Przejdź do komentarzyDemoniczna Sekta. cz.3
Tekst 3 z 5 ze zbioru: Powiastka Nr 8
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaartykuł / esej
Data dodania2019-09-10
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń810

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY


Tajemniczy mężczyzna niecierpliwił się spóźnieniem kobiety na ich spotkanie. To co miał jej do powiedzenia było bardzo ważne.

Gnał do niej jak szalony, a ta wredna sekretareczka nie wpuściła go do Kornelii. Miał tylko nadzieję, że przekazała jego prośbę.

Nadal miał przed oczyma złodzieja. Mimo że miał zakrytą twarz, to jednak zdążył zauważyć znamię, a raczej pieczęć odciśniętą przed nadgarstkiem na wewnętrznej stronie ręki. Był to profil tygrysa. Zastanawiał się co to jest, czego ta pieczęć dotyczy. Gdy miał chwilę, szukał informacji na ten temat w Internecie.

Jedna informacja dotyczyła logo tygrysa, lecz była to firma odzieży sportowej. Druga zaś informowała krótko o nie dawno zaistniałej sekcie oznakowanej „Biały Tygrys”. Napisane było że jest to grupa okultystyczna, która sprawowała różne obrzędy.

Na razie tyle mi wystarczy.

Rzekł w myślach. Odłożył gazetę na stolik. Jego oczom ukazała się kobieta znana mu od dzieciństwa. Rysy twarzy złagodniały. Jako dziecko była chłopczycą. Teraz… Teraz jest piękną kobietą. Rude włosy spięte w elegancki kok. Brązowy żakiet, spódnica. Zielona bluzka podkreślała jej niebieskie oczy. Długie nogi przyozdabiały szare botki.

Ta elegancja.

Ten szyk.

Była zjawiskiem jakiego dawno nie widział.

Po chwili przyjemnej obserwacji, zreflektował się. Odchrząknął i wolnym zdecydowanym krokiem podszedł do kobiety.

- Witam Kornelio.

Uśmiechnięty, wysoki mężczyzna pojawił się znikąd obok jej stolika.

Wyraz twarzy przyjazny dla oka. Postawny, można powiedzieć śmiało….

Przystojny.

Mężczyzna nie wydawał się jej znajomy, lecz gdy natknęła się na jego spojrzenie w brzuchu poczuła latające motyle.

Nie, nie. Nie może mi się podobać. Przecież nie znam go…

Chyba…

- Czy poznaliśmy się kiedyś? Dlaczego mówi mi pan po imieniu?

Mężczyzna milczał. Włożył dłonie do kieszeni spodni i leniwie się uśmiechał.

Myśli pan, że dla wszystkich w każdej chwili mam czas? Mam napięte terminy, różne ważne spotkania. Ze mną trzeba się umawiać. Jestem dosyć zajętą kobieta, a teraz zabiera mi pan cenny czas na lunch.

Mężczyzna nadal milczał. Z każdą sekundą Kornelia bulwersowała się coraz bardziej.

- Proszę niech pan usiądzie i przejdzie i powie o co chodzi?.

No pięknie! Już na wstępie mnie zrugała.

Nie pamięta mnie.

Świetnie bawiła Tycjana ta jej cięta riposta, pełne usta ukazywały wyniosłość.

- Nie zajmę dużo czasu.

Usiadł naprzeciwko kobiety.

- Widzę, że mnie nie pamiętasz.

Kornelia zmarszczyła brwi.

- Przepraszam jednak nie.

- Pamiętasz sprawę z przed piętnastu lat? Ty, ja i Malwina bawiliśmy się w detektywów w Dzień Dziecka w lesie.

W jednej chwili koszmar wrócił. Pamiętała jakby to było wczoraj. Przez długie lata leczyła się z tamtych złych chwil.

Teraz zrozumiała dlaczego koszmary wróciły. To przeszłość wróciła wraz z Tycjanem.

Kornelia wzruszyła się widząc przyjaciela z dzieciństwa. Łzy pociekły po policzkach. Zakryła dłońmi twarz.

-Kornelio proszę, nie płacz.

-To naprawdę ty Tycjanie?

Szepnęła, patrząc na niego zapłakanymi oczami. Tycjan zakrył swoimi dłońmi jej dłonie. Czuła emanujące ciepło, które sprawiło, że przez ten moment stała się bezpieczna. Mimo łez uśmiechała się, była szczęśliwa.

- To takie zaskakujące. Jak mnie odnalazłeś? Co sprawiło, że postanowiłeś się ze mną skontaktować? Cieszę się, że cię widzę.

Męższczyzna odwzajemnił uśmiech.

Rozmowę przerwała kelnerka przynosząc śniadanie dla Kornelii.

- Dzień dobry. Składa pan zamówienie?

- Tak, tak. Proszę kawę i sernik jak ta pani.

Wskazał na Kornelię. Kelnerka zapisała zamówienie. Uśmiechnęła się uprzejmie, po czym cicho oddaliła.

Tycjan lustrował kobietę siedzącą naprzeciwko niego. Wciąż pamiętał tamte straszne chwile, jednak radził sobie z tamtymi wydarzeniami. Natomiast widział, że Kornelia nadal ma z tym problem.

