Przejdź do komentarzy'Monarcha, wielki niedźwiedź Tallacu'. Część dziesiąta.
Tekst 26 z 26 ze zbioru: 'Opowiadania o zwierzętach'
Autor
Gatunekpopularnonaukowe
Formaproza
Data dodania2025-12-22
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń23

Część dziesiąta


Cała trawa i wszystkie drzewa po zachodniej stronie zbocza Tallac`u były wypalone przez ogień. Lan ruszył ku nowej chacie na wschodnim zboczu, gdzie były trawy i drzewa. Były tam także ptaki, króliki i grizli Jack. Jego rana goiła się szybko lecz on zapamiętał zapach strzelby – nowy i straszliwy zapach dymu. Ruszył w dół zbocza Tallac`u podążając za aromatem miodu. Stado głuszców przeleciało nad jego głową, gdy pochwycił zapach człowieka. Wtedy usłyszał wystrzał i jedna z pardw padła martwa blisko niego. Kroczył w tym kierunku węsząc, podczas gdy mężczyzna również wyszedł w kierunku pardwy z krzaków w pobliżu niego. Byli oddaleni tylko dziesięć stóp jeden od drugiego i rozpoznali się. Łowca zauważył niedźwiedzia z opalonym futrem i o rannym boku, a niedźwiedź poczuł zapach dymu ze strzelby, i skórzanego ubrania. Mężczyzna odskoczył w tył i padł na ziemię. Grizli był przy nim. Łowca leżał niczym martwy z twarzą skierowana ku ziemi ale zanim Jack uderzył go pochwycił zapach, który sprawił, że przerwał tę czynność. Czy to było coś z przeszłości, co przyszło do niego wraz z zapachem mężczyzny? Kto to może wiedzieć? Ale jego nienawiść zniknęła; nie uderzył lecz obrócił się i pozostawił łowcę.

Jednak nic z przeszłości nie powróciło w pamięci Lana. Do swego przyjaciela powiedział: „Nigdy nie wiesz co grizli zrobi. Dlaczego mnie nie uderzył, nie wiem. Lecz powiem tobie, Pedro, że niedźwiedź, który zabił twoje owce na skałach i w kanionie to ten sam niedźwiedź”. „Ale jak to się ma względem niedźwiedzia wysokiego na pięćdziesiąt stóp, którego widziałem na własne oczy?” - zapytał Pedro. „Przypuszczam, że była noc i miałeś trochę zbyt wiele mrocznych wrażeń. Lecz nie martw się. Dostanę go jeszcze”. Lan Kellyan poprosił Lou Bonamy`ego aby przyłączył się, ponieważ pies Bonamy`ego łatwo mógł pochwycić trop. Wobec tego wszystkiego załadowali cztery konie zaopatrzeniem i różnymi innymi rzeczami, które potrzebowali, poszli i ustawili swój namiot po wschodniej stronie góry. Pozostawili konie na łące, a wtedy wyruszyli na łowy. Pies podchwycił trop i prowadził, a łowcy podążali za nim. Robili wiele hałasu, który Jack słyszał milę dalej, na górze, powyżej nich. Zszedł w dół zbocza góry i odnalazł ślady myśliwych i ich psa. Jego nos powiedział mu od razu, że to był myśliwy, którego już znał. Zapach psa szczególnie go ekscytował i łapy Jacka poruszały się cicho i szybko – cudownie cicho, wzdłuż śladów swych wrogów. Na skalistym gruncie pies nie mógł iść szybciej niż niedźwiedź i tym sposobem Jack wkrótce dogonił psa. Wiatr przyniósł psu zapach niedźwiedzia z tyłu, więc popędził w jego kierunku. Jack czekał, a gdy pies podszedł uderzył go od razu. Nie było potrzeby uderzać drugi raz. Myśliwi szukali w milczeniu psa przez pół godziny zanim odnaleźli martwe ciało. Bonamy kochał swego psa i wraz z Lanem poprzysięgli zabić niedźwiedzia. Bez psa musieli zrobić nowy plan działania. Znaleźli dwa lub trzy dobre miejsca na pułapki. Wtedy Lan powrócił do swojego obozu po siekierę podczas gdy Bonamy przygotowywał grunt.

Kiedy Lan był w pobliżu obozu, zatrzymał się na minutę aby rozejrzeć się dokoła siebie. Tam, na zboczu wzgórza, spoglądając w dół na obóz, siedział grizli. Lan zauważył brunatną sierść jego łba i kark. Wiedział, że on i niedźwiedź byli ponownie twarzą w twarz. Lan wystrzelił ale chybił głównej części łba. Pocisk uderzył niedźwiedzia w pysk wybijając mu jeden z jego kłów. Grizli skoczył w górę prychając i ruszając się w dół wzgórza, w kierunku łowcy. Lan wdrapał się na drzewo i przygotował do wystrzału ponownie. Obóz znajdował się właśnie pomiędzy nimi i niedźwiedź szarżował na niego. Jednym uderzeniem swych pazurów obalił namiot i podarł. Potem puszki poleciały we wszystkich kierunkach. Mąka z worków uleciała niczym dym. Trach! I wszystkie filiżanki były na ziemi potłuczone w kawałki. Szus! I worek z nabojami był już w ogniu. Wtedy niedźwiedź ujrzał butelkę czegoś co już znał; wyciągnął korek, uniósł butelkę do swego pyska w sposób, który sugerował, że miał z czymś takim uprzednio do czynienia. Ale nie polubił tego co znajdowało się w butelce, więc porzucił ją. Lan, siedząc na drzewie, przyglądał się temu wszystkiemu ze zdziwieniem. Naboje wrzucone do ogniska zaczęły eksplodować. Jack obrócił się dookoła; nie lubił tego dźwięku, wobec czego podskakując ku brzegowi, skraju lasu, popędził dalej między drzewa.

Minęło więcej czasu niż tydzień zanim łowcy mogli nareperować całe uszkodzone mienie, dokonane przez niedźwiedzia i kupić nowy magazynek amunicji, zaopatrzenie. Obydwaj mówili, że to była walka zmierzająca ku końcowi. Nie powiedzieli: „Jeśli go dopadniemy...” ale „Kiedy go dopadniemy...”.



  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×