Przejdź do komentarzyOddech dziecka
Tekst 1 z 1 ze zbioru: Proza życia
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2025-12-20
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń23

Świat trzydziestoczteroletniej Marianny był esencją sukcesu i produktywności. Rezolutna dyrektorka do spraw restrukturyzacji w globalnej korporacji traktowała każdą dobę jako zasób, który należy zoptymalizować. Jej drogi zegarek na złotej bransoletce nie mierzył upływu życia, a bezwzględnie odliczał godziny do służbowych wyjazdów, minuty do spotkań i sekundy do ostatecznych terminów na kluczowe raporty dla kierownictwa. Przestronne, czteropokojowe mieszkanie na dwunastym piętrze drapacza chmur, idealnie odzwierciedlało jej zawodową pozycję – była na szczycie.

Drugim projektem była jej rodzina – trzydziestopięcioletni mąż, Adam oraz czteroletnia córka, Anastazja. Był to projekt hojnie finansowany i starannie pielęgnowany, lecz tylko powierzchownie. Drogie prezenty i ekskluzywne wycieczki miały rekompensować to, czego nie mogła im ofiarować, a było dla niej najcenniejsze: czasu.

Adam, architekt z zawodu i zamiłowania, już dawno zrezygnował z projektowania drapaczy chmur na rzecz budowania rodzinnych więzi. Kiedy Marianna mówiła o „slotach” czasowych i„deadlinach”, Adam mówił o leniwych popołudniach, wypełnionych beztroską i zabawą. Marianna, dzwoniąc z delegacji, pytała Anastazję: „Jakiej nowej rzeczy nauczyłaś się dziś w przedszkolu?”; Adam, siedząc tuż obok, dociekał „Co najbardziej podobało ci się w tym dniu?”. Adam budował z córką miasta z klocków na dywanie, w czasie kiedy Marianna kształtowała biznesowe strategie na wielkim, cyfrowym ekranie w swoim gabinecie. Marianna doskonale wiedziała, ile punktów zdobyła jej firma w rankingu, ale tylko Adam wiedział, że Anastazja lubi bajki czytane głosem „starego misia”.

Dla Anastazji mama była piękną postacią na ekranie czy zdjęciu, ale to tata był zabawą, zapachem farby i bezpieczną przystanią.

Tego dnia Adam wybrał się na szybkie zakupy, podczas gdy Marianna analizowała ostatnie slajdy prezentacji, dumie uśmiechając się do kamery w trakcie wideokonferencji z Tokio.

Anastazja wkroczyła do pokoju cicho jak cień, niemal bezgłośnie stąpając na drobnych paluszkach, by nie zakłócić jej pracy. Jej umorusana czekoladą buzia jaśniała szerokim uśmiechem, a w oczach błyszczał entuzjazm. Podeszła do biurka, mówiąc półszeptem, bo wiedziała, że mama jest „zajęta ratowaniem świata”.

— Mamusiu, czy pamiętasz, jak oglądałam z tatą film o górskiej wspinaczce? Bo ja bym chciała… bardzo chciałabym się pobawić w prawdziwą wspinaczkę górską, wiesz? Czy mogę? Mogę, Mamusiu? — Podniosła brwi i zmarszczyła nosek, co było jej typowym gestem, gdy czekała na coś absolutnie niesamowitego.

Marianna, będąc w kulminacyjnym momencie spotkania, nie mogła przerwać, a widok dziecka rodził dodatkową presję. Odwróciła głowę, nie patrząc na córkę. Uśmiechnęła się w stronę kamery, a potem beztrosko kiwnęła głową w kierunku Anastazji, szepcząc:

— Tak, oczywiście, kochanie. Wspinaj się. Tylko bądź cicho i nie przeszkadzaj mamusi, dobrze?

Oczy Anastazji rozbłysły niczym dwie, malutkie iskierki. Uścisnęła nogę mamy, po czym radośnie wybiegła z pokoju. Marianna odetchnęła z ulgą i natychmiast powróciła do sedna dyskusji o prognozowanych zyskach i stratach.

Niedługo później, przenikliwy chłód jesiennego przeciągu brutalnie zgasił poczucie tryumfu po udanej prezentacji. Odwróciła się do okna – było zamknięte. Wyszła z gabinetu. Zimne powietrze prowadziło ją do pokoju córki.

Górska wspinaczka nabrała realnej, niepokojącej perspektywy, gdy Anastazja odkryła, że jej krzesło stojące przy biurku daje się przesunąć pod szeroki parapet z dziecinną łatwością. Bez trudu poradziła sobie z blokadą i szeroko otworzyła okno, by poczuć „górski wiatr”. Wpatrzona w przestrzeń, dziewczynka stała na krawędzi, gotowa zrobić ostatni krok w pustkę.

Marianna zamarła. Nie krzyknęła. Jej pedantycznie zarządzana rzeczywistość rozkruszyła się w jednej sekundzie. Kierując się instynktem, rzuciła się przez pokój, dopadając do okna. W ostatniej chwili złapała Anastazję za skrawek koszulki. Kurczowo przytuliła córkę do siebie i runęła na miękki dywan, amortyzując upadek.

Obydwie leżały na podłodze. Marianna spazmatycznie drżała, nie z zimna, lecz w wyniku emocjonalnego otępienia.

Anastazja zaskoczona, choć nieświadoma skali zagrożenia, spojrzała na matkę z konsternacją.

— Mamo? Co się stało? Prawie się wspięłam na szczyt, widziałaś?!

Kobieta nie była w stanie odpowiedzieć. W jej głowie migały obrazy: „Wspinaj się. Tylko bądź cicho i nie przeszkadzaj mamusi, dobrze?”

Zrozumiała. Uświadomiła sobie, że jej bezmyślne przytaknięcie było milczącą zgodą na katastrofę.

Kilka sekund wystarczyło, by czas przestał być dla niej walutą. Nie istniała żadna premia, awans ani zysk, który byłby w stanie odkupić utracone życie dziecka.

Tego wieczoru Marianna nie wysłała już żadnego maila, nie odebrała żadnego służbowego połączenia ani nie sprawdziła terminów w kalendarzu.

Następnego dnia kobieta odwróciła się od horyzontu, który tak zawzięcie zdobywała. Zrezygnowała z globalnej gry na rzecz chwil, których nie dało się wycenić. Zamiast kolejnego awansu, wybrała spokój i obecność u boku rodziny.

Czas przestał być dla Marianny walutą. Stał się oddechem jej dziecka.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×