Przejdź do komentarzyPanek
Tekst 3 z 11 ze zbioru: Przyjaciele z dzieciństwa
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2011-02-18
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń4964

Panek


Nikt nie pamiętał kto i kiedy tak dziwacznie oraz nie po psiemu go 

nazwał. Bo gdyby to był Burek, Azor, Kruczek, a nawet Ciapek, ale żeby 

Panek? Nie potrafiłem tego zrozumieć, ani nawet nie próbowałem 

wyjaśnić, komu przyszedł do głowy tak absurdalny pomysł. W dziecinny 

sposób tłumaczyłem sobie, że Panek musi być psem szczególnym, bo jako 

jedyny w okolicy nosił takie dziwne imię i również tylko on nie był 

wiązany przy budzie na łańcuchu. Co prawda próbowaliśmy go 

kilkakrotnie więzić, ale zawsze uwalniał się, gdyż obroża nie zatrzymywała 

się na jego maleńkiej, kształtnej główce. Jako jedyny też pies był 

przyjazny wobec wszystkich, łasił się nawet do nieznajomych i na nikogo 

nie szczekał. Nie uciekał, jak wszystkie psy w okolicy, na wierzchołek 

dachu stodoły na widok wuja Kamienieckiego, a jedynie chował się 

dyskretnie za węgłem obory lub stodoły i stamtąd bacznie go obserwował. 

A wuj Kamieniecki też docenił jego klasę i nie skrócił mu ogona swoim 

ostrym kozikiem, jak robił to wszystkim innym napotkanym młodym psom. 

Dlatego Panek, drobniutki, szary piesek z błyszczącą sierścią, sterczącymi 

uszkami, ostrym pyszczkiem i mądrymi, przenikliwymi oczami oraz 

dumnie zakręconym ogonkiem mógł spokojnie paradować po okolicy. 

I rzeczywiście robił to nieustannie, ale najczęściej ze swoją panią, czyli 

moją mamusią. Mnie też kilka razy się poszczęściło i wtedy powolutku 

spacerowałem z Pankiem po wsi, szczególnie koło spółdzielni, bo tak 

nazywany był jedyny we wsi geesowski sklep, oraz koło szkoły i kościoła, 

gdyż tam można było spotkać najwięcej osób. Nigdy jednak do tych 

budynków nie wszedł, jak to robił ze swoją panią. Jej towarzyszył 

wszędzie. Nie pomagało zamykanie w pomieszczeniu lub wiązanie na 

łańcuchu. Zawsze znalazł sposób, by odnaleźć ją u sołtysa, w spółdzielni, w 

gminie, a nawet w kościele. Zawsze też zaskakiwał wszystkich swoim 

niespodziewanym pojawieniem się. Nie szczekał wtedy, nie skomlał i nie 

drapał drzwi pazurami, lecz dyskretnie czekał w ukryciu na ich otwarcie. 

Panek był ponadto niezwykle towarzyski. Nie przepuścił żadnego 

uroczystego przyjęcia, wesela i chrzcin, a nawet pogrzebu w okolicy, jeżeli 

oczywiście była tam jego pani. Jak chyba nikt inny potrafił też bez 

większego wysiłku pokonywać duże odległości i korzystać z tak zwanej 

okazji. Wielokrotnie zdarzało się, że niezauważenie wskakiwał na jadącą 

drogą obcą furmankę, ukrywał się na niej, a potem również dyskretnie 

wyskakiwał z wozu i czekał na swoją panią u celu jej wyprawy. 

Dwa wydarzenia mocno zaważyły na dziejach Panka. Pewnego dnia 

był na tyle skutecznie zatrzymany w domu, że odnalazł swoją władczynię 

dopiero w kościele przy konfesjonale. Ukrył się za nią cichutko, a gdy 

ksiądz Orłowski zakończył spowiedź i podał stułę do pocałowania, 

przebiegł niezauważony na drugą stronę konfesjonału, oparł się przednimi 

łapkami o jego ściankę i wnikliwie wpatrywał się w otworki. Kiedy 

proboszcz pochylił się do kratki, by rozpocząć kolejną spowiedź, Panek 

cichutko zakwilił i żarliwie spojrzał mu w oczy. Innym razem też zdążył na 

ostatnią chwilę. Dostrzegłszy nieobecność swojej pani, wyrwał się z 

mieszkania, pozbył swoich manier i błyskawicznie na przełaj pokonał 

ponadpółtorakilometrową odległość. Do kościoła dotarł podczas udzielania 

komunii świętej, przedarł się niezauważony do kratki przed ołtarzem i 

czekał zaczajony, lekko merdając ogonem. A gdy ksiądz udzielał 

sakramentu jego pani, podbiegł cichuteńko, wspiął się przednimi łapkami 

na barierkę obok niej, podniósł pokornie główkę i otworzył maleńki 

pyszczek. 

Tego dla proboszcza było już za wiele. Po mszy zrobił mamie awanturę, 

której świadkiem był przerażony i skruszony Panek tulący się do jej nóg, 

wciskający ogonek między tylne łapki i wiernopoddańczo patrzący jej w 

oczy. Kapłan wypomniał też to zdarzenie w kazaniu na najbliższej mszy 

świętej. A Panek? Cóż, poczuł się tym wszystkim dotknięty, zdruzgotany, a 

może nawet wyklęty. Nie wychodził z domu, jego skóra straciła swój 

srebrzysty połysk, a oczy dotychczasowy blask. Któregoś dnia zniknął bez 

śladu. Może nie potrafił znieść doznanego upokorzenia i odszedł w 

nieznane, a może ktoś potajemnie pomógł mu odejść.

  Spis treści zbioru
Komentarze (6)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Urocza gawęda:)
avatar
wspaniały,ciepły tekst
avatar
Piękny pean na cześć świętej pamięci Panka.

Niech spoczywa w pokoju
avatar
Pani Emilio, bardzo dziękuję.
avatar
Biedny psinka Panek
Miał w kościele przerąbane
W wieczór czy w poranek ;(

W katolickiej Hiszpanii piesek chadza sobie ze swym panem i na dobre winko, i na cmentarz, i dzie chcieć.

U nas jak nie zapory czy wysokie z drutem kolczastym ogrodzenia, to zawsze jakiś inny jeszcze na wszystko szlaban

;(

Pieskie życie, szkoda słów

doprawdy
avatar
Pani Emilio, bardzo dziękuję.
© 2010-2016 by Creative Media
×