Nie miał ochoty poruszać tego tematu. Sam pragnął o tym zapomnieć, jednak nie zatuszuje się tego w pamięci. Złe chwile, emocje, wydarzenia bardziej zapadają w ludzką psychikę.




ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY


Minęło piętnaście lat odkąd pierwszy raz po tak długim czasie zobaczył Tycjana przed cmentarzem , gdy ten próbował jego złapać.

Na szczęście nie udało mu się to.

Dzięki dobrej kondycji, mimo skończonej pięćdziesiątki był sprawny niczym dwudziestolatek.

Nagle spochmurniał.

Był na grobie tej dziwki!

Nawet po jej śmierci pieprzony maminsynek powracał do mamusi.

Dziwka kurwiła się z kim się dało. Od początku wiedziałem, że Tycjan to bękart.

Od pamiętnego dnia kiedy rozprawił się z tym ścierwem, musiał ukrywać się po najgorszych melinach. Nadal był ścigany. Sprawa przycichła, jednak nadal musi być ostrożny.

Dzięki Baltazarowi życie jakie mu ofiarowano nadawało większego napędu. To właśnie Baltazar uczynił jego sługą. Sługą, który nie zawaha się wykonać nawet najstraszniejszego rozkazu.

Spojrzał na pieczęć „rodziny”, oka białego tygrysa zerkającego na niego. Ten znak będzie przyszłością, ale również zagłada niewiernej ludzkości. Poprzez panowanie Władcy, świat nabierze ogłady.

„Rodzina” z każdym dniem kalendarzowym powiększała się. Wieczorami organizowane są spotkania, na których odbywa się chrzest nowo narodzonych.

Jest jedynym ze sługusów, który tak jak inni bliźni szukają dla Władcy kobiety, która pomoże rozwinąć mu ród. Dlatego on jako wybitny sługa namierza dla Władcy cel, wtedy On decyduje czy ona mu odpowiada. Jak dotąd mu się to nie udało.

Władca jest nadzwyczaj wybredny. Dlatego wymyślił niecny plan, który będzie miał na celu jedna z przyjaciółek Tycjana.

Swoja paskudną grę zaczął na cmentarzu. Następnie śledził Tycjana, aż do New York. Teraz znał adres pracy Kornelii. Przyglądał się tym dwóm gołąbeczkom w kawiarni jak słodko gruchali do siebie. Czół w nozdrzach, że coś z tego wyniknie, lecz tą gołąbeczkę zostawi sobie na koniec. Zniszczy Zycie Tycjana krok po kroku. Dopnie swego i wtedy poczuje się spełniony, gdy zobaczy rozpacz na twarzy bękarta klęczącego przed nim. Błagającego o litość. Skomlącego w modlitwie do Szatana o wybawienie, pozbawienie cech dobroci i wyrzekniecie się Boga na domiar dominującego zła.

Dzięki swoim szpiegom dotarł do Malwiny. Widok w ukryciu jej gabinetu był niezastąpiony.

Na to co ujrzała w pudełku, kobiety twarz w jednej chwili zrobiła się purpurowa jak i zielona. Jak papier, który ułożył na wierzchu pudełka.

Zaś cenne nabytki, które Władca pozwoli mu użyć zrobiły na niej przerażające wrażenie. W oczach zaistniał strach jakiego dawno u kobiety nie dostrzegł.

Piersi nie należały co prawda do kobiety ze zdjęcia, ale będzie ona następną z kolei kandydatką dla Władcy.

Postanowił pokazać że można na nim polegać. Jestem wierny i oddany.

Władce widział zaledwie dwa razy od czasu swojego chrztu.

Pierwszą sytuacja była wizyta w gabinecie. Umundurowany, wysłużony żołnierz przywitał się serdecznie w swoich progach. Na ścianach widniały wypatroszone zwierzęta. Na podłodze spoczywał szary wilk. Jego oczy i wyszczerzone kły nadawały realizmu. Przez sekundę był prawie pewny, że zwierze żyje. Szybko opamiętał się.

Władca nie był zbyt wymagający. Wpierw sądził, że jego pracą będzie sprzątanie pomieszczeń, ponieważ zgłosił się na stanowisko woźnego-konserwatora. Natomiast prawdziwe stanowisko pracy zostało ogłoszone na drugim spotkaniu.

To wydarzenie pamiętał tak doskonale jakby odbyło się ono wczoraj. Zawiązano mu przepaskę na oczy, sprowadzono do podziemi. Czół to przez emanujące ze ścian zimno i wilgoć.

Następnie poznał Baltazara, który oznaczył jego rękę pieczęcią białego tygrysa, klanu do którego należy, z którym stał się jednostka rodzinna.

Odmówili razem przysięgę i wtedy stał się naocznym świadkiem przemiany szefa w demona – Władcę.

W pierwszej chwili był przerażony, lecz gdy Władca spojrzał mu głęboko w oczy – strach przeminął. Czół ogromną moc jak emanowała z tego potwora. Był i nadal jest dla niego ohydny, ale akceptował jego drugie wcielenie. Jest jego pracodawcą i dzięki niemu skorzysta wiele. Mianowicie pomoże mu uiścić niecny plan. Plan, który ukoi również jego złe serce.

Od chrztu jego pracą było donoszenie na policyjne władze, inicjowanie intryg, czasem sprowadzenie dla szefa kobiety.

