Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-05-07 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2294 |
PLASTELINA
Bambosza znałem od ’91. Spotykaliśmy się, odwiedzali. No i wpadł do nas, gdy Maja miała półtora roku. Gadaliśmy, chyba wypiliśmy jakieś piwo. Żadnemu z nas nigdzie się nie spieszyło.
Było późne, ciepłe lato. Korzystając ze sprzyjającej pory roku – cieeepło! – odkodowywaliśmy Maję z chodzenia w pieluchach. Taki mały człowiek jada takie rzeczy, że nawet jeśli zdarzy się siknięcie tu czy tam, albo nawet jakaś kupka, to te odchody nie śmierdzą tak jak dorosłego. I nie są tak agresywne i toksyczne. Nie ma problemu z ich sprzątaniem.
Poszliśmy z Bamboszem zapalić po papierosie na balkon – żeby nie smrodzić dziecku. Maja przyszła tam do nas w samych majtasach. W rączce trzymała brązową kulkę. Podała ją Bamboszowi, pytając:
- Co to?
Prosta myśl, proste skojarzenie. I szybka odpowiedź:
- Plastelina.
Maja była jeszcze zbyt mała na takie zabawki. Wyprowadzam go z błędu:
- Nie mamy w domu plasteliny.
Już wiem, że Maja zrobiła gdzieś w domu kupę i właśnie przyszła nam o tym powiedzieć. Ale ta kupa prawie nie śmierdzi, więc nie jest to dramat. Efektem jest tylko konsternacja Bambosza. I nawet on nie czuje wstrętu.
oceny: bezbłędne / znakomite