Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-05-10 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1369 |
- A co? w durnia ze starą babą pograć przyszedłeś? - przywitała go Arina Pietrowna.
- Nie, babciu, ja do was w jednej sprawie.
- No, to opowiadaj, mów.
Pietieńka chwilkę stał w niezdecydowaniu i nagle wypalił:
- Babciu, ja przegrałem rządowe pieniądze.
Staruszce aż w oczach pociemniało od tak nieoczekiwanej nowiny.
- I dużo tego? - spytała przestraszonym głosem, patrząc na niego w istnym szoku.
- Trzy tysiące.
Nastał moment milczenia; Arina Pietrowna niespokojnie rozglądała się w nadziei, że a nuż skądsiś jednak pojawi się choć jakiś ratunek.
- A wiesz, że za to to i na Sybir trafić nietrudno? - w końcu rzekła.
- Wiem.
- Ach, biednyś ty, biedny!
- Babciu, jak chciałem od ciebie pożyczyć... dam dobry procent.
Staruszka całkiem się spłoszyła.
- Coś ty, co ty! - poruszyła się niespokojnie. - Taż ja mam tyle tylko, co na trumnę i pochówek! I syta jestem z łaski sierot, i tego, czym poczęstują mnie tutaj! Nie, nie, nie! Zostaw to! Bądź tak dobry, zostaw! Wiesz co, tatunia poprosiłbyś!
- Nie, szkoda fatygi! od żelaznego popa tylko żelaznego opłatka wyglądać! Ja, babciu, na ciebie liczyłem!
- Coś ty, co ty! ależ z radością, tylko jakie u mnie teraz pieniądze! nawet tyle nie mam! Zwróciłbyś się do tatki, z przymileniem a z szacunkiem! tak a tak, tatuniu: zawiniłem, z braku doświadczenia, jak to młody, żałuję bardzo swego niegodziwego postępku... Z miłą buzią i z uśmiechem pokory, i w rączkę pocałuj, na kolana padnij i popłacz - on to lubi - no, i rozwiąże sakiewkę ojciec dla miłego synka.
- A co, myślicie, że może tak właśnie powinienem zrobić? Czekaj! poczekaj, babciu! a co, jakbyście to wy mu powiedzieli: jak nie dasz pieniędzy - przeklnę cię? Toż on się tego od dawna boi. Waszej klątwy.
- No, no, po co od razu przeklinać! Poproś tak. Poproś, kochany! Przecież nawet jak się niepotrzebny raz ojcu własnemu pokłonisz, korona ci z głowy nie spadnie: to twój ojciec! A i on ze swej strony zobaczy... zrób tak! mówię ci!
Pietieńka chodzi, wsparłszy się pod boki wte i z powrotem, jakby się namyślając; w końcu staje i mówi:
- Nie. I tak nie da. Co bym nie uczynił, choćbym łeb sobie pokłonami rozbił - wszystko jedno nie da. Chyba żebyście wy przekleństwem mu zagrozili... I co teraz, babciu, robić?
- Nie wiem, boże jedyny... Spróbuj - może zmięknie. Ale jakżeś to jednak sobie taką wolę dał; łatwo to - pieniądze państwowe przegrać? może ciebie ktoś namówił?
- Tak tylko, wziąłem i przegrałem. To jak swoich nie macie, dajcie z kapitału bliźniaczek!
- Coś ty? opamiętaj się! jakżeż to ja mogłabym dać pieniądze wnuczek! Nie, bądź już tak dobry i uwolnij mnie od tego! nie mów ze mną o tym, na miłość boską!
- A zatem nie? Szkoda. Dałbym dobry procent. 5% miesięcznie, chcecie? nie? no, to po roku kapitał za kapitał?
- Nawet mnie nie kuś! - zamachała na niego obiema rękoma, - odejdź ode mnie, na boga! tatunio jeszcze, nie daj boże, usłyszy i powie, żem ciebie buntowała! Ach, matko święta! Ja tu, stara baba, odetchnąć chciałam, nawet całkiem się zdrzemnęłam, a ten, patrzcie tylko, z czym przyszedł!
- Świetnie. Pójdę. A więc nie? Wspaniale-s. Jak w rodzinie. Za byle marne trzy tysiące wnuk na Sybir pójść musi. Nie zapomnijcie tylko nabożeństwo odprawić mi na drogę!
Pietieńka trzasnął drzwiami i poszedł. Jedna z lekkomyślnych jego nadziei, jak ta bańka mydlana, już prysła - co teraz? Pozostaje ostatnie wyjście: o wszystkim powiedzieć ojcu. A może tak dałoby się... Może coś...
*Pójdę zaraz i skończę z tym za jednym razem! - mówił sobie w duchu. - Albo nie! Nie, czemu dzisiaj... Może coś... a zresztą co takiego może być? Nie, lepiej jutro... Mimo wszystko choć dzisiaj dzień... Tak, lepiej jutro. Powiem - i wyjadę.*
Na tym stanęło, że jutro- wszystkiemu koniec...
Po rozmowie z babcią wieczór uczynił się jeszcze bardziej rozlazły. Nawet Arina Pietrowna przycichła, poznawszy prawdziwy powód przyjazdu wnuczka.