Raz z ciekawości zdarzyło mu się podpatrzeć co Władca wyprawia z kobietami. Fascynująca była jego umiejętność przekonywania, a raczej hipnozy kobiet, które poi chwili zachowywały się kokieteryjnie i zachęcająco łasiły się do tego potwora nie zdając sobie sprawy z jego brzydoty. Te jego szpony, kły i jaszczurzy ogon oraz skrzydła: kościste, ogromne, demoniczne. Władca kazał się im dotykać po prąciu, lizać go. Gdy dochodził, rzucał kobietę na ziemię i dziko jak zwierze zdobywał swoje trofeum. Kobieta w pierwszych sekundach odczuwała przyjemność, lecz po chwili zaczynała przerażająco krzyczeć. Powodem był wytrysk kwasu w pochwę, który palił ją od środka. Żadna nie miała szans by przeżyć. W końcu krzyk ucichł. Władca nawet nie spojrzał na denatkę. Poruszył swoimi ogromnymi skrzydłami i odleciał w ciemność.



ROZDZIAŁ DWUDZIESTY


Obecność policjantów nieco ukoiła szokujące wydarzenie, które zaburzyły jej dobry nastrój w pracy. Nigdy nie pomyślała nawet, że jej dotychczasowy spokojny tryb życia zostanie wywrócony do góry nogami.

Strach wypełnił jej serce i umysł. Na szczęście miała wokół siebie oddanych pracowników, którzy robili wszystko by zapewnić jej dobre samopoczucie i bezpieczeństwo. Ben nie odstępował jej na krok. Dziewczyny z restauracji dbały o jej żołądek. Doskonale znały ją z tego że gdy była zestresowana właściwie nie jadła. Dlatego ze swojej troski o nią przynosiły posiłki i ciepłe herbaty.

Wszyscy byli przejęci zaistniałą sytuacja. Dlatego zainteresował ją nieukrywany spokój recepcjonistki z tatuażem białego tygrysa. Miała wrażenie, że ta dziewczyna uśmiecha się. Nie z uprzejmości do zgromadzonych; mimika jej twarzy, wyraz oczu świadczył o kpinie. Ona kpiła z nich wszystkich. Cieszyła się z zaistniałego strasznego incydentu.

Przez myśl przeszło jej by przyjrzeć się dziewczynie w najbliższej przyszłości. Na chwilę obecna będzie zmuszona zamknąć pensjonat do czasu wyjaśnienia sprawy. Obiecała sobie, że nie odpuści i zajmie się recepcjonistką we właściwym czasie.

Malwina w skupieniu obserwowała jak Szeryf Robert Moore zabezpiecza dowody w jej gabinecie. Domyślała się, że nie ominie ją rozmowa, a raczej złożenie zeznania na temat dzisiejszego poranka. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Najchętniej uciekła by z tego miejsca, wróciła do domu i położyła spać.

Mimo zbliżającego się południa, gorąca, które biło z nieba, Malwina okryta niebieskim kocem drżała jak w febrze. Czuła się wykończona psychicznie. Wciąż przed oczyma stał jej widok krwi i piersi w pudełku, zdjęcia jej młodszej siostry zmroziły ją.

Pamiętała przez moment, gdy zdrętwiała przez ten makabryczny obraz. Kręciła się na kanapie, spacerowała po holu. Nagle poczuła czyjś wzrok na sobie, była pewna że ktoś ją obserwuje. Odwróciła głowę i ujrzała uśmiechniętego Bena.

No tak. Ben pilnuje mnie jakby był moim ochroniarzem.

Akurat tego mi teraz potrzeba.

Stwierdziła w myślach, następnie odwzajemniła uśmiech. Wciąż nurtowały ją te zdjęcia.

Dlaczego ktoś był tak okrutny by podrzucić jej tą straszną paczkę?

Dlaczego na tych zdjęciach jest Celeste?

I czy te piersi należały do niej?

Och! Nie! To by znaczyło, że ona nie żyje!

To straszne! Nie wytrzymam tych myśli!

Muszę z kimś porozmawiać.

Ale z kim?

Prowadziła wewnętrzny dialog. Ujęła w dłoń telefon komórkowy, najechała przyciskiem na funkcje „kontakty”. Kursor zaznaczył jej przyjaciółkę z dzieciństwa Kornelię Ample. Nacisnęła przycisk z zieloną słuchawką, po chwili uzyskała połączenie.


***


Wystraszyła się. Głośny dźwięk mówił: Ummm hej kotku, to ja twój telefon!

Drgnęła odruchowo, szybko wyciągnęła telefon ze skórzanej ciemno brązowej torebki. Jej twarz natychmiast przyodziała purpurowe rumieńce. Było jej ogromnie wstyd, że nie umiała zmienić kłopotliwego dzwonka, który dla żartu ustawił jej ojciec. Dotychczas nie czuła takiego zażenowania jak w obecnej chwili. Głównym powodem zawstydzenia, był siedzący naprzeciwko mężczyzna, który nie krył rozbawienia tekstem dzwonka.

Kornelia spojrzała na ekran z niedowierzaniem. Uśmiechnęła się do Tycjana.

