kierunku, żeby komuś zaszkodzić.

I myślisz, że pani Halina jest właśnie taką osobą? - popatrzyłam na ciotkę z autentycznym niepokojem.

Powiedziała tylko – hmm... Rzuciła okiem na zegarek, spojrzała w okno i dodała:

Chyba pójdziemy na tę pasterkę. W końcu jest tylko raz w roku.














  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Z przyjemnością przeczytałam i muszę stwierdzić, że jest to niezwykła opowieść świetnie napisana. Pozdrawiam.
avatar
Dziękuję. Cieszę się, że tekst utrafił w czyjeś upodobania.
© 2010-2016 by Creative Media
×