Przejdź do komentarzyW barze na Centralnym
Tekst 18 z 27 ze zbioru: Wspomnienia i opowiadania
Autor
Gatunekprzygodowe
Formaproza
Data dodania2015-02-26
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń4785

W barze na Centralnym


Ilekroć bywam na Dworcu Centralnym w Warszawie, zawsze z sentymentem wracam do minionych lat. Na dworcu tym bywałem bardzo często. A to z racji studiów w stolicy, a to z powodu częstych podróży służbowych lub odwiedzin rodziny, a to wreszcie z tytułu przyjazdu na sesje podczas jednych, a następnie kolejnych studiów podyplomowych. Jednak najbardziej utkwiły w mojej pamięci dwa pobyty na nowym już Dworcu Centralnym.

Pierwszy miał miejsce w czwartek 3 grudnia 1975 roku, a więc dwa dni przed jego oficjalnym otwarciem. Wtedy to razem z dość sporą grupą młodzieży płci męskiej zaawansowanej wiekowo, ale pewnej ideologicznie, z entuzjazmem szlifowaliśmy podwoje dworca, by w pełni blasku i dostojeństwa mógł przyjąć szczególnego gościa, czyli sekretarza generalnego KPZR Leonida Breżniewa, który przybywał specjalnym pociągiem, by zaszczycić obrady VII Zjazdu PZPR. A miał to być zjazd szczególny, gdyż zdecydowano na nim o wprowadzeniu do Konstytucji PRL zapisu o kierowniczej roli partii i przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Zmiany te 10 lutego 1976 roku formalnie wprowadził sejm. Ten entuzjazm niewiele przygasł nawet po tygodniu, a więc pięć dni po oficjalnym otwarciu dworca, kiedy dostrzegłem na nim pierwsze ekipy remontowe. A przez wiele lat niczym relikwie przechowywałem kawałki złocistozielonych profilowanych blach, które długo zdobiły wnętrza dworca.

Drugi z zapamiętanych pobytów na Centralnym miał miejsce po kilka latach, czyli za czasów późnego Gierka, kiedy hasło: „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” już trochę wypłowiało i zaczynało murszeć. Podobnie jak robiłem to wielokrotnie, tym razem też oczekiwanie na pociąg postanowiłem wykorzystać na zjedzenie obiadu w barze usytuowanym tuż nad kasami biletowymi. Zawsze zwyczajowo posilałem się tutaj pomidorową z ryżem, kotletem mielonym z ziemniakami i buraczkami oraz płynem, który nazywano kompotem. Tak było i tym razem. Zaniosłem parującą zupę i mielonego na wolny stolik i poszedłem po kompot oraz sztućce. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po powrocie dostrzegłem przy stoliku postawnego ciemnoskórego mężczyznę, który ze smakiem pałaszował moją pomidorową. Nie znałem angielskiego ani żadnego innego murzyńskiego języka, więc odstąpiłem od interwencji i w pośpiechu zacząłem konsumować mielonego z ziemniakami i buraczkami, nie zważając na to, że czarnoskóry mężczyzna tajemniczo mi się przygląda. A kiedy kończyłem swój niby kompot, mężczyzna powiedział łamaną polszczyzną: Ja rozumieć. Polska. Kryzys.

Zerwałem się na równe nogi, podniosłem z podłogi torbę turystyczną, by szybko opuścić bar. I wtedy zauważyłem, że na sąsiednim stoliku, przy którym nie siedział nikt, stał talerz z lekko parującą zupą pomidorową z ryżem, a obok drugi talerz z kotletem mielonym, ziemniakami i czerwonymi buraczkami.

  Spis treści zbioru
Komentarze (17)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
"Nie znałem angielskiego ani żadnego innego murzyńskiego języka...“ - jak u Barei.
avatar
Janko, świetne! Ale się uśmiałam... cha cha cha :D

Wyobrażam sobie tylko Twoją monę :D

Brawo!
avatar
err* nie "monę" tylko minę :D
avatar
Widzę, że nie tylko mnie bierze na wspominki :) Ot, zdarzenie w jadłodajni"na Centralnym" :) Byłem tam świadkiem innego zdarzenia (podobno częstego), nie tak żartobliwego, w tych samych latach "późnego Gierka".
Sto razy wolę czytać autentyki, niż wydumane historie.