- Dzwoni Malwina. Nasza przyjaciółka. Od lat nie miałam z nią kontaktu. Wiesz – spojrzała na kolegę, chciała upewnić się czy słucha uważnie. Gdy się w tym utwierdziła, kontynuowała swoją wypowiedź. – wiek dorosły nakierowuje nas tak, by dążyć do swoich wymarzonych celów. Moim było zostać reporterką i to osiągnęłam, lecz czas biegnie tak szybko, że nawet się niespodziewany zagubionych lat. Cieszę się, że dzwoni odnowimy naszą paczkę z dzieciństwa.

Tycjan uśmiechnął się czule.

- No odbierz w końcu. Inaczej pomyśli, że o niej całkiem zapomniałaś.

- Ach, tak.

Roztargniona kobieta nacisnęła zieloną słuchawkę.

- Słucham? Malwina to naprawdę ty? – zaszczebiotała słodkim głosem.

W słuchawce nie usłyszała radości której się spodziewała po tylu latach rozłąki. Natomiast usłyszała lęk i rozpacz. Spoważniała natychmiast.

- Zgadza się. Nie wiedziałam do kogo mam się zwrócić.

- Ależ jak najbardziej miło cię usłyszeć. Mów kochana co się dzieje.

- Kornelia boję się. Nie wiem dlaczego ktoś chce mnie przestraszyć.

- Malwino przerażasz mnie. Mów do cholery co się dzieje?! Poczekaj chwilkę dam cię na głośno mówiący. Nie uwierzysz, ale Tycjan mnie dziś odwiedził. Kontynuuj.

- Tycjan, halo jesteś?

Tak. Jestem, martwimy się o ciebie, opowiedz co się wydarzyło?

Malwina westchnęła ciężko.

Rano jak co dzień szykowałam się do pracy. Na wycieraczce, ktoś zostawił paczkę. W pośpiechu chwyciłam ją i pojechałam do pensjonatu. Weszłam do gabinetu i zaczęłam otwierać znalezisko. To co ujrzałam w pudełku zwaliło mnie z nóg. Byłam pewna, że zemdleje. Na szczęście Ben – pracownik, przybiegł słysząc mój krzyk i wyprowadził mnie z pokoju. Przyjechała policja. Te przesłuchania to koszmar, ale najbardziej obawiam się o Celeste, moja młodszą siostrę.

Poczekaj, chwila. Powiedz nam co było w tym pudełku.

No i dlaczego boisz się o życie siostry? - dopytywała Kornelia.

Boję się, ponieważ były tam... - rozpłakała się.

Malwinka uspokój się. Jak najbardziej jestem pewien, że oboje z Kornelią wybierzemy się do ciebie. Twój stan jest bardzo niepokojący. Nie płacz.

W słuchawce słychać było ciche, spokojniejsze chlipanie. Malwina zdecydowała się opowiedzieć do końca historie fatalnego dnia.

W pudełku znajdowały się wycięte kobiece piersi, pływały we krwi. Aaa. - zająknęła się. - na wierzchu pudełka były zdjęcia Celeste i na pierwszy rzut oka każdy pomyślał by, że należą właśnie do niej i że ona... rozumiecie?

Proszę uspokój się. Może ktoś chce cię przestraszyć, jakaś konkurencja, inny pensjonat. Ludzie są podli, potrafią sięgnąć po najgorsze czyny, ale to nie znaczy, że są to jej piersi. Głęboko wierzę, że ona żyje. Ja i Tycjan mamy dużo znajomych, wszyscy nam pomogą odnaleźć twoja siostrę i reporterzy, zatrudnię nawet detektywa. Zobaczysz jeszcze spotkamy się wszyscy razem i będziemy wspominać czasy dzieciństwa.

Tak, masz rację. Paczka o niczym nie przesądza. Postaram się uspokoić. Ben obiecał, że odwiezie mnie do domu.

A dzwoniłaś do siostry? - zapytał Tycjan.

Jasne. Nawet kilkakrotnie. Niestety nie odbiera telefonu. Martwię się.

Nie bierz sobie tego do głowy. Na pewno jest gdzieś u znajomych, albo w pracy i nie słyszy dzwonka.

Pewnie tak jest. - pocieszała się Malwina. - Będzie dobrze.

Zobaczymy się u ciebie jutro rano, dobrze? Podaj mi tylko adres SMS-em.

W porządku do zobaczenia.

Pa.

Kornelia rozłączyła się. Ciężko było jej ogarnąć sytuację Malwiny.

Tycjan jestem w szoku. Co ty o tym sądzisz?

Musimy tam pojechać i sprowadzić ją do bezpiecznego miejsca. Nie powinna być w tych chwilach sama. Musimy się nią zaopiekować.

Rozumiem twoje obawy. Tak samo uważam.

W porządku. Zadzwoń do mnie rano.

Kiwnął głową, wstał i oddalił się ku wyjściowym drzwiom.




ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY


Ciepłe promyki słoneczne zaglądały przez lekko rozchylone poły jasno – zielonych zasłon okiennych. Dziewczyna wyciągnęła swoje ciało w pościeli mrucząc niczym maleńkie gaworzące dziecko. Zerknęła na stary drewniany zegar, który właśnie przed chwilą wybił godzinę dziewiątą rano.

