Przejdź do komentarzyKwak
Tekst 5 z 11 ze zbioru: Przyjaciele z dzieciństwa
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2011-02-23
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń4805

Kwak


Spotkałem go przypadkowo w strumyku płynącym za domem w stronę 

lasu, a potem do rzeki, gdy z Jankiem Wróblów łowiliśmy wiklinowymi 

opałkami ryby. Był małym, wystraszonym kaczątkiem, unoszonym 

bezwiednie przez leniwy nurt zmąconej wody. Wziąłem go do rąk, a on 

przylgnął do moich dłoni i błagalnie patrzył mi w oczy. Jego lewa nóżka 

była jakoś dziwnie zdeformowana i lekko krwawiła. Nie było wyjścia, 

postanowiłem mu pomóc, ale chciałem to zrobić bez wiedzy pozostałych 

domowników. Zanieśliśmy go z Jankiem do stodoły i w zasieku, w którym 

na przednówku nie było zupełnie nic, z wyjątkiem faszyny służącej za 

podkład pod zboże, zrobiliśmy legowisko i zasłoniliśmy je workami od 

strony klepiska. A żeby kolega nie ujawnił mojej tajemnicy, podebrałem z 

kurnika dwa kurze jaja i dałem mu, by kupił sobie za nie dropsy u siwej 

babki, która akurat tego dnia z całym handlowym majdanem miała przed 

wieczorem odwiedzać nasze chałupy i u kogoś zanocować. Janek moją 

ofertę przyjął bardzo ochoczo. Ja natomiast scyzorykiem wystrugałem dwie 

maleńkie deszczułki, tak zwane laszczki, obłożyłem nimi i unieruchomiłem 

złamaną kaczą nóżkę, a na ranę założyłem prowizoryczny opatrunek. O 

dziwo, nóżka zrosła się prawidłowo. 

Z tyłu stodoły zrobiłem wejście bezpośrednio do zasieku, aby skrycie 

wchodzić do nowego przyjaciela i tam go dokarmiać. Konspiracja trwała 

kilkanaście dni, aż kiedyś moja siostra Wanda zauważyła, że podkradam 

karmę przygotowaną dla piskląt i gdzieś ją wynoszę. Śledziła mnie, a 

poznawszy tajemnicę, podzieliła się nią z mamusią. I w ten sposób 

kaczątko trafiło do stadka żółciutkich kaczych miniaturek, które wykluły 

się z jaj przed kilkoma dniami. Kwak – bo tak go nazwałem – z trudem 

adaptował się do nowej kaczej rodziny, nieustannie sygnalizując swoją 

dorosłość i samodzielność, by z czasem całkowicie się z niej wyalienować. 

Po kilku miesiącach wyrósł na urodziwego i dumnego kaczora, 

wyróżniającego się w stadzie nie tylko wielkością, ale przede wszystkim 

dostojnością oraz pięknym i wielobarwnym upierzeniem. Swojej dumy i 

wyższości pozbywał się tylko wtedy, gdy głaskałem jego kolorową główkę, 

a on odpowiadał mi przyjaznym kwakaniem. 

Mijały lata, w zagrodzie co roku pojawiały się nowe kaczątka, które z 

czasem stawały się dorosłymi kaczkami lub kaczorami. Niektóre z nich 

przeznaczano na rosół lub pieczeń, inne sprzedawano. A mój Kwak trwał 

nieustannie, przez jakiś czas przewodził nawet kaczej rodzinie i coraz 

bardziej przyjaźnił się ze mną. Wielokrotnie odprowadzał mnie dróżką w 

kierunku gościńca, gdy szedłem do kościoła lub spółdzielni. W pewnym 

momencie zatrzymywał się, kilkakrotnie kwakał, trzepotał skrzydłami, a 

potem odwracał się i swoim charakterystycznym kaczym chodem dreptał 

do sąsiadującego rowu. Podobnie było podczas mojego powrotu. 

Podchodził, wyciągał kolorowy łepek do głaskania oraz kilkakrotnie 

kwakał. 

Trwało to przez kilka lat i nasze wzajemne relacje stały się dla 

wszystkich rzeczą normalną. Jednak z czasem Kwak zaczął tracić 

dotychczasowy urok, trochę zmizerniał, zaczęły wypadać mu pojedyncze 

pióra, pozostałe zaś stawały się wiotkie i mniej wyraziste, a chód robił się 

coraz bardziej kaczy i chybotliwy. Tylko jego umysł pozostawał 

nieustannie sprawny. Nie nadawał się już na pieczeń, a tym bardziej na 

rosół, z pewnością też nikt nie chciałby go już kupić. W tej sytuacji cała 

rodzina uznała, że Kwak zasłużył sobie na dożywocie, z czego byłem 

wyjątkowo zadowolony. 

Któregoś dnia tradycyjnie odprowadził mnie w kierunku gościńca, 

pożegnał na swój kaczy sposób, ale nie zatrzepotał skrzydłami i nie 

podreptał kąpać się do brudnej wody, tylko długo stał i patrzył za mną. 

Kiedy wracałem do domu, leżał w tym samym miejscu. Tam też 

pogrzebałem jego zwłoki.

  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo ładny, pogodny tekst. Kwak był tak sympatyczny, że pod koniec opowiadania zrbiło mi się go żal.
avatar
piękny tekst pełen ciepła i uczucia
avatar
Dzieci kochają świat,
i szkoda, że z wiekiem

- gdzieś, Bóg wie, gdzie -

zatraca się ten ich dar żywego, czującego serca...
avatar
Dziwaczne rozbicie tekstu na atomy kolejnych linijek bardzo utrudnia jego odbiór
© 2010-2016 by Creative Media
×