Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-12-11 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1057 |

Po lekcjach Wojtek czekał na Mirkę na Plantach w alejce, którą wracała zwykle do domu. Sławka z większą grupą poszła jeszcze do pobliskiej kawiarni, Mirka odłączyła się od koleżanek i ruszyła przez park. Zaczęły zapalać się latarnie, zapadał zmrok. Było mglisto, błotniście i dość nieprzyjemnie. Już od wielu lat nie było prawdziwej zimy. Wśród młodzieży w wieku Wojtka śnieg i mróz w mieście budziły zdziwienie i zniecierpliwienie. W górach tak, w górach śnieg był potrzebny. Narty, deski i tak dalej, ale w Krakowie zamieniał się szybko w kałuże i błotnistą maź.
Wojtek zrównał się z Mirką.
– Wracasz do domu? – zapytał głupio, żeby w ogóle coś powiedzieć.
– Przestraszyłeś mnie. – Wzdrygnęła się.
– Przepraszam. Można ci chwilę potowarzyszyć?
– To chyba nie w twoją stronę – odpowiedziała dość oschle.
– Nie szkodzi, nie mam się gdzie spieszyć. Nie boisz się iść sama? – Serce waliło mu, czuł suchość w gardle.
Nie wiedział, że podobnie czuła się Mirka, tylko z zupełnie innego powodu. Po pierwsze, Wojtek nie należał do chłopaków w jej typie, po drugie, trochę się bała tego, często nadpobudliwego, odludka. Wyczuwała jego zdenerwowanie. Jak się go pozbyć, może żartem? Jak to było?
– „Pytasz, nie teszno mi tak samej siedzieć? Teszniej mi, Wojtku, z tobą, jeśliś to chciał wiedzieć”.
Najwyraźniej dostał kosza na samym starcie. Poczuł kropelki zimnego potu zalewające mu oczy, sięgnął do kieszeni po chusteczkę.
– No cóż, przepraszam. Cześć – powiedział drżącym głosem.
Ale głupia sytuacja, pomyślała. Też zrobiło jej się przykro. Popatrzyła na chłopaka. W mrocznym świetle latarni zobaczyła w ręce Wojtka zawiniętą w chusteczkę brzytwę.
– Zostaw mnie! – krzyknęła głośno. – Na pomoc! Ratunku!
Rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki.
Rozległy się kroki biegnących ludzi. Wojtek stanął jak zamurowany.
– Stać! Policja! – Rozległo się gdzieś obok niego. Pojawiło się światło.
– Ja nie chciałem nic złego! Ja nie chciałem nic złego! – szeptał, kiedy zakuwano go w kajdanki i pakowano do radiowozu.
– Ale miałeś szczęście, Dożarski! – Komisarz klepnął go po plecach. – Pierwszy patrol i interwencja.
– Kolega wykazał się sprawnością – z zupacką służbistością zameldował dowódca patrolu.
– No to, praktykancie Dożarski, proszę ze mną. Zobaczysz, jak praktycznie wygląda przesłuchanie.
Weszli do pokoju z weneckim lustrem, gdzie przy stole siedział mocno przestraszony młody chłopak.
– Nazwisko?
– Kowal.
– Imię?
– Wojciech
– Data urodzenia?
– Drugi kwietnia dwa tysiące sześć.
– Dowód osobisty?
– W smartfonie, zabraliście mi.
– Kim dla ciebie jest Mirosława Grajcarzyk?
– Koleżanką ze szkoły…
Wojtek postanowił, że będzie odpowiadał zgodnie z prawdą na wszystkie zadane pytania. Opowiedział rodzinną historię brzytwy, którą przypadkiem zabrał z domu, że chciał zaprosić Mirkę na studniówkę…
– I co, jak ci odmówiła, to wyciągnąłeś brzytwę, chciałeś ją postraszyć? Pociąć twarz? Poderznąć gardło za karę? – ryknął komisarz.
– Nie! To był przypadek, chciałem wyciągnąć chusteczkę, a brzytwa się w nią zaplątała i… Mirka zaczęła krzyczeć, ja jej nawet nie otworzyłem.
– Czego nie otworzyłeś?! Dziewczyny, może ty jakiś chirurg-amator jesteś, albo Kuba-Rozpruwacz?
– Nie! Brzytwy nie otworzyłem.
– Na dołek z nim.
Uff – westchnął komisarz, kiedy wyprowadzono Wojtka. Chodźmy pogadać z dziewczyną.
Weszli do drugiego pokoju, gdzie młoda policjantka spisywała zeznania Mirki w obecności jej ojca. Dziewczyna była jeszcze spłakana i odpowiadała trzęsącym się głosem.
– Chłopak twierdzi, że nie chciał cię zaatakować. Czy otworzył brzytwę? – spytał łagodnym głosem komisarz.
– Nie.
– To skąd wiedziałaś, że to brzytwa? Było ciemno, a narzędzie było złożone i podobno zaplątane w chusteczkę.
– Ta brzytwa była znana, Wojtek opublikował jej zdjęcie, kiedy robili stronę o zabytkach z czasów wojny. Pokazywał nawet, jak się ją ostrzy na pasku i goli.
– Widziałaś to? – spytał ojciec.
– W necie.
– Gośka, skończ i nie męcz już pani – powiedział komisarz do policjantki, wychodząc.
Po chwili w komisariacie pojawili się rodzice Wojtka. Komisarz opowiedział im w skrócie, co się stało.
– Panie komisarzu, pan go puści, już ja mu wytłumaczę, że ma jeszcze czas na dziewczyny, że nauka najważniejsza – zdenerwowany prosił pan Kowal.
– Mowy nie ma! Nawet jakby dziewczyna wycofała zawiadomienie, o! tam właśnie wychodzi, to ja nie wypuszczę na wolność faceta, który lata z brzytwą po mieście i zaczepia młode kobiety. Jutro prokurator podejmie decyzję.
– A mogę się z nim zobaczyć? – spytała matka.
– Przykro mi, ale nie. Radzę państwu załatwić mu adwokata.
cdn.