Czując ogromną energię, wstała i zbiegła po zakręconych spiralnie schodach wprost do kuchni. Nastawiła czajnik z wodą; w między czasie wyjęła z górnej szafki kredensu swój ulubiony pomarańczowy kubek w żółte lilie – te kwiaty ceniła sobie bardzo. Podobał jej się ich kształt i zapach.

Zasiadła za stół i rozmyślała nad wczorajszym ciężkim dniem. Ben tak jak obiecał odwiózł ją do domu upierając się przy tym by zostać na noc. Twierdził, że w jego obecności będzie czuła się bezpieczniej.

Jednak w tamtym momencie potrzebowała spokoju i samotności. Zmęczyła ja ta bieganina policjantów po jej pensjonacie, te liczne zeznania. Dlatego powiedziała Benowi, że chce zostać sama. Nie obyło się też bez telefonu od niego, chciał upewnić się że wszystko jest w najlepszym porządku. W przeciwnym razie ponownie pofatygowałby się do niej.

Z rozmyślań wyrwał ja gwizd czajnika dającego znać o gotującej się wodzie. Sprytnie podeszła do kuchenki, zakręciła kurek gazu i zaparzyła kawę, której aromat przywołał uśmiech na twarzy oraz dobry nastrój. Chodź kategorycznie zabraniała sobie jedzenia słodyczy, ponieważ miała tendencje do tycia, jednak dzisiaj odstąpiła od zakazu i popijając kawę chrupała pełnoziarniste owsiane ciastko.

Zadzwonił telefon stacjonarny. W podskokach ruszyła by podnieść słuchawkę. Sądziła, że to jej przyjaciółka z dzieciństwa Kornelia próbuje się z nią skontaktować. Komórkę miała w swoim pokoju na górze więc nie mogła usłyszeć dźwięku.

- Słucham? – rzekła.

W słuchawce wyraźnie słyszalny był stukot metali. Wydawałoby się, że obijające się o siebie żelazne łańcuchy. Poza tym szum wiatru nic więcej. Malwina pomyślała, że dzieci z sąsiedztwa robią jej żart, gdyż ponawiała się taka sytuacja co jakiś czas. Nie zwlekając dłużej odłożyła słuchawkę, lecz po chwili telefon zadzwonił ponownie. Lekko wzburzona podniosła słuchawkę, zamierzała dać reprymendę małym łobuzom. Jednak w słuchawce usłyszała nie tylko stukot metali i szum wiatru, lecz oddech najwyraźniej mężczyzny.

- Halo? – odezwała się z lękiem.

W słuchawce było słychać sapanie.

- Halo! – powtórzyła.

Malwina stała otępiała, ledwo trzymała słuchawkę w dłoni.

- Co zrobiłeś mojej siostrze ty zwyrodnialcu!

Odpowiedzią był szyderczy śmiech.

- Moja słodka wszystko w swoim czasie. Zapewniam jedynie, że zniszczę twojego znajomego. Krok po kroku.

- O czym ty mówisz popaprańcu?!

- Raczej o kim? Domyśl się inicjały powinny być łatwe do rozszyfrowania. Słuchaj uważnie : T.S.

Rozłączył się. W głowie kłębiły się tysiące pytań, nie potrafiła tego ogarnąć. Z otępienia nie wiedziała kiedy znalazła się w swoim pokoju. Nie zważała na to w co się ubrała ani jak uczesała włosy. Siedziała na nie zasłanym łóżku zalana łzami.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Malwina otarła łzy z policzków, wstała i zeszła na dół. Zerknęła w wizjer. Mimo nie ogarniętych jeszcze myśli, po nie przyjemnej, nieco dziwnej rozmowie telefonicznej z uśmiechem otworzyła drzwi. Kornelia i Tycjan przytulili przyjaciółkę z dziecięcych lat. Po czym weszli do środka nie zauważając jej podłego nastroju. Malwina poprosiła by rozgościli się w salonie. Po kilku minutach dołączyła do towarzystwa z imbryczkiem kawy i talerzem pełnym ciastek . Czuła się nieswojo, była niespokojna, co raz zmieniała miejsce. Z kanapy na fotel, to znów na kanapę. Nie mogła znaleźć wygodnego dla siebie miejsca. Wprawdzie odwiedziny przyjaciół nieco ją ucieszyły. Teraz są dorośli. Minęło sporo lat. Tycjan stał się przystojnym mężczyzną, zaś Kornelia piękną kobietą.

Tycjan spojrzał pytająco na nią swoimi dużymi oczyma.

- Malwino? Pięknie się tu urządziłaś. Masz wspaniały dar do projektowania mieszkań.

Malwina zaśmiała się nerwowo, choć bardzo chciała by wyszło to naturalnie.

- Tycjanie widzę, że doceniasz moje zainteresowanie, bardzo mnie to cieszy. Doskonale wiecie, że prowadzę pensjonat. Nie mogłam oprzeć się zaprojektowaniu pokoi dla gości. Pensjonat jest całym moim życiem. Z perspektywy czasu nigdy nie wyobrażałam sobie pracy w innym miejscu.

Kornelia uśmiechnęła się.