Sugerowałbym lekkie zmiany:
- "A to z racji studiów w stolicy czy też z powodu częstych podróży służbowych lub odwiedzin rodziny, wreszcie z tytułu przyjazdu na sesje podczas jednych, a następnie kolejnych studiów podyplomowych.",
- (rozbiłbym na dwa zdania jedno długie i lekko zmienił to drugie, aby uniknąć powtórzeń "by - przy/by/wał - by"): ". Miał przyjechać specjalnym pociągiem i zaszczycić swoją osobą obrady VII Zjazdu PZPR.",
- "sejm" zapisałbym jednak z dużej litery, jako konkretną instytucję,
- po "złocistozielonych" nie powinno być przecinka?
avatar
Dziękuję za komentarze. Natomiast z uwagami Hardego zgadzam się, ale tylko częściowo. Na pewno "by" powtarza się zbyt często, na co zwróciłem uwagę dopiero teraz, a proponowane zmiany by temu zapobiegły. O ewentualnym przecinku też myślałem, ale uznałem ostatecznie, że jest on tam zbędny, więc go nie wpisałem.
Natomiast stanowczo nie zgadzam się, by napisać, że Leonid Breżniew zaszczycił zjazd "swoją osobą". "Swoją obecnością" ewentualnie tak, ale "osobą" na pewno nie. Przed kilkoma laty na tym portalu mocno walczyłem z tego typu zapisami, powołując się na znane autorytety. Jeżeli zaszczycił Leonid Breżniew, to zaszczycił tylko Leonid Breżniew, a nie Leonid Breżniew i jego osoba. Wiem, że wiele osób używa tej formuły, mówiąc: była tam moja osoba. Nieraz mówią nawet: była tam moja skromna osoba. Ze skromnością nie ma to wówczas nic wspólnego, a z bufonadą - tak. Zastanawiam się wtedy, gdzie on był w tym czasie, kiedy przykładowo jego skromna osoba głosiła na cmentarzu mowę pogrzebową. Zapewniam Cię, że to błędna forma. Jest tylko portalowy Janko, a nie Janko i moja osoba.
Nie zgadzam się, by"sejm" napisać wielką literą. Gdybym pisał "Sejm PRL" na pewno napisałbym wielką literą, podobnie jak wielką literą napisałem "VII Zjazd PZPR". Domyślność nie ma tu znaczenia.
Ale mimo wszystko dziękuję za wnikliwy komentarz.
avatar
Fakt, można zaszczycić swoją obecnością, a nie osobą. Wcześniej nie widziałem różnicy.

Sprawdziłem zapis: sejm, Sejm. Jedno i drugie jest prawidłowe. Z małej litery "sejm" jako m.in jedna z izb parlamentu. Z dużej litery "Sejm" jako konkretnie nazwa własna parlamentu (może być z: RP, PRL, ale może być też bez). Tak więc: Sejm, Sejm RP, Sejm PRL.
avatar
Hardy,to wszystko można wyczytać w regule nr 84 Słownika ortograficznego PWN.
avatar
Świetna opowieść z puentą. Niby przypadek znany, kiedyś na wycieczce szkolnej nasza wychowawczyni sama zjadła miskę mizerii, która była przeznaczona dla czterech osób przy stoliku, a potem bardzo się tłumaczyła. Ale w tej wersji zaskakujący i świetnie pasujący do całości.
Z przyjemnościa przeczytałam.
avatar
Tłumaczyła się oczywiście wychowawczyni, a nie zjedzona mizeria (niezręczne zdanie).
avatar
Bardzo dobre! Samo życie.
avatar
Obśmiałam sie :-))) Ze wstydu :-)))

Ocen nie daję, ponieważ uprzedili mnie inni ;-)))

Z wyrazami szczerego szacunku - b_d_c ;)))
avatar
centralny, to pewnie magazyn archiwalny dla wspomnień milionów ludzi. w Twoim barze (nad kasami), w 1980 r. też jadłem jakiś obiad, nie zdążyłem jeszcze do połowy spałaszować, a tu jakiś mieszkaniec dworca (chyba bezdomny) podszedł i ręką ukradł mi z talerza właśnie mielonego - zabrał i sobie poszedł jakby nigdy nic, nie uciekał. tak zdębiałem, że nawet nie zdążyłem zareagować ale też przeszła mi ochota na jedzenie. nie byłem już głodny.
ot, historie, historyjki, wspomnienia :)
sam
avatar
Zjadanie gościowi z Czarnej Afryki jego własnego obiadu u nas w k/raju??

Normalka
avatar
Na dworcu w stolicy
Zjadłem Negrowi,
Co miał covid,
Jego miskę soczewicy.

Czyś z lewicy,
Czyś z prawicy -
Tak nas uczą laicy.
avatar
Gdyś białolicy,
W kraju gościnnym,
W pięknej stolicy
Gość się nie licy??
avatar
Śmiałem się dobre parę minut - świetna historia.
Ja z dworca centralnego pamiętam ( to już lata `80) mocno to sine światło w barze sprawiające, że wszyscy wyglądali jak zombie, a żarcie - tu wygląd gra istotną rolę - odstręczało od konsumpcji.
avatar
Pani Emilio i branimirze, serdecznie dziękuję za komentarze. Też się śmieję, kiedy przypomnę sobie to zdarzenie.
© 2010-2016 by Creative Media
×