- To zrozumiałe. Zapewniam, że wiem co to jest za uczucie pracować w wymarzonym miejscu. Swoim sanktuarium, w którym się całkowicie spełniasz. Pewnie nie doszły do ciebie informacje, ale przejęłam „pałeczkę” po ojcu. Przepisał na mnie swoją redakcję „ THE BEST NEWS”. Teraz ja jestem właścicielką.

- To wspaniale. Cieszę się, że spełniamy się w swoich zawodach.

Tycjan nadal nie mógł pojąć dlaczego Malwina jest taka niespokojna. Sądził, że to przez wczorajszy incydent, który zaistniał w pensjonacie, lecz jego przeczucie mówiło , że to świeża sprawa i był prawie pewien, że przyjaciółka cos ukrywa. I zamierzał się tego dowiedzieć.

Malwino nie chcę wprowadzać cię w zakłopotanie, ale mam wrażenie, że jesteś podenerwowana. Czy mam rację?

Kornelia uważniej przyjrzała się przyjaciółce. Tycjan ma znakomitą spostrzegawczość, tyko ja taka pleciuga… Dodała w myślach.

- Malwino. Proszę, nie krępuj się. Wiem, że dosyć dawno się nie widzieliśmy, ale podzielam niepokój Tycjana. Chcielibyśmy się dowiedzieć co się dzieje? Z czym masz problem?

Zdenerwowanie się wzmogło.

- Nie. Naprawdę to nic wielkiego. Poradzę sobie sama z ta sprawą.

Sądziła, że odpuszczą sobie dalsze pytania. Niestety myliła się.

- Malwino?

Spojrzał na nią nie ugiętym wzrokiem.

- No dobrze. Powiem wam. Wybaczcie mi, ale skłamałam. Niedługo przed waszym przyjazdem dostałam nietypowy telefon.

Para przyjaciół siedząca na sofie uważnie się jej przyglądała.

- Mianowicie?

Ponagliła ja Kornelia.

- Zadzwonił do mnie jakiś facet. Z tego co mi powiedział wnioskuje, że jest związany z wczorajszą krwawą sprawą. Mam na myśli tą wstrętną paczkę.

Na to wspomnienie wzdrygnęła się z obrzydzeniem, mimo to ciągnęła dalej:

- Ten typ spytał mnie czy podobały mi się zdjęcia mojej siostry Celeste. Dowód w postaci kobiecych piersi nie koniecznie muszą wskazywać na moja siostrę, prawda?Bardzo mnie to wytraciło z równowagi. Zaniepokoiło mnie coś jeszcze.

Przerwała na chwile by wziąć głębszy oddech.

- Co ten człowiek powiedział? Mów szybko.

Zdenerwowana Kornelia chwyciła dłoń przyjaciela.

- Powiedział, że zniszczy mojego znajomego krok po kroku.

- Jakiego znajomego? Wskazał coś jeszcze?

Niecierpliwił się mężczyzna.

- Tak. Podał inicjały.

- Jakie inicjały? - rzekli równocześnie.

- T.S.

Kornelia odsunęła się z przerażeniem.

- Tycjan to o ciebie chodzi. To ty jesteś T.S. Tycjan Sting.




ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI


Kiedy kolejny dzień śledztwa wydawał się stać w miejscu, Robert Moore sadził, że wykorzystał wszelkie fronty działania. Ze świata wciąż napływały telefony od potencjalnych psychopatów co strasznie utrudniało mu prace. Przez to mieli nawal roboty, trzeba było sprawdzić każdy donos. Najważniejsze było to ze jednak niektóre informacje pokrywały się z faktami. Federalni zidentyfikowali kolejne trzy ciała kobiet torturowanych i zmarłych w ten sam sposób co Tracy Seth. Po skonsultowaniu się z federalnymi stwierdzono, że maja do czynienia z seryjnym morderca. Marcus Trip jest najbardziej znany profiler w New Yorku, dlatego został wezwany by pracować wraz z Moore. Sprawa zajęła im kilka żmudnych dni. Marcus zniszczył kolejny arkusz, na którym widniał profil potencjalnego mordercy. W sprawie było mnóstwo niedomówień. Sądząc, iż znaleźli odpowiedni trop jednak dowody rozbijały się na rożne strony.

Walsh wparował do gabinetu Marcusa jak poparzony.

- Szeryfie mam coś ważnego do powiedzenia, dotyczy to sprawy denatek.

- Uspokój się Walsh, bo jeszcze dostaniesz palpitacji serca i będę cie musiał reanimować. A powiem szczerze wolałbym ratować kobietę.

Spojrzał na kolegę po czym roześmieli się tubalnie. Młodszy policjant obruszył się.

- Szeryfie ciągle mnie pan traktuje jak młokosa. Poważnie mam coś ważnego do przekazania.

Starsi rangą panowie spoważnieli nieco.

- No dobrze Walsh, opowiadaj co się stało?

Mężczyzna przysiadł się do stolika.

Otóż. Na czas śledztwa przydzielił mnie pan do odbierania telefonów. Do tej pory sądziłem, że te donosy są lipne. Okazało się ze nie. Bylem pewien ze to głupie żarty jakie się wcześniej zdarzały. Właśnie znowu otrzymałem informacje. Dzwonił mężczyzna, co prawda wyczułem, że słuchawka przez która mówił była czymś przykryta, by zniekształcić głos, ale sądzę że to ta sama osoba. Moim zdaniem jest po pięćdziesiątce.

Walsh był zadowolony, zdążył zauważyć, że to co mówi interesuje słuchaczy więc ciągnął dalej.

Podejrzewam, że to nie jest morderca, lecz widział zdarzenie. Był podekscytowany, a zarazem przerażony. Opowiada co rzekomy morderca robi z ofiarami. To już zdarzyło się trzy razy.

Jak to trzy razy i nie powiedziałeś nam o tym? - wrzasnął Moore.

Przepraszam, sądziłem że to kolejny wybryk jakiegoś debila. Przecież nie jeden telefon okazał się stratą czasu.

A ty postanowiłeś to olać?

Mruknął Marcus, przetarł dłonie nie ukrywając zdenerwowania.

Poczekajcie z ocenianiem mnie, posłuchajcie co mam do powiedzenia. Te trzy kobiety, które widnieją w naszych aktach, to o nich mówił. Opowiadał, że tamten je zabija, a rozmówca odcina piersi i rozsyła po kraju zgrabne paczuszki. Mamy morderce i wspólnika. To on podesłał paczkę z piersiami Tracy Seth do Malwiny Petersom. Bełkotał, że się zemści. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia na kim i kiedy to się stanie.

Moore wstał bardzo zaniepokojony.

Walsh daje ci nowe dyspozycje. W tej chwili wychodzisz i dzwonisz do Malwiny Petersom. Musimy z nią porozmawiać. Sprowadź ją tu jak najszybciej.

Tak jest! - zasalutował i wyszedł.

Marcus może coś w końcu się ruszy. To co powiedział Walsh musi mieć z tym związek. Zemsta. Tylko co te biedne kobiety maja ze sprawa wspólnego? Dlaczego w tak okrutny sposób? Żeby wpuszczać kwas do pochwy?

Muszą przeżywać straszne męczarnie. - odrzekł Marcus.


***


Malwina Petersom była wykończona nerwowo. Dzięki Kornelii i Tycjanowi, ich wsparciu czuła się silniejsza. Kornelia martwiła się o przyjaciółkę, która z każdym incydentem stawała się coraz bardziej roztrzęsiona.

Wszyscy drgnęli na dobiegający z przedpokoju łomot do drzwi. Spojrzeli na siebie. Poderwali na równe nogi. Pierwsza odezwała się Malwina.

Spokojnie to pewnie listonosz. Zwykle o tej porze przynosi listy.

Kobieta odstawiła na stolik trzymaną drżącymi dłońmi filiżankę niedopitej kawy. Podeszła do drzwi i zajrzała w wizjer.

To nie listonosz. - szepnęła. - Za drzwiami stoi policjant.

Kornelia machnęła ręką dając tym znać, by otworzyła drzwi. Malwina mechanicznie wykonała „ polecenie „.

Dzień dobry. Czy pani Malwina Petersom?

Dziewczyna kiwnęła głową potwierdzając swoja tożsamość.

Jestem zastępcą szeryfa, Walsh. Przysłano mnie do pani po to, by zabrać panią na komisariat policji na przesłuchanie w sprawie incydentu w pani pensjonacie.

Ach rozumiem, dobrze. Za chwilkę do pana przyjdę.

Ukłonił się i zawrócił w kierunku radiowozu.

Słuchajcie, muszę jechać na komisariat.

Na twarzy malowało się zakłopotanie.

Spokojnie, nie przejmuj się. Jedź z panem Walsh, a my ruszymy za wami. - rzekł Tycjan.

Naprawdę? - uniosła brwi z zachwytu. - Jesteście kochani.

Dwadzieścia minut później, Malwina siedziała naprzeciwko policjanta Walsh`a. Tycjan i Kornelia zaś czekali na zewnątrz. Walsh z miłym uśmiechem na twarzy podał kobiecie plastikowy kubek z Kawą i pączka. Malwina odwzajemniła uśmiech.

Dziękuję, ale nie mam ochoty na nic słodkiego. Jestem zbyt zestresowana ostatnimi wydarzeniami.

Aspirant wstał, wyciągnął dłonie z kieszeni.

Muszę panią zostawić samą na parę minut. Podejdę do szeryfa i uprzedzę, że pani już jest. Szeryf Moore poprowadzi przesłuchanie.

Oznajmił, po czym wyszedł zamykając z hukiem drzwi. Kobieta objęła się rękoma. Zastanowiło ją nazwisko szeryfa. Moore... Brzmi znajomo, lecz nie przypomina sobie żadnego incydentu z policją. Zawsze prowadziła się poprawnie. Usłyszane nazwisko nie dawało jej spokoju. Przeanalizowała swoje nie zbyt długie życie i stwierdziła, że musiało jej się to nazwisko wydawać tylko znane. Pracuje w pensjonacie. Gości co roku jest mnóstwo. Być może, ktoś o tym nazwisku wynajmował pokój.

Drzwi z łoskotem otworzyły się i wszedł policjant Walsh z dwoma mundurowymi i … jej przyjaciółmi. Malwina poderwała się z krzesła.

Co to ma znaczyć? - spytała. - Co wy tu robicie?

Proszę się uspokoić. Nikogo nie aresztujemy. -rzekł szeryf. - Ci państwo powiedzieli, że są pani przyjaciółmi. Pan Tycjan przypomniał mi waszą trójkę.

Jak to? To pan nas zna?

Wycedziła zaskoczona. Szeryf uśmiechnął się.

Usiądźmy proszę.

Zasiadł naprzeciwko Malwiny, założył dłonie jak do pacierza i rzekł:

Zgadza się pani Malwino, znam was doskonale. Jak mniemam nie pamięta mnie pani. Otóż za chwilkę wyjaśnię skąd się znamy. Piętnaście lat temu prowadziłem pewną makabryczną sprawę. W lesie odnaleźliśmy zapuszczoną nieużywaną leśniczówkę. W której przeprowadzane były eksperymenty na dzieciach i zwierzętach. Zamieszkiwał tam leśniczy Cameron Vegas. W piwnicach tej chaty mieściło się laboratorium. Zauważalne gołym okiem było, że projekt tego pomieszczenia został skrupulatnie przygotowany. Znajdowały się tam różne rządowe preparaty, jak i narzędzia pracy. Cameron Vegas pracował niegdyś dla Rządu stąd dostęp do takich niespotykanych jak w innych laboratoriach rzeczy. Znaleźliśmy badania opisane odręcznie w aktówkach, dotyczyły one nieśmiertelności. W pamięci zapadła mi scena niczym z horroru, gdy napadł na mnie i mój zespół operacyjny ogromny mutant psa. Dzięki policyjnemu wsparciu zagrożenie zostało unicestwione. Wolsh znalazł zwłoki Camerona w zakamarku. Miał wyszarpane serce. Trudno to określić, ale wydaję mi się że to były szpony jakiegoś innego mutanta. Wtedy stwierdziłem, że to nie dorzeczne, ale widząc zmutowanego psa oznajmiłem: wszystko jest możliwe. To zajście, gdzie wasza trójca odnalazła grotę ze zwłokami dzieci. To były nie udane eksperymenty Vegas`a i jak się okazało później znakomitego chemika Demetry. - podrapał się w łysą głowę. - Nie pamiętam nazwiska. Mniejsza z tym. Ten Demetry był jego wykonawcą, wspólnikiem. Znaleźliśmy spisaną umowę między nimi.

To co pan opowiada wydaje się nie prawdopodobne.

Rzekła Malwina spoglądając na przyjaciół w równym niedowierzaniu. Szeryf Moore zwrócił się do Tycjana.

Teraz też dzieją się niesamowite zdarzenia. Morderstwa szerzą się z prędkością światła. Sprawdziłem nazwiska. Wszystkie kobiety pochodzą z naszego miasteczka. Co gorsza z waszego gimnazjum – wasz rocznik.

Walsh poruszył się niespokojnie.

- Dziś znalazłem nowy trop. Uważam, że wczorajszy incydent w pani pensjonacie jest powiązany z tymi morderstwami. Wszystkie zmarłe uczyły się z wami. Po danym morderstwie dzwoni do nas mężczyzna tutaj na komisariat i opowiada jak owe morderstwo przebiegło. Mamy nie tylko mordercę, ale i wspólnika, który do nas telefonuje.

Właśnie.

Wtrąciła się Malwina.

Muszę jeszcze dopowiedzieć, że do mnie też ktoś dzisiaj rano dzwonił.

Szeryf zerknął z zainteresowaniem na kobietę w czerwieni.

Dziś? Dlaczego od razu nam pani tego nie wyznała?

Wprawdzie nie było kiedy...

Rzekła zakłopotana rumieniąc się.

No dobrze. Proszę niech nam pani opowie co mówił rozmówca. Jeszcze jedno...

Zamilkł na chwilę spoglądając na Tycjana i Kornelię.

Czy byliście świadkami tej rozmowy telefonicznej?

Malwina wyprostowała się i rzekła pospiesznie:

Absolutnie nie. Moi przyjaciele nie byli przy tej rozmowie. Rano zaparzyłam kawę, gdy nagle zadzwonił telefon. Mężczyzna przyznał się do tego, że podłożył mi tą ohydną paczkę. Najgorsze jest to co potem powiedział...

Walsh oparł dłonie na stół przy którym siedzieli pozostali.

Co takiego powiedział?

Malwina spojrzała na przyjaciół kątem oka od których dostała wsparcie poprzez uśmiech.

Zagroził, że zniszczy mojego przyjaciela krok po kroku.

Walsh co raz bardziej był zaintrygowany.

Określił o kogo chodzi?

Dokładnie nie, ale podał inicjały i wraz z Kornelią domyśliłyśmy się o kogo chodzi.

Mianowicie? - niecierpliwił się szeryf Moore.

T.S. Uważam, że chodziło o Tycjana Sting`a.

Policjanci spojrzeli na siebie.

Jesteśmy w szoku. Ta zagadka zdaje się nie mieć końca. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego ktoś tak się na was uwziął?

Szeryf spojrzał na aspiranta.

Nie mam pojęcia, ale rozszyfrujemy te nieścisłości. Przede wszystkim muszę otworzyć sprawę zamordowanych trzech dziewczynek sprzed piętnastu lat.

Cała trójka przyjaciół spojrzała na szeryfa z przerażeniem. Nigdy nie zapomnieli tego wydarzenia. Na każdym z nich wywarło ono ogromne piętno.